Rowerowa obwodnica Olsztyna (42): święci, bursztyn i luteraki

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Tym razem wybrałem się zobaczyć parę napisów na mazurskich grobach. A na dokładkę sprawdzić ile jeszcze zostało drewnianego Klonu i ducha "świętych", którzy nie pozdrawiali się. Dlaczego? Bo wierzyli, że nie spodoba się to Bogu.
Tym razem Rowerowa Obwodnica Olsztyna jakoś się mocno oddaliła od stolicy warmińsko-mazurskiego. Ale skoro te moje turystyczno-historyczne jazdy rowerowe łączy taki właśnie tag, to już niech i tak to zostanie. Tym razem wywiało mnie rowerowo w okolice Rozóg koło Szczytna.

Zatem: do podszczycieńskich Olszyn dojechałem pociągiem. Potem już na rowerze przejechałem prawie 70 kilometrów, głównie asfaltem, ale za wyjątkiem pierwszego odcinka mało uczęszczanym. (przynajmniej w sobotę)
Trasa: Olszyny - Wilamowo - Klon - Gawrzyjałki - Szczytno. W sumie to nieco ponad 50 kilometrów, ja przejechałem ponad 60 bo sporo się "kręciłem" po wsiach. Mój czas: 6,5 godziny.



Proznec to narzekanie cało zemnie pudze

Wystartowałem zatem w Olszynach i stamtąd pojechałem drogą 53 w kierunku Rozóg.


Zatrzymałem się na chwilę na wiejskim cmentarzyku w Występie i już bez zatrzymywania się dojechałem do Wilamowa, które przywitało mnie dwoma drewnianymi chałupami.

Ale dlaczego wybrałem sobie za cel wycieczki Wilamowo? Bo na tamtejszym wiejskim cmentarzu zachowały się aż 4 groby z polskimi napisami. To więcej niż na całych pozostałych Mazurach razem wziętych (dwa nagrobki znajdują się w podgiżyckch Wilkasach. Spoczywają tam Samuel Magiera (1808-1863) i jego córka(?) Henrietta Magiera (1833-1866). Magiera raczej nie był Mazurem, bo to nazwisko w dzisiejszych czasach występuje najczęściej w Rybniku i Krakowie. Podobny kształtem nagrobek zachował się w podgiżyckich Staświnach. Nie jest jednak czytelny, więc nie wiem czy mam polski napis.

Tak jest za to na pewno w Wałach (powiat nidzicki), gdzie zachowała się piękna inskrypcja na krzyżu:

„Tu w Bogu odpociwa Christoph Pukrop z wałow urodzoni dna 21 Scirna 1819 umarł dna 18 Listopata 1883
Juz sie zwami roztawam mili Przyiacele
Bogu ducha oddawam nie smęce sie wiele
Proznec to narzekanie cało zemnie pudze
lec kedy zmartwech wztanie Jak Słonie windze”

We wsi Kot położonej koło Dębowca zachowała się płyta nagrobna z takim samym nazwiskiem, ale już w języku niemieckim.

Teraz przyszedł czas na Wilamowo. Warto dodać, że polskie nagrobki w Wałach i Wilamowie odkrył
Witold Olbryś, nauczyciel i znawca historii powiatu szczycieńskiego.

Bursztyn i luteracy

Wilamowo, podobnie jak Rozogi i okoliczne wsie, powstały stosunkowo niedawno, bo w połowie XVII wieku. Osiedlali się tam wtedy i Niemcy i Polacy. Ale na przykład leżący po sąsiedzku Klon zasiedlili w 100% Kurpie. Wieś była katolicką enklawą na mazurskim, protestanckim morzu.

