"Smaganki" - zanikający zwyczaj?

2022-04-15 12:00:00(ost. akt: 2022-04-15 13:43:41)

Autor zdjęcia: archiwum GO

Popularny "śmigus-dyngus", czyli smaganie gałązkami i polewanie wodą, to po prostu "smaganki".
Kiedyś dzieci całą grupą chodziły na te "smaganki" do sąsiadów, którzy oczekiwali na nie od samego poranka. Gdy wchodziło się do domów po krótkim "dzień dobry", dzieci chórem recytowały wierszyk tej treści "Śmingus, dyngus po dyngusie, leży jajko na obrusie, mama daje, tata kraje, a Pan Jezus Zmartwychwstaje...". Domownicy odpowiadali najpierw uśmiechem, a potem częstowali słodyczami, malowanymi jajkami i drobnymi pieniążkami. Dla dzieciaków to była "radocha", i nie ma co ukrywać, że najbardziej cieszyły się ze słodyczy, którymi zajadały się potem przez wiele dni, no i z kasy, za którą każdy kupował sobie co chciał albo dokładał do swojej skarbonki, gdy zbierał na coś bardziej kosztownego. Z pewnością była to też uciecha szczególnie dla osób starszych. Zawsze się cieszyli z obecności dzieci i zapraszali częściej. Dziś ktoś by powiedział, że jest to tradycja niemodna, że nie wypada, albo że nie warto do kogoś iść, bo przecież nie można się wpraszać... Dziś rzeczywiście zwyczaj "smagania" nie jest już tak kultywowany jak kiedyś, a może i nawet zanika...? Chyba mało kto odwiedza swoich sąsiadów, jak już, to raczej rodzinę czy znajomych, zeby dzieciom choć trochę przybliżyć tę tradycję.

"Kuch" i malowane jajka
Przeglądając archiwalne wydania "Głosu" znajdujemy kilka odcinków "Gawęd Klimka z dybazka" o tematyce wielkanocnej, które pisał śp. Bernard Jacek Standara. W jednym z tych artykułów Bejotes pisał: (...) W drugi dzień Wielkanocy już o świcie dzieci szły gromadnie z rózgami i koszykami w ręku po smaganiu. Wchodziły do domów, uderzały gałązkami po nogach i wołały: "smagu, samgu, dajcie jajo". Za smaganie dzieci dostawały zwykle kilka jajek i kawałek kucha, a zamana i parę groszy. Takie były zwyczaje wielganocne w czasie kiedy byliśwa jeszcze gzubami." Czytając o dawnych zwyczajach, a raczej ich symbolice, można się dowiedzieć, że w dawnych czasach smaganie gałązkami panien na wydaniu, miało zapewnić im płodność i dobre zdrowie. Dziewczyna, którą oblewano wodą i smagano najczęściej, miała, jak się nietrudno domyślić, największe powodzenie.

"Smagankowe" rymowanki
O to jak ten zwyczaj kultywowano kilkadziesiąt lat temu, jeszcze w czasach przedwojennych, opowiadał śp. Alfons Dmochewicz z Lubawy, który kilkakrotnie na łamach gazety opowiadał o tym, co kiedyś działo się w Lubawie i okolicy, czego był świadkiem.
— Bardzo dużo osób kiedyś chodziło "po smagankach". Dużo dzieci chodziło też do okolicznych wsi, do Targowiska, Sampławy, czy Byszwałdu, gdzie od gospodarzy dostawali placek, jajka i inne rzeczy. Do rodziców przyjeżdżały też dzieci, żeby ich "posmagać". A jak wodą się ludzie oblewali! Nie jak teraz plastikowymi pistoletami, tylko wiadrami i takimi dużymi kubkami — opowiada mieszkaniec Lubawy i przytacza rymowankę, którą dzieci recytowały w czasie smaganek: "Chodzę, chodzę po dyngusie, opowiem o Jezusie. W Wielki Czwartek i w Wielki Piątek miał Pan Jezus wielki smutek. Żydowie Go umęczyli, Boga w grobie położyli. Dziatki, dziatki, drobne kwiatki, czapeczka czarna, sznurek czerwony, niech będzie pochwalony".
Dziś "śmigus-dyngus" bardziej kojarzy nam się z oblewaniem wodą, choć i to nie już tak częste jak kiedyś... może dlatego, że w ostatnich latach pogoda w święta jest bardziej zimowa, niż wiosenna, i oblewanie się wodą na świeżym powietrzu grozi przeziebieniem...?

red.
lubawa@gazetaolsztynska.pl