Jeśli armia Ukrainy nadal będzie stawiała opór, to rozwiązania dyplomatyczne będą bardziej prawdopodobne.
2022-02-26 07:53:14(ost. akt: 2022-02-26 08:03:37)
Na Kremlu zrozumieli, iż szybka operacja raczej nie wchodzi w grę i trzeba się gotować na dłuższą kampanię,co nie jest dla Rosji korzystne
Michaił Podoliak, doradca prezydenta Zełenskiego oświadczył dzisiaj, że Ukraina jest gotowa rozpocząć rokowania w sprawie swego statusu (neutralność), jednak warunkiem koniecznym jest uzyskanie przez Kijów gwarancji bezpieczeństwa.
Gdyby wypowiedzi ukraińskiego polityka przytaczała wyłącznie rosyjska prasa, to moglibyśmy je uznać za część wojennej kampanii dezinformacyjnej, ale podobne doniesienia znalazły się również w serwisach Reutersa, można też obejrzeć relację z jego spotkania z mediami. Sam Wołodymir Zełenski powiedział, że Ukraina nie boi się rozmów o swej neutralności, jednak w toku ewentualnych negocjacji muszą być również rozstrzygane kwestie związane z bezpieczeństwem dla jego ojczyzny.
Odpowiedź Kremla
Odpowiadając na tę propozycję rzecznik Kremla Pieskow powiedział, że Putin jest gotowy wysłać do Mińska, gdzie miałyby odbywać się rozmowy, delegację państwową, w skład której wchodzić będą przedstawiciele ministerstwa obrony, spraw zagranicznych i administracji prezydenta, po to, aby rozpocząć rozmowy. Drugiego dnia wojny mamy do czynienia z pewną zmianą tonu, zarówno Moskwy, jak i Kijowa, co bardziej niźli oficjalne komunikaty pozwala nam ocenić co stało się na polu boju. Najistotniejsza jest zmiana postawy Moskwy, zwłaszcza w sytuacji, kiedy rosyjskie władze oskarżały wcześniej przedstawicieli Ukrainy o to, że ci pozorowali rokowania w sprawie tzw. Formatu Mińskiego grając jedynie na czas. Teraz ta perspektywa rozmów pozorowanych, gry Kijowa na czas, nie wydaje się w Moskwie zniechęcającą, co jest interesującą zmianą nastawienia. Tym bardziej, że jeszcze wczoraj Ławrow deklarował, że rozmowy rosyjsko-ukraińskie mogą się odbywać, o ile Kijów złoży broń, a kilka godzin później Putin wezwał dowódców armii, z która walczą jego oddziały, aby ci obalili Zełenskiego „a będzie nam się łatwiej porozumieć”. Oczywiście możemy mieć do czynienia z pewną grą taktyczną Kremla, w której jest miejsce zarówno na zwiększanie intensywności walk, jak i dawanie do zrozumienia, że rozmowy są możliwe o ile na Ukrainie nastąpią też zmiany polityczne. Tak postawa Moskwy została też chyba odczytana w Kijowie, bo Michaił Podoliak powiedział na konferencji prasowej, że zabicie Zełenskiego jest głównym celem rosyjskiej operacji wojennej. Wcześniej o tym, że jest on głównym celem Rosjan mówił też Zełenski.
Wydaje się jednak, że jest możliwa też inna interpretacja postawy Moskwy. Wygląda na to, że na Kremlu zrozumieli, iż szybka operacja raczej nie wchodzi w grę i trzeba się gotować na dłuższą kampanię, a to nie jest z punktu widzenia rosyjskich zamiarów strategicznych korzystny scenariusz. Nawet zatem jeśliby Ukraińcy chcieli pozorować grę na czas i pauzę wykorzystać po to, aby przegrupować wojska, uzupełnić zapasy i dokończyć mobilizację, to mimo tego oczywistego ryzyka, Moskwa rozważa opcje rozmów.