O Wilamowie i okolicznych wsiach zrobiło się głośno 150 lat później. W 1811 roku znaleziono tam bowiem bursztyn. Co ciekawe, początkowo „na dziko” wydobywali go kurpiowscy kuzyni Mazurów z Chorzel i Myszyńca. Potem pruski rząd wydzierżawił pokłady górnikom z kopalń znajdujących się nad Bałtykiem, na wybrzeżu sambijskim. Bursztyn wydobywano tam przez kilkadziesiąt lat. Największy odnaleziony kawałek ważył nieco ponad 15 kilogramów. W połowie XIX wieku wydobywanie bursztynu w okolicach Rozóg przestało się opłacać i rząd pruski w 1867 roku zlikwidował kopalnie.

Dużo ważniejsze dla dziejów Mazurów na tym obszarze miało jednak wydarzenie 4 lata wcześniejsze, czyli Powstanie Styczniowe. W Rozogach mieścił się wtedy punkt przerzutowy broni dla powstańców styczniowych. Ukrywano ją między innymi w Wilamowie. Przez granicę do Kongresówki przewozili ją miejscowi Mazurzy.

Powstanie styczniowe spotkało się wśród Mazurów z ciepłym przyjęciem, choć trzeba pamiętać, że byli oni wiernymi pruskimi poddanymi. Paradoksalnie ta sympatia przyczyniła się do tego, że Prusacy zajęli się na poważnie ich germanizacją.

Ja nie Polak, ja luterak

W tamtych czasach i jeszcze długo później powiat szczycieński mówił po polsku. W 1861 roku było to 86,9% ogółu mieszkańców, a w 1910 nadal aż 82,9%. Jednak nie miało to przełożenia na świadomość narodową.
— Ten sam lud, tym samym językiem mówiący, tak samo odziany jak Kurp… odezwał się do nas: „ja nie Polak, ja-ja królewski luterak…” — wspominał spiskowiec ze Stowarzyszenia Ludu Polskiego, który w 1843 roku przekraczał granicę w okolicach Szczytna.
Przełom XIX i XX wieku to czas przyspieszonej germanizacji Mazurów. W plebiscycie 1920 roku mieszkańcy Wilamowa opowiedzieli się za Prusami, za Polską nie oddano ani jednego głosu. W 1933 roku Mazury głosowały za Hitlerem. W powiecie szczycieńskim NSDAP zdobyła 74,22% głosów. Wtedy język polski w powiecie szczycieńskim był już w zaniku. Jak pisałem wcześniej, w 1861 roku 86,9% ogółu mieszkańców powiatu szczycieńskiego mówiło po polsku (czy jak kto woli po mazursku), w 1925 roku już tylko 31%.

Tu w Bogu odpoziwa moia kochana matka

Na cmentarzu położonym ponad kilometr za Wilamowem cmentarzu zachowały się 4 polskie, kamienne nagrobki. Spoczywają tam:
Johann Lukas (1850-1876), Maria Sadlowski (1839-1888), Wilhelmmina Chudaska (?-1888) i Adam Chudaska (1841-1918). W odróżnieniu od napisu z Wałów, te z Wilamowa zawierają tylko podstawowe informacje: „Tu w Bogu odpoziwa moia kochana matka i moja kochana zona Wilhelmmine Chudaska urodzona Zokolowa” czy „Tu w Bogu odpocziwa Maria Sadlowski urodzona Bialowons urodzila sie 02 juli 1839 umerla 3 go juli 1888”.
Zaciekawiło mnie nazwisko Chudaska (chudy, ubogi). Niestety niewiele znalazłem o nim informacji. Trafiłem na nie w artykule Bohdana Łukaszewicza „Nakład „Mazura” szczycieńskiego w latach 1906-1914”. I tam wśród prenumeratorów tego polskiego pisma w 1910 roku widnieją 4 nazwiska z Wilamowa, wśród nich Christiana Chudaski. „Mazur” to było polskie pismo wydawana w Szczytnie. W tymże 1910 roku miało ponad 400 prenumeratorów, a rok później już 705 (powiat szczycieński liczył wtedy 61 tys. mieszkańców). W 2019 roku w Polsce mieszkało 29 osób noszących to nazwisko.

