"Warmia i Mazury to raj na ziemi". Z Wielkiej Brytanii wrócili na Warmię

2022-09-25 14:45:33(ost. akt: 2022-09-23 15:14:51)
Jim

Jim

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

— Ostatecznym powodem podjęcia decyzji o powrocie do Polski było ogłoszenie o sprzedaży nieruchomości z gniazdem bocianim. Na działce tej od 10 lat nikt nie mieszkał. Przebywały tam tylko bociany i to właśnie one finalnie ściągnęły nas do Polski — mówi Agnieszka Łukasiewicz, która niedawno wróciła stamtąd do Olsztyna.
Agnieszka Łukasiewicz po studiach wyjechała do Wielkiej Brytanii. — Moja droga do Wielkiej Brytanii była stopniowa. Już na studiach często tam wyjeżdżałam, ucząc się języka angielskiego. Gdy wkraczałam w dorosłość, ten kraj był znanym mi miejscem, lecz wciąż stanowił przyciągający zakątek świata. W 2008 roku wydawało się, że jest to szansa na bycie w innym miejscu, które było dla mnie zawsze drugim domem. Dodatkowo pojawiły się cele ekonomiczne, które zazwyczaj przyświecają ludziom przy wyjazdach za granicę. Wtedy Wielka Brytania dla nas, Polaków, była wielkim światem – bardziej rozwiniętym, otwartym i tolerancyjnym — mówi Agnieszka Łukasiewicz.

Nietypowe życie w Wielkiej Brytanii


Kończąc studia, Agnieszka nie wiązała przyszłości z wybranym uprzednio kierunkiem na studiach, a wyjeżdżając do Wielkiej Brytanii, nie miała planu na życie zawodowe.
— Wszystko się rozwijało w swoim czasie Zajęło mi to całe 13 lat, a skoncentrowałam się na dwóch pasjach. Pierwsza to miłość do koni, która od zawsze mi towarzyszyła. W Anglii prowadziłam zajęcia terapii z nimi. Druga to przyroda, czyli wszystko, co ekologiczne. W związku z tym pracowałam przy projekcie naukowym nad uprawami starożytnych odmian zbóż. W międzyczasie uczyłam dzieci w domu – a właściwie na farmie, na której mieszkały nasze kury, pszczoły, konie, psy, mnóstwo małych i większych zwierzaków. Zwierzęta te traktowaliśmy jak członków naszej rodziny – czasami był to zaplanowany dodatek, a niekiedy kwestia pomocy czy ratowania z opresji — opowiada.

Agnieszka, Jim i życie w Wielkiej Brytanii


— Z Jimem poznaliśmy się za pośrednictwem mediów społecznościowych. Zauważyliśmy się bardzo szybko, bo ton naszych wypowiedzi był zawsze do siebie zbliżony. Oboje chcieliśmy pokazać, że można traktować przyrodę inaczej. Każdy z nas chciał coś zrobić dla środowiska. Dodatkowo okazało się, że Jim był zafascynowany Polską. To również nas połączyło. Poprosił mnie, abym uczyła go języka polskiego, i tak się to wszystko zaczęło — opowiada Agnieszka.
— Jim prowadził wtedy z bratem działalność, która polegała na budowaniu ogrodów naturalnych i szerzeniu tej idei wśród ludzi z Wielkiej Brytanii. Był on dosłownie i pośrednio ambasadorem na rzecz przyrody, bo oprócz pełnienia funkcji ambasadora przy towarzystwach ochrony ważek i motyli, zawsze też starał się przybliżyć informacje o życiu zwierząt ludziom. Dodatkowo nauczał, jak można pomagać przyrodzie we własnym domu i ogrodzie. Jim prowadził wykłady, pisał artykuły, występował w programach TV. Pojawiła się też idea napisania książki, którą ostatecznie zrealizował — opowiada miłośniczka przyrody z Olsztyna.

Wszystko układało się idealnie: wspólne działania, wspólne pasje. Jednak nad szczęściem pary zawisły czarne chmury. — O ile w prywatnym życiu byliśmy bardzo szczęśliwi, tak w życiu zawodowym zaczęły narastać problemy. Jim stracił firmę. W bezpośrednim sąsiedztwie naszego domu rozpoczęła się budowa szybkiej kolei. Po kilku miesiącach walki o nasze miejsce, walki o rosnące tam ponad 100-letnie drzewa, wiedzieliśmy, że nie możemy tam zostać. Zaczęliśmy szukać nowego miejsca.

O powrocie do Polski zadecydowała pasja


— Bardzo trudno było nam wyjeżdżać. Kiedy przyszła pora na decyzję, Polska wydała nam się jedyną w swoim rodzaju ostoją i oazą, w której moglibyśmy się zatrzymać i zacząć wszystko na nowo. To był bardzo emocjonalny, ale też stresujący okres – bardzo trudna przeprowadzka, szczególnie że nasza rodzina jest tak duża. Musieliśmy zorganizować transport nie tylko dla siebie, ale i dla naszych zwierzaków — opowiada miłośniczka ekologii.

— Ostatecznym powodem podjęcia decyzji o powrocie do Polski było ogłoszenie o sprzedaży nieruchomości z gniazdem bocianim. Na działce tej od 10 lat nikt nie mieszkał. Przebywały tam tylko bociany i to właśnie one finalnie ściągnęły nas do Polski.