W opinii zachodnich ekspertów wojskowych Moskwa chciała przeprowadzić na Ukrainie szybką kampanię, której celem było opanowanie Kijowa. Zdaniem Michaela Kofmana Rosja postawiła sobie cele maksymalne, a jej działania były obarczone błędem „wojennego optymizmu”, co oznacza, że nie spodziewała się tak silnego oporu i oczekiwała, że zgodnie z oficjalną narracją Kremla Ukraina jest słaba, a jej siły zbrojne zdemoralizowane i niezdolne do stawiania dłuższego oporu. W związku z tego rodzaju oczekiwaniami Rosjanie już na początku popełnili, planując kampanię, kilka błędów strategicznych. Najpoważniejszym było relatywnie słabe przygotowanie ogniowe. Ataki rakietowe poprzedzające uderzenie lądowe były krótkotrwałe i wystrzelono, jak dowodzi ukraiński sztab, raptem niewiele ponad setkę pocisków. Może to też świadczyć, takie głosy pojawiły się w gronie amerykańskich ekspertów, o szczupłości rosyjskich zapasów. Wydaje się jednak, że tego rodzaju „samoograniczenie” związane było przede wszystkim z chęcią uniknięcia masowych strat po stronie ludności cywilnej, po to, aby nie zamykać sobie drogi do wymuszenia zmiany władzy na Ukrainie. Za taką interpretacją przemawia też słabsze niźli się spodziewano odwołanie się Rosjan w fazie poprzedzającej wojnę do ataków cybernetycznych. Może w tym wypadku chodzić o to, że w Moskwie doszli do wniosku, iż pozostawiając działające sieci telekomunikacyjne i sprawne media, Rosjanie będą w stanie kolportować swoją narrację i w efekcie doprowadzić do zmian politycznych w Kijowie. Duże straty wśród ludności cywilnej w oczywisty sposób mogłyby spowodować konsolidację Ukraińców wokół kierownictwa państwowego, czego Rosjanie prawdopodobnie chcieli uniknąć. Stąd skoncentrowanie uwagi na szybkim marszu na Kijów, który miał być wykonany przez słabiej uzbrojone jednostki powietrzno-desantowe, wspierane z powietrza.
Rosjanie dominują w ukraińskiej przestrzeni powietrznej
Nie ulega bowiem wątpliwości, że Rosjanie dominują w ukraińskiej przestrzeni powietrznej, co w dłuższej perspektywie będzie miało wpływ na przebieg i zapewne rozstrzygnięcie konfliktu. O dominacji świadczy choćby przebieg walk o kontrolę nad lotniskiem w podkijowskiej miejscowości Hostomel. Rosyjski desant wspierany przez śmigłowce, spełniające w tym wypadku funkcję wsparcia artyleryjskiego, opanował to lotnisko wczoraj za dnia, Ukraińcy odbili je w nocy. Dzisiaj dochodziły również informacje o innych nocnych kontratakach strony ukraińskiej w innych miejscach. To z kolei potwierdza przekonanie części analityków, że Rosjanie słabiej znają teren, nie dysponują też sprzętem noktowizyjnym. Jednak kontrola przestrzeni powietrznej będzie miała w dłuższej perspektywie niekorzystny wpływ na zdolność sił ukraińskich do przegrupowania sił i, przede wszystkim, uzupełnienia zapasów. Mścić się również będzie spóźniona mobilizacja, którą Kijów ogłosił dopiero wczoraj. Trzeba postawić w związku z tym pytanie, dlaczego nie zrobiono tego wcześniej? Możliwe są dwa wyjaśnienia. Po pierwsze władze w Kijowie mogły nie chcieć, aby ogłoszenie mobilizacji destabilizowało sytuację wewnętrzną. Drugie wyjaśnienie związane może być z możliwą presją państw Zachodu, które w fazie polityki odstraszania Rosji, która ostatecznie okazała się nieskuteczną, odczytywały mobilizację na Ukrainie jako krok potencjalnie eskalujący i w związku z tym niepożądany. Możliwe są tez obydwie interpretacje. W dłuższej perspektywie to opóźnienie, w połączeniu z