Turyści na Warmii i Mazurach wolą własny prowiant niż restauracje. "Nie rezygnujemy z komfortu i wyjazdu, ale zmieniamy jego formę"

2022-07-26 19:59:56(ost. akt: 2022-07-26 20:19:14)
W wakacje oszczędzamy nawet na kajakach

W wakacje oszczędzamy nawet na kajakach

Autor zdjęcia: pixabay.com

Warmia i Mazury na turystów nie mogą narzekać. Rezerwacji jest jednak mniej, a goście zastanawiają się nad wydaniem każdej złotówki. Na pewno nie pomagają w tym „paragony grozy”, które zalewają internet, dlatego ci najbardziej zdeterminowani stawiają na własny prowiant.
Kiedyś było to normą, kiedy jechało się pod namiot z konserwą turystyczną i zwyczajną w plecaku. To był nasz smak wakacji. Dorzucaliśmy jeszcze pasztety, paprykarze — głównie po to, żeby było taniej. Potem zasmakowaliśmy w komforcie. Zaczęliśmy wyjeżdżać za granicę i jadać w lokalnych restauracjach. Również w Polsce płaciliśmy za obiady. Żeby było wygodniej. W tym roku znowu łapiemy się za portfel.

Co jadasz na wakacjach?
Stawiam na własny prowiant
60.68%
Chodzę do restauracji
29.91%
Najlepsze są tanie fast foody
9.4%

Sandacz za 160 zł


Inflacja daje o sobie znać w każdej kwestii. Ceny wypoczynku na Warmii i Mazurach poszły w górę, bo podrożały koszty pracownicze, media i produkty. Jedzenie w restauracji też podrożało. Podwyżki cen prądu i gazu spowodowały, że restauratorzy musieli podnieść ceny dań. Dokumentują to chociażby „paragony grozy”, które pojawiają się w mediach społecznościowych. Pani Oliwia na przykład na Twiterze pokazała swój rachunek z Mikołajek. Zamówiła frytki z ketchupem w jednym z tamtejszych lokali. Za porcję frytek zapłaciła 10 złotych, a za ketchup… 5 złotych. Cena sosu ją zaskoczyła: „Paragon grozy z keczupem za 5 zł — napisała pani Oliwia. — Frytek było mało. Bardziej mnie rozbawił keczup za 5 zł, nie robię afery, po prostu to dla mnie turbo śmieszne".

Pan Wojtek natomiast zdecydował się na odpoczynek w Rucianem-Nidzie. Chciał zjeść świeżą rybę, więc wybrał się do jednego z lokali z widokiem na jezioro. „Narzekacie, że nad morzem drogo? To zapraszam na Mazury, sandacz 160 zł za kg” — skomentował z przekąsem pan Wojtek. Za obiad dla dwóch osób zapłacił 102,60 zł. Prawie połowa tej kwoty to koszt tylko jednej porcji ryby. Ta, którą otrzymał pan Wojtek, ważyła 310 g, co oznacza, że za samą rybę pan Wojtek zapłacił aż 49,60 zł. Dodatkowo zamówił surówkę z białej kapusty za 8 zł. Za pierogi ruskie zapłacił 23 zł.

Z kolei pan Mariusz zamówił obiad w tawernie w Sztynorcie, czyli jednym z najpopularniejszych mazurskich portów. Za dwa dania — sielawę z frytkami i surówkami oraz fraszynki (kotlety z ziemniaków — red.) z grzybami, piwo i kieliszek nalewki zapłacił 110 zł. Uważa jednak, że nie przepłacił, bo zjadł w ekskluzywnej restauracji, a nie w zwykłej smażalni przy plaży, gdzie ceny są podobne, a smak ryby gorszy.

Już widać spadek


Nie wszyscy jednak chcą wydawać dużo na wakacjach. Dlatego do łask wraca własny prowiant.

— Zakupy w dyskontach królują. Ludzie chętniej kupują jednorazowe grille i sami przygotowują sobie obiady. A jeśli decydują się zjeść coś w lokalu, wybierają tańsze bary — zauważa pan Tomasz, który pracuje w jednej z restauracji w Mikołajkach. — Pandemia paradoksalnie była nam na rękę. Można nawet powiedzieć, że mieliśmy dwa lata eldorada, bo nikt daleko nie jeździł, ale wpadał na Mazury. Pandemia raczej nam pomogła, niż zaszkodziła. Całoroczne restauracje na pewno dostały w kość, ale te z letnimi ogródkami na pewno nie powiedzą złego słowa. Teraz jest niestety trudniej. Może nie w Mikołajkach, bo do nas przyjeżdżają tłumy. Jeśli ktoś u nas będzie narzekał, to skłamie. Ale do kiedy się to utrzyma? Spadek widać już w Giżycku. Moi znajomi wynajmują pokoje i mają rezerwację tylko do 15 sierpnia, co kiedyś było nie do pomyślenia. Zawsze do końca sierpnia wszystko było zajęte. Można więc powiedzieć, że ludzie nie rezygnują z wyjazdów urlopowych, ale prawdopodobnie skracają sobie pobyt, co i tak wpływa na nasze zarobki.

Spacer zamiast spływu?


Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku regularnie sprawdza tzw. obłożenie bazy noclegowej, czyli zajęte miejsca w hotelach, ośrodkach i pensjonatach. W pierwszy weekend lipca w powiecie giżyckim wynosiło ono zaledwie 53 proc., w kolejny — 73 proc., a w ostatni — już ponad 91 proc. Ale to, że jest coraz więcej turystów, nie oznacza, że korzystają z usług, jakie są im oferowane na miejscu.

— Jeżeli jest pogoda, ludzie chętnie wynajmują kajaki. Nie jest to jednak to samo, co w zeszłym roku. Różnica jest zauważalna. Wynika to pewnie z oszczędności. Być może lepszy spacer od kajaków… bo tańszy — zauważa pani Bożena Tyszko z Giżycka, która organizuje spływy Krutynią. — Ale nie chcę narzekać. Cieszę się, że w tym roku pogoda na Mazurach dopisuje. Gdyby jej nie było, wtedy byłoby kiepsko.

— Zmieniamy podejście do wydawania pieniędzy na wakacjach. Sytuacja, w jakiej się znajdujemy, wymusiła na nas zmianę myślenia o strukturze wydatków — zauważa dr Waldemar Kozłowski, ekonomista z UWM. — Ale Polacy są zaradni i zawsze potrafią sobie poradzić. Nawet jeśli kupimy sobie jednorazowego grilla w dyskoncie, to mimo wszystko jest inaczej niż w domu. Polacy potrafią dostosować się do sytuacji i jednocześnie zaspokoić swojego potrzeby.

I dodaje: — Moi znajomi jeżdżą do drogich hoteli, ale biorą ze sobą… puszki. To pokazuje, że nie rezygnujemy z komfortu i wyjazdu, ale zmieniamy jego formę.

ADA ROMANOWSKA

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Grzes #3103729 26 lip 2022 22:38

    A wszystko dlatego, że rozwalono "słynną", szpetną budę z zapiekankami przy dworcu w Olsztynie.

    odpowiedz na ten komentarz