Zaprawiony w bojach wielki mistrz powrócił do Olsztyna

2022-02-17 14:00:00(ost. akt: 2022-02-28 09:24:41)
Karol Zalewski

Karol Zalewski

Autor zdjęcia: archiwum domowe

SPORT AKADEMICKI\\\ Karol Zalewski, mistrz olimpijski z Tokio w sztafecie mieszanej 4x400 m, ponownie będzie reprezentował AZS UWM Olsztyn. Dotychczasowa kariera "błyskawicy z Reszla" obfitowała w sukcesy i żenujące przeboje z „działaczami”.
Karol od zawsze niczym kot z opowiadania Rudyarda Kiplinga chodził własnymi ścieżkami, czym po wielokroć doprowadzał do furii związkowych decydentów, którzy z założenia krzywym okiem spoglądają na myślących samodzielnie zawodników i trenerów. Nic więc dziwnego, że utuczeni na państwowym wikcie jegomoście, których ulubionym zajęciem jest dysponowanie pieniędzmi podatników, w stosunku do jednego z najbardziej utytułowanych polskich sprinterów XXI wieku niejednokrotnie zachowali się w iście grubiański sposób.

Spoglądając na karierę wychowanka olsztyńskiego AZS, gołym okiem widzimy, że sportowo Karol nigdy nie znalazł się na zakręcie, a jego przygoda z królową sportu do 2016 roku układała się niemalże wzorcowo. Seryjnie zdobywane tytuły mistrza Polski we wszystkich kategoriach wiekowych na dystansach od 100 do 400 m, wicemistrzostwo świata juniorów w sztafecie 4x400 m (Barcelona 2012), niepobity do dzisiaj rekord Polski juniorów w biegu na 200 m (20,54) i dwa tytuły Młodzieżowego Mistrza Europy na tymże dystansie (Tampere 2013 i Tallinn 2015) mówią same za siebie. Olimpiada w Rio de Janerio (2016) miała być ukoronowaniem dotychczasowej pracy i próbą otwarcia kolejnych drzwi. Forma była wyborna. 28 lipca na sopockiej bieżni zawodnik ustanowił rekord życiowy na 200 m (20,26 – trzeci wynik w historii polskiej lekkoatletyki), a dwa dni później pojechał do Jeleniej Góry, by wziąć udział w specjalnie zorganizowanym przez trenera kadry narodowej sprawdzianie dla najlepszych w kraju czterystumetrowców. Okazał się w nim bezkonkurencyjny,uzyskując 45,84 (drugiemu na mecie Jakubowi Krzewinie zmierzono 46,26). Nazajutrz Maciej Petruczenko w „Przeglądzie Sportowym” napisał: „Karol Zalewski w Jeleniej Górze pokonał całą kadrę czterystumetrowców na igrzyska w Rio… Udowodnił, że powinien pobiec w sztafecie”.

Jednakże w stolicy Brazylii ówczesnego zawodnika olsztyńskiego AZS nie zobaczyliśmy ani w eliminacjach, ani w finale biegu rozstawnego 4x400 m. Teoretycznie standard, bo polski sport nie takie cuda widział, a „fantazja” działaczy po kilku głębszych sprawia, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Wszak słynny Zdzisław Kręcina z dumą podkreślał, że 95 procent alkoholu w swoim życiu wypił służbowo.

Wszystko fajnie, tylko proszę postawić się w sytuacji zawodnika, który wskutek kaprysów „działaczy” został pozbawiony startu w olimpijskim finale! Karol stracił zarówno sportowo, jak i finansowo, albowiem ministerialne stypendium odpłynęło w siną dal.
Nie był to jednak koniec kłopotów Zalewskiego ze związkową centralą. Tuż przed rozpoczęciem sezonu 2017, gdy kadra sprinterów przebywała w Portugalii, olsztyński zawodnik musiał zbierać pieniądze na zgrupowanie, bo PZLA stwierdził, że skoro Karol wcześniej miał problemy zdrowotne (w lutym skręcił kostkę i przez tydzień nie trenował, a obóz kadrowy odbył się w kwietniu), to nie ma sensu w niego inwestować. „Polski Związek Lekkiej Atletyki zostawił mnie na miesiąc przed rozpoczęciem sezonu bez niczego, tzn. bez obozu za granicą, bez obozu w kraju, bez środków na rehabilitację” – napisał w kwietniu 2017 roku na swoim facebookowym profilu Karol Zalewski. Szybkobiegaczowi rodem z Reszla odpowiedział wówczas m.in. Marcin Urbaś (rekordzista Polski w biegu na 200 m – 19,98): „Karol, ci sami „przyjaciele” lekkoatletyki w cudzysłowie zakończyli kariery wielu zawodnikom z pierwszej dziesiątki w historii polskiego sprintu. Co trzeba zrobić, żeby ktoś zakończył ich kariery u żłoba?”.