Na tymże cmentarzu spoczywa też Friedrich Papajewski (1827-1907), ale on nie „w Bogu odpocziwa”, ale „ruhen in Gott”. Jeden z Papajewskich (ale nie z Wilamowa), tak jak Christian Chudaska, też prenumerował „Mazura”. Friedricha i Christiana, jak większość Mazurów, łączyły niemieckie imiona i polskie nazwiska. I wspólny cmentarz…


Zawiasy za zabicie kobiety

Ile lat można było dostać za zabicie kobiety? Dwa w zawiasach na 5 lat. A co groziło za gwałt? Nic, bo sprawca był pijany. Obie historie wydarzyły się naprawdę. Pierwsza w Rozogach, druga w Szczytnie. Dokładniej na tamtejszych posterunkach Milicji Obywatelskiej. Bo obaj sprawcy byli milicjantami. To nie działo się w tuż powojennej zawierusze, ale w 1946 roku.

W tym tuż powojennym czasie w położonych rzut beretem od Rozóg Wilamowie i Klonie mieszkali jeszcze Mazurzy, a w Rozogach i Klonie ks. Jerzy Sachs odprawiał dla nich i innych Mazurów z okolicznych wsi msze.

Zimą 1945 roku rosyjscy żołnierze, jak w innych częściach Prus Wschodnich, mordowali, gwałcili i grabili. — Miejscowości nie były zniszczone, gdyż nie było walk. Dopiero później stacjonujący Rosjanie grabili, przy okazji wzniecając pożary, bezmyślnie czy raczej rozmyślnie niszczyli miasteczko i wsie. W Rozogach w budynku… przy rynku kwaterowała radziecka komendantura. W informacji z 28 stycznia 1946 r. stopień zniszczenia zabudowań gminy Rozogi oceniono na 35%, Rozóg na 75% — pisze dr Zbigniew Kudrycki w artykule „Z dziejów gminy Rozogi w XX wieku”.
— Kiedy Rosjanie wkroczyli w styczniu 1945 r., zamordowali wtedy: Karla Babinnka, panią Babinnek, Waltera Welskopa, panią Mazijewski i jej dwoje dzieci, Otto Konopatzkiego, Margarete Konopatzki, kobietę, której nazwiska już nie pamiętam, dr. Berneckera i jego żonę. 18 mieszkańców zostało porwanych. Dwie osoby zginęły podczas próby ucieczki — wspominał Wilhelm Bloch, ówczesny sołtys Wilamowa.
Na terenie gminy Rozogi pozostało wielu Mazurów. Jak wyglądało ich życie w pierwszym powojennym roku?

Szabrownicy zza miedzy

— Władza szabrowników i dzikich osadników na tym terenie w pierwszych miesiącach powojennych była ogromna, co było m.in. skutkiem współdziałania z nimi funkcjonariuszy MO i UB, często wywodzących się z tych samych terenów co szabrownicy, niekiedy powiązanych z nimi więzami pokrewieństwa, podobnie nastawionych do autochtonów. Skala przestępstw i nadużyć była szczególnie duża na terenie powiatu szczycieńskiego. Jego obszar w latach 1945–1946, a więc w okresie realizowanej akcji osadniczej w Okręgu Mazurskim, był miejscem, gdzie działały liczne bandy szabrowników i grupy dzikich osadników pochodzące z powiatu ostrołęckiego, szczególnie z terenu nadgranicznej gminy Myszyniec. Ich działalność budziła grozę nie tylko wśród autochtonów, ale także wśród rzeczywistych osadników, którzy osiedlali się na tych terenach z myślą o trwałym osadnictwie — pisze Radosław Gross w artykule „Wyprawy rabunkowe mieszkańców północnego Mazowsza do powiatu szczycieńskiego w latach 1945–1946 w świetle źródeł Ministerstwa Ziem Odzyskanych” (Echa Przeszłości XXII/2, 2021).
— Wypadki bicia, kopania, maltretowania ludności miejscowej na terenie gminy Rozogi są na porządku dziennym. Ludność miejscowa, która w wielu wypadkach nie zna nawet j. niemieckiego, a posługuje się wyłącznie j. polskim, wypędzana jest przez milicjantów ze swych gospodarstw, które miejscowy P. U. R. przydziela osadnikom zza miedzy — raportował w czerwcu 1945 roku ówczesny starosta szczycieński, Mazur z pochodzenia Walter Późny.
W gminie Rozogi Mazurzy jeszcze w 1946 roku stanowili ponad 40% mieszkańców. Potem było ich coraz mniej. Z Wilamowa w latach 1952-1977 wyjechało do RFN 38 Mazurów. Można powiedzieć, że mazurskie dzieje Wilamowa i szerzej gminy Rozogi kończy symbolicznie rok 1974, kiedy to pastor Henryk Szreder 18 czerwca ogłosił, że odprawia ostatnie nabożeństwo w kościele w Rozogach i poinformował o włączeniu ewangelickiej parafii w Rozogach do parafii w Szczytnie.
Z Wilamowa pojechałem do mojego drugiego celu czyli Klonu. Cały czas asfaltem, ale przyjaznym bo aut spotkałem tyle, co kot napłakał.


