"Dziki to takie kochane gaduły." Marcin Kostrzyński opowie w Olsztynie o zwierzętach

2022-06-11 19:01:08(ost. akt: 2022-06-12 07:32:25)
Marcin z Lasu

Marcin z Lasu

Autor zdjęcia: Fot. archiwum prywatne

Dziki są mi bardzo bliskie, bo to takie kochane gaduły — mówi Marcin Kostrzyński, obserwator przyrody. — Na dzikie zwierzęta patrzymy z zazdrością. Nie mają cywilizacyjnego bagażu, który wcale nie daje nam poczucia bezpieczeństwa. Zwierzęta w lesie są wolne.
— Opowiada pan o życiu lasu. A nie lepiej po prostu pójść do lasu i poznać go na własną rękę?
— Do spacerów po lesie zawsze zachęcam, ale w czasie takiej zwykłej wędrówki trudno będzie zobaczyć choć w jednym procencie to, co ja mogę pokazać.
— Pan kiedyś też pierwszy raz poszedł do lasu…
— Pamiętam, jak byłem w lesie na spacerze z rodzicami. Tata wyjął mnie z wózka, bo byłem jeszcze malutki. Podniósł mnie i wtedy znalazłem się na wysokości sów, które siedziały na gałęzi. Zrobiły na mnie tak kolosalne wrażenie, że pamiętam je do dzisiaj! Później cały czas namawiałem rodziców, żebyśmy poszli do lasu. Ciągnęło mnie tam już od małego. Bo te sowy były tak zjawiskowe i nierzeczywiste, jak istoty z innej planety. Byłem tak mały, że pewnie nawet nie chodziłem za dobrze, ale zapamiętałem je ze szczegółami.

— Co dzisiaj fascynuje pana w lesie?
— Nasze korzenie. Słowiańskie plemiona były związane z puszczą przez wiele wieków. Nasi przodkowie żyli w harmonii z leśną przyrodą. I my mamy to dużo bardziej i głębiej zakorzenione w sobie, niż myślimy. W lesie czujemy się jak w domu. Odpoczywamy w nim. Niestety wielu ludzi musi znaleźć pretekst, żeby pójść do lasu. Ale czy naprawdę potrzebujemy powodu? Potrzebujemy lasu dla równowagi psychicznej. Potrzebujemy też ciszy i spokoju, bo zgiełk miast i huk samochodów nie wpływa na nas dobrze.

— Olsztyniacy mają szczęście, bo mają Las Miejski, największy kompleks leśny w Europie położony w granicach miasta.
— Olsztyn ma znakomite położenie. Ma wszystko w zasięgu ręki. To niesamowite ukształtowanie terenu, jeziora, rzeki, lasy… Tu jest wszystko, czego może pragnąć przyrodnik.

— Bywa też, że mamy sporo dzików.
— Takie czasy, że dziki w miastach czują się bezpiecznie. W lasach jest ich mało, więc decydują się żyć między ludźmi. Dziki są mi bardzo bliskie, bo to takie kochane gaduły. Niestety nie mają dobrej prasy, ale gdy poświęci się im trochę więcej uwagi i czasu, okazują się być niezwykłymi zwierzętami. Ich chrząkanie i chrumkanie jest znacznie bardziej złożone niż myślimy. One potrafią drogą fonetyczną przekazać sobie wiele informacji. Dlatego dziki, które mieszkają w lesie, cały czas ze sobą gadają, bezustannie chrumkają i kwiczą. Ciągle mają coś do powiedzenia. To naprawdę dobre i zbawienne dla lasu zwierzęta. W mieście robią szkody, ale w lesie zjadają mnóstwo szkodników leśnych, czyli owadów i ich larw. Zjadają też ogromne ilości myszy, które przenoszą kleszcze. I oczywiście spulchniają glebę.