— Jechaliśmy tu z myślą o bocianach, o przyrodzie polskiej, o Warmii i Mazurach, o wspaniałych jeziorach. Mieszkając poza Polską, zawsze tęskniłam za czystą, jeziorną wodą. Wielka Brytania cierpi z powodu zanieczyszczenia wody rzek i jezior. Jechaliśmy jak do raju. Ściągnęły nas przyroda i rodzina.

Obecne życie w Polsce.


Kilka ostatnich miesięcy to dla Agnieszki Jima czas wybudowania własnego gniazda i przygotowania własnego miejsca. Ich baza znajduje się w Olsztynie, jednak bardzo dużo czasu spędzają na „bocianiej” działce.

— W ciągu kilku ostatnich miesięcy własnoręcznie wybudowaliśmy mały drewniany domek. Wyremontowaliśmy też dach starej stodoły — opowiada Łukasiewicz. — W międzyczasie musieliśmy zadbać o przyrodę, którą tutaj zastaliśmy. Jim przeszedł od razu do działania, budował instalacje i domy dla ptaków. Po podliczeniu okazało się, że dorastało tu około 130 pisklaków z 15 różnych gatunków ptaków. Niektóre z nich pojawiły się dzięki naszej pomocy – krętogłów czy czarnogłówka zamieszkały w przygotowanych budkach. Nie mogłyby tu bez naszej pomocy założyć rodziny, ponieważ nie miałyby odpowiednich dziupli. W Polsce nie badano jeszcze lęgów czarnogłówki w budkach lęgowych. Wygląda na to, że to pionierski projekt. Będziemy to opisywać — mówi Agnieszka.

— Niedawno skończyliśmy budować pierwszy tutaj staw naturalny, przygotowaliśmy legowiska zimowe dla płazów i gadów, powstało nowe gniazdo bocianie na stodole. W tej chwili pozyskujemy z okolicy nasiona dzikich kwiatów oraz drzew, którymi zamierzamy wzbogacić bioróżnorodność na naszej działce. Do tej pory odnotowaliśmy 44 gatunki motyli – lista ta stale rośnie.

— Obecnie zaczynamy działalność poza własnym terenem. Próbujemy nawiązać kontakty z osobami, które zajmują się ochroną przyrody. Prowadzimy działalność edukacyjną. Chcemy zakładać ogrody naturalne jako małe rezerwaty przyrody, zaczynając od domów, poprzez parki w miastach, po rozległe obszary na terenach wiejskich – budowa stawów naturalnych, tworzenie łąk, nasadzeń śródpolnych. Wszystko jeszcze przed nami — opowiada Agnieszka Łukasiewicz.

Cel działań przyrodniczej pary


— Zależy nam na tym, aby zarazić ludzi pasją do przyrody, aby więcej osób zauważało, kto mieszka i co dzieje się dookoła nas. Często znaczącą rolę pełnię bardzo małe zwierzaki, które mogłyby się wydawać nieistotne. A jednak… Są i żyją w określonych warunkach środowiska, których nie powinniśmy zaburzać ani niszczyć. One polegają na nas, a my na nich. Jesteśmy od siebie zależni. Marzy nam się, aby więcej osób zdawało sobie z tego sprawę i aktywnie uczestniczyło w ochronie przyrody w swoim najbliższym otoczeniu. Jest to bardzo ważne dla ratowania bioróżnorodności. Będziemy starać się to przekazać. Piszemy książkę, która dostarczy wiedzy o tym, jak każdy z nas może to zrobić — dodaje pasjonatka.

Warmia i Mazury a Wielka Brytania


— W Polsce występuje ogromne bogactwo bioróżnorodności. Znając wiele gatunków (których możemy się tu spodziewać), wciąż jesteśmy zaskakiwani tym, kogo udaje nam się spotkać. Na pierwszy rzut oka widać różnicę między Wielką Brytanią a Polską. Tam w dużej mierze występują pola uprawne i pastwiska, tereny są pozbawione drzew. Warmia i Mazury to tereny bardzo zielone – jest tu mnóstwo lasów i jezior, terenów zakrzewionych i nieużytków, które są swego rodzaju ostoją dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Dla nas to raj na ziemi i możliwość obcowania z wieloma gatunkami roślin i zwierząt, których w Wielkiej Brytanii po prostu już nie ma — mówi Agnieszka. — Dla Jima było to największym magnesem. Zwierzęta, które próbował odnaleźć w naszym poprzednim miejscu zamieszkania, nie zawsze z pozytywnym skutkiem – tutaj są na wyciągnięcie ręki. Nie docenia się tego zupełnie, kiedy zawsze się to miało. Jednak dla osoby takiej jak Jim, który żył w kraju, gdzie środowisko naturalne jest bardzo zdegradowane (mimo tego, że o Anglii myśli się jako o zielonej wyspie), jest to coś niezastąpionego i bezcennego. Polacy często nie zdają sobie z tego sprawy, że mają taki skarb. Nie chcielibyśmy, aby ludzie zorientowali się o tym dopiero wtedy, kiedy go stracą.

Anna Głazek