Rok 2017 był dla rekordzisty Polski w biegu na 300 m (31,93) rokiem zmian. Rozstanie z trenerem Zbigniewem Ludwichowskim i przejście pod skrzydła Jakuba Ogonowskiego oznaczało zamknięcie pewnego etapu w życiu, ale w poolimpijskim sezonie Karol znów był bezkonkurencyjny w kraju jeżeli chodzi o biegi na 100 i 200 m (na obu dystansach sięgnął po tytuł mistrza Polski). Prawdziwą bombę imponujący atletyczną sylwetką zawodnik odpalił jednak na początku 2018 roku, gdy ku powszechnemu zaskoczeniu wraz z kolegami zdobył złoty medal halowych mistrzostw świata w sztafecie 4x400 m. Dodatkowym smaczkiem zwycięstwa w Birmingham był rekord świata polskiego teamu (3.01,77) oraz pokonanie faworyzowanych Amerykanów. W lecie było równie dobrze, aczkolwiek pozostał pewien niedosyt, ponieważ podczas mistrzostw Europy w Berlinie (2018) najlepszy czterystumetrowiec nad Wisłą dosłownie otarł się o medal w biegu indywidualnym zajmując czwarte miejsce. Warto również dodać, że tenże sezon sprinter okrasił znakomitym rekordem życiowym w biegu na jedno okrążenie (45,11). Tuż po pamiętnych mistrzostwach świata zmienił też barwy klubowe, stając się zawodnikiem AZS AWF Katowice.
Sezon mistrzostw świata w Doha (2019) z logistycznego i szkoleniowego punktu widzenia dla lekkoatletów był nie lada wyzwaniem. Odbywająca się w październiku impreza spowodowała, że zawodnicy szczyt formy szykowali na jesień. Podobnie uczynił Karol, aczkolwiek jego starty wyglądały co najmniej obiecująco. Miał najlepszy wynik w kraju w 2019 r. w biegu na 400 m (45,46), a na mistrzostwach Polski zajął drugie miejsce, przegrywając o włos z Wiktorem Suwarą. Jakież było zatem zaskoczenie, gdy PZLA ogłaszając skład na MŚ „zapomniał” o de facto swoim najlepszym czterystumetrowcu („działacze” powołali trzech biegaczy na 400 m, którzy byli przewidziani do rywalizacji w sztafecie mieszanej 4x400 m, w której startują dwie kobiety i dwóch mężczyzn). Termin „zapomnieli” jest oczywiście eufemizmem dotyczącym poczynań związkowych notabli, bo panowie zrobili to celowo, czego nigdy specjalnie nie ukrywali.

Po prostu najpierw nie wyznaczyli reguł kwalifikacji do sztafety mieszanej, a następnie zrobili, co chcieli, w myśl zasady, że władzy wszystko wolno. Swego rodzaju naiwnością wykazał się tylko Karol Zalewski, który przypomniał, że jeden z powołanych zawodników nigdy z nim nie wygrał, zapominając przecież, że „działacze” nie muszą zajmować się tak prozaicznymi sprawami, jak znajomość wyników sportowych.

Skądinąd w całym zamieszaniu swoją potęgę intelektu ujawniło kilka wybitnych person. Przykładowo Krzysztof Kęcki (dyrektor sportowy PZLA) tłumacząc, dlaczego w składzie znalazł się zawodnik słabszy od Karola, powiedział m.in.: „On jest na każdą prośbę, uczestniczy w szkoleniu, nigdy z nim nie ma problemu”. Pan dyrektor mógł jeszcze dodać, że zawodnik, który dzięki