Marcin Kostrzyński

— W mieście mają znacznie gorsze menu…
— Dużo krzywdy robią im mieszkańcy, ale jeszcze więcej złego robią politycy. To, co dzieje się z dzikami w Polsce, to jest niestety decyzja polityczna. Od kilku lat prowadzone są okrutne polowania pod pretekstem ASF. Wybijanie dzików jest skandaliczne. Pęka mi serce, bo je uwielbiam. Bo dziki są rodzinne, opiekuńcze… I są w lesie niezbędne. Gdybyśmy dali im w lesie spokój, ciszę i bezpieczeństwo, nie przenosiłyby się do miast. Las to ich naturalne środowisko i do tego powinniśmy wrócić. Dzik w lesie nie wyrządza żadnej szkody. Tylko pomaga. Postawmy sprawy z powrotem na nogi, a nie na głowie, i zaprośmy dziki do lasu. Nie będziemy mieli problemu, że grzebią nam w śmietnikach.

— Jakie zwierzęta leśne ceni pan najbardziej?
— Niezwykle szanuję wilki za ich mądrość i za to, jak dobrze zarządzają lasem. Są bardzo inteligentne. Są najlepszymi architektami bioróżnorodności i zdrowotności lasu.

— Gdy spotykamy w lesie zwierzę, czujemy, jakbyśmy wygrali los na loterii. Dlaczego czerpiemy z takich spotkań aż tyle radości?
— Zwierzęta są po prostu piękne i tajemnicze zarazem. I znowu wracamy do korzeni. Kiedyś żyliśmy ze zwierzętami po sąsiedzku i obserwowaliśmy je. Teraz, patrząc na zwierzęta, odkrywamy samych siebie po raz kolejny. Zwłaszcza gdy żyje się w mieście, ciągnie nas do lasu.

— Ciągnie wilka do lasu…
— Do przyrody i ciszy. Dlatego tak bardzo cieszymy się, gdy możemy obserwować dzikie zwierzęta. Poza tym one są wolne i patrzymy na nie trochę z zazdrością. Nie mają cywilizacyjnego bagażu, który z jednej strony daje nam bardzo wiele, ale z drugiej jesteśmy zniewoleni przez kredyty i szybkie tempo życia. Paradoksalnie to wcale nie daje nam poczucia bezpieczeństwa. Czy jesteśmy szczęśliwsi niż sarna, która na polu skubie sobie zioła? Świeci słoneczko, a ona cieszy się ze zwyczajnych rzeczy. Odpoczywa kiedy chce i nie ma szefa. Zwierzęta w lesie są wolne.


— Pan też szuka w lesie wolności?
— Przede wszystkim staram się filmować zwierzęta, żeby pokazać je takimi, jakie są naprawdę. Traktuję zwierzęta z wielkim szacunkiem. One to wyczuwają. Jestem przekonany, że bardzo mi to ułatwia pracę. Czują, że nie ma zagrożenia, bo jestem ich przyjacielem. Chcę też jak najwięcej pokazać dzieciom. Za chwilę od nich będzie zależał kształt świata, w którym żyjemy. To dzieci będą politykami, dyrektorami. Będą podejmować decyzje i wychowywać własne dzieci. Młodzi ludzie są bardzo otwarci. Starsi są przekonani do swoich racji, również do racji jedzenia mięsa niemal codziennie. Nawet jeśli mówi się im, że czerwone mięso jedzone w nadmiarze jest rakotwórcze tak samo jak azbest, uważają, że to zamach na ich wolność. Dzieci już rozumieją, że mięso można jeść rzadziej, co będzie nie tylko lepsze dla naszego zdrowia, ale też dla kondycji planety.