mniejszymi zasobami Kijowa (już w ubiegłym roku, w czasie pierwszego alarmu wojennego mówiło się o tym, że ropy starczy ukraińskiej armii na maksimum 2 tygodnie) i rosyjskim panowaniem w powietrzu może oznaczać, że Ukraińcy będą mieli problemy z uzupełnieniami. Jeśli chodzi o działania rosyjskie, to warto zwrócić uwagę na dość wyraźny plan strategiczny. Otóż mamy do czynienia z uderzeniem z dwóch stron, od strony Krymu przez Chersoń (choć bez atakowania miasta położonego na prawym brzegu Dniepru) przez Nową Kachowkę w stronę Zaporoża i z drugiego kierunku, od Charkowa. Oczywistym „punktem spotkania” rosyjskich sił jest miasto Dniepropietrowsk. Tego rodzaju scenariusz oznaczałby zamknięcie głównych sił Ukrainy na południu, bo jak mówił na posiedzeniu rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa minister Szojgu na linii rozgraniczenia z Donbasem Kijów zgromadził niemal 60 tys. armię, co w połączeniu z możliwym okrążeniem Kijowa stawiałoby Ukrainę w trudnym położeniu. Póki co natarcie na Północy, zarówno w okolicach miejscowości Sumy (kierunek na Kijów), jak i na Charków zostało zatrzymane, a morale armii rosyjskiej okazało się gorsze niż można było przypuszczać. Strona ukraińska donosi, że w ciągu pierwszych dwóch dni walk Rosjanie stracili 1,8 tys. żołnierzy i oficerów i ma najwyraźniej nadzieję, że determinacja obrońców ojczyzny i skala strat wywoła szok psychologiczny w Moskwie. Rosja zdaje się też przygotowywać do przedłużającej się wojny, o czym świadczą w mojej ocenie walki o strategicznie położony Ostrow Żmijnyj na podejściu do portu w Odessie i ostrzelanie statku handlowego płynącego pod mołdawską banderą. W tym wypadku może chodzić o morską blokadę Ukrainy i pozbawienie jej możliwości uzupełnienia wszystkiego co jest niezbędne do kontynuowania walk.
W Kijowie mają świadomość, że walczą sami
Z licznych apeli prezydenta Zełenskiego, zarówno do państw Zachodu, aby te wyrzuciły Rosję z systemu SWIFT czy wprowadziły no-fly zone nad całą Ukrainą, a także skierowanych do Ankary, aby Turcja zamknęła Cieśniny, wynika, iż w Kijowie mają świadomość, że walczą sami. Raczej Ukraina nie może liczyć na zaangażowanie wojskowe sojuszników, dostawy sprzętu i amunicji też wydają się być zagrożone, bo Moskwa w każdej chwili może ogłosić, iż będzie je traktowała jako akt wrogi. Na marginesie warto zauważyć, że Niemcy nadal nie mają zamiaru zrewidować swojej polityki polegającej na odmowie dostaw broni dla Ukrainy, mimo, że wojna trwa ginie ludność cywilna, której losem w Berlinie bardzo się przejmują. Jedynym wyjściem, jeśli w grę wchodziłaby perspektywa przedłużającego się konfliktu, jest w takiej sytuacji rozpoczęcie rokowań, choćby po to, aby zyskać na czasie. Paradoksalnie Moskwa też nie jest, w obliczu siły oporu, zainteresowana przedłużającą się wojną. Zanim jednak strony usiądą do stołu, Rosjanie najprawdopodobniej podejmą próbę rozstrzygnięcia wojny po swojej myśli. Oznacza to intensyfikację działań, także nalotów. Jeśli te nie okażą się skuteczne i armia Ukrainy nadal będzie stawiała opór, to rozwiązania dyplomatyczne będą bardziej nęcące.
Autor Marek Budzisz
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
as. #3093641 26 lut 2022 20:11
Po 3 dniach wojny widać, że największym wrogiem Ukrainy i sponsorem tej bestialskiej agresji okazały się Niemcy... My Polacy i inne narody środkowej Europy powinny ten kolejny w historii sojusz niemiecko-rosyjski zapamiętać...
odpowiedz na ten komentarz