Święci z Klonu

Klon to niewielka wieś w gminie Rozogi. Powstała w XVII wieku. Cała osada wpisana jest do Krajowego Rejestru Zabytków. Znajduje się tu 18 zabytkowych obiektów — dwa kościoły i 16 chałup mazurskich. Zabytkowe chałupy są często w opłakanym stanie.

Klon w odróżnieniu od innych mazurskich wsi zachował w okresie międzywojennym drewniany charakter. To był prawdziwy ewenement na Mazurach. Po wojnie było tam około 100 starych, mazurskich chałup. Potem było ich coraz mniej, dzisiaj około 20, a kolejne chylą się ku upadkowi.


Założony w 1654 roku Klon był katolicką enklawą na Mazurach. To dlatego, że zasiedlili go Kurpie.
Dopiero później wzrosła liczba ewangelików. W XIX wieku działała tam "sekta świętych". Założyło ją kilku mieszkańców Nidzicy a jej wyznawcy pojawili się także w Klonie. Wyróżniało ich między innymi
to, że nie pozdrawiali się słowami "Dzień dobry" czy ""Bóg z tobą".

Dlaczego?

— Proszę pana, co ma znaczyć dzień dobry, którego życzy mi jeden bądź drugi
sąsiad? Gdyż dzień dał Bóg, on życzy mi ustami, według rozpowszechnionego
zwyczaju dobrego dnia, a w sercu być może życzy mi po tysiąckroć złego. My nie
wypowiadamy pozdrowień, ale pomagamy naszym braciom jak możemy. Nie
posyłamy naszych dzieci do szkoły, ale wyjaśniamy im na własny sposób Biblię
w cierpliwości, miłości, łagodności serca, a nie tak jak głoszą ją duchowni — wyjaśniał jeden ze "świętych".

Jak wspomniałem "święci" pojawili się także w Klonie. Doszło tam do głośnego zdarzenia.
Na zebraniu modlitewnym jedna z kobiet „w świętym szale”, naśladując Abrahama, miała ofiarować Bogu swoją córkę. Okazało się, że sprawczyni była psychicznie chora, zmarła w czasie śledztwa. A dzieciobójstwo było tylko plotką.

Jakub Pałaszewski i Jakob Pallaschewski

Po powstaniu styczniowym we wsi osiedliło się kilku powstańców styczniowych. Jeden z nich spoczywa na cmentarzu katolickim. Zachował się jego grób z 1938 roku. Wystawiła mu go córka. Spoczywa tam jednak już nie Jakub Pałaszewski, ale Jakob Pallaschewski. Czy jego córka czuła się już Niemką? Czy też raczej w 1938 roku postawienie polskiego nagrobka nie było już możliwe? Tego nie wiem.

Coś tu może być na rzeczy. W 1884 roku powstała w Kolnie polska biblioteka. Była to jedna z pierwszych bibliotek polskich na Mazurach. Rocznie biblioteka rejestrowała 60-80 czytelników. Działała do 1938 roku kiedy to cały księgozbiór został spalony a bibliotekarz Alfons Kaliszewski aresztowany. Co się z nim dalej stało, tego nie wiadomo.


Czerwony styczeń

Styczeń 1945 roku w Klonie był podobny jak w innych warmińskich i mazurskich wsiach.
Rosyjscy żołnierze zamordowali całą rodzinę o nazwisku Olbrisch. Rozstrzelali też 4 innych mieszkańców wsi. 13 innych zostało wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego

W Klonie po wojnie pozostało wielu Mazurów. Rozczarowani kiedy tylko władza wyraziła na to zgodę, wyjeżdżali do RFNu. W latach 1952-1977 z Klonu wyjechało 271 ewangelików. Pozostała tylko jedna rodzina. Ostatnie nabożeństwo w protestanckim kościele z 1938 roku odprawiono w 1978 roku. Potem kościół niszczał, aż kupiło go i odnowiło Stowarzyszenie Na Rzecz Rozwoju Wsi Klon. Kościół niestety spłonął. Ocalał krzyż z jego wieży, który odnaleziono w pogorzelisku trafił do kościoła katolickiego z 1871 roku, który jest pod wezwaniem...Znalezienia Krzyża Świętego.

Stepan Novik i Israel Aronson

Z Klonu trafił mi się kawałek szutru. Ale zapewniam, że asfalt po zjeździe z drogi Szczytno- Rozogi jest naprawdę przyjazna dla rowerzystów. Bodaj w Konradach zobaczyłem taki to memu sercu miły widok:


Tam zajrzałem najpierw na cmentarz żołnierzy Armii Radzieckiej, jak zawsze anonimowy, z kilkoma jednak wyjątkami. Wśród bezimiennych masowych grobów były dwa, może trzy opisane. Wśród nich taki, gdzie po polsku (i po rosyjsku) zapisano

Stepan Novik (1900-1945)
Białoruś Ivachevichi
Zawsze należy pamiętać
Dzieci i wnuki


Tam byłem pierwszy raz, na cmentarzu żydowskim po raz kolejny. Tym razem nie udało mi się odnaleźć najstarszej zachowanej macewy z 1833 roku, pod którą spoczywa Israel Aronson (1789-1833).
W 2005 roku na cmentarzu żydowskim w Szczytnie naliczono 70 macew. Teraz jest ich jeszcze mniej.
Mimo tego cmentarz żydowski w Szczytnie należy do najlepiej zachowanych na Warmii i Mazurach. Leży przy ulicy Łomżyńskiej.


Potem pokręciłem się trochę nad dwoma szczycieńskimi jeziorami. Dworzec i pociąg do Olszyna.

Igor Hrywna

Inne trasy: kliknij tutaj

Przy pisaniu wykorzystałem między innymi z:

Grzegorz Jasiński, U źródeł gromadkarstwa: o grupie "świętych" na Mazurach, Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr 3, 369-377/1996)
August Maksymilian Grabowski, Podróż do Prus, Retman 2021
Zbigniew Kudrycki, Z dziejów gminy Rozogi w XX wieku (https://witrynawiejska.org.pl/2011/10/17/z-dziejow-gminy-rozogi-w-xx-wieku)
Radosław Gross, Wyprawy rabunkowe mieszkańców północnego Mazowsza do powiatu szczycieńskiego w latach 1945–1946 w świetle źródeł Ministerstwa Ziem Odzyskanych” (Echa Przeszłości XXII/2, 2021)
Marek Nowotka, Ruchy ludnościowe na pograniczu mazursko-kurpiowskim (po II wojnie światowej w gminie Rozogi), Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa naukowego, 1990 t.4
Andreas Kossert, Mazury. Zapomniane południe Prus Wschodnich.