— A pan je mięso?
— Sporadycznie. Nie jestem ortodoksyjnym wegetarianinem. Raz w miesiącu zdarza mi się zjeść mięso — zwłaszcza gdy jadę do mamy. Chce zrobić mi przyjemność i serwuje mi wątróbkę drobiową — taką, którą uwielbiałem w dzieciństwie. Nie mogę jej odmówić. Ale uważam, że dużo bardziej szkodliwe z punktu widzenia planety jest marnotrawstwo. Gdy w zupie jest kawałek mięsa, nie wyrzucam go. Lepiej jest je zjeść niż je zmarnować i wyrzucić do kosza. Wtedy to już jest zupełnie bezsensowne działanie, które szkodzi środowisku bardziej niż zjedzenie tego kawałka.

— Wątróbkę pan zjada. A dziczyznę?
— Kiedyś jadłem, ale teraz już absolutnie nie biorę jej do ust. Nie tylko dlatego, że doskonale znam te zwierzęta. Przecież my w Polsce nie jemy koniny, która teoretycznie jest dobrym mięsem jak każde inne. Przez szacunek do koni, które kiedyś dla nas ciężko pracowały — zarówno w polu jak i na polu walki — nie jesteśmy w stanie nabić tego mięsa na widelec. Tak samo nie zjemy psa, bo to nasz najlepszy przyjaciel, choć podobno Chińczycy nie mają z tym problemu. Ten katalog można systematycznie rozszerzać. Nie tylko zwierzętom, ale i nam wyjdzie to na zdrowie.

— Hindusi nie zjedzą krowy, w judaizmie świnka jest tematem tabu.
— Zwierzęta mają prawo do życia i też cierpią. Mają takie same wrażliwości jak my, podobne radości i smutki. Też czują strach i ból. Mają takie same odczucia jak my. Psa czy kota nie zjemy, bo mamy okazję je obserwować w domu. Gdybyśmy zamieszkali ze świnką, gwarantuję, że nie mielibyśmy apetytu na kotlety schabowe. Jak byłem dzieckiem, opowiadano mi w formie ciekawostki, że gdy owce jadą na rzeź, płaczą tak jak ludzie. Z oczu płyną im łzy. Mówili mi to, ale mimo wszystko jedli owce. Na szczęście dzisiaj żyjemy w czasach, które dają nam alternatywę.

— Im więcej opowiada pan o zwierzętach, tym więcej możemy w nich dostrzec. I zmienić myślenie.
— Staram się robić to uczciwie. Mówię tylko to, do czego jestem przekonany. Taki mam charakter. Obserwowanie zwierząt i opowiadanie o nich to bardzo przyjemna praca. Czuję się potrzebny. Jadę na przykład do szkoły na spotkanie. Na początku dzieciaki rozrabiają i gadają, a po pięciu minutach jest cisza jak makiem zasiał. Później nie chcą nawet wyjść na przerwę. Ostatnio pani dyrektor jednej ze szkół powiedziała mi, że to jest niemożliwe. Zadzwonił dzwonek, a żaden uczeń nie podniósł się z ławki. Dzieci chciały oglądać jeszcze więcej filmów i słuchać jeszcze więcej historii. Sam muszę się skomplementować, że aż tak udaje mi się skupić uwagę. A może po prostu to jest siła zwierząt?

Marcin Kostrzyński – autor filmów przyrodniczych, obserwator przyrody, z wykształcenia dziennikarz, leśnik, operator kamery. Współautor wielu nagradzanych filmów. Autor książek: „Przyrodyjki”, „Gawędy o wilkach i innych zwierzętach” oraz „Puszcza”. Na YouTubie prowadzi kanał „Marcin z Lasu”.

W Olsztynie 12 czerwca o godz. 17 w CEIK-u będzie opowiadał o zwierzętach. Wstęp wolny.


Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Stary dziad #3101621 15 cze 2022 08:10

    To miasto nie ma potencjału na tyle dzików i tyle lasów. Dziki wystrzelać i zjeść (można by sprzedawać w Biedronce ich mięso) a lasy wyciąć i obsiać pszenżytem.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. basilo #3101619 15 cze 2022 07:48

    ale z Ciebie dzik

    odpowiedz na ten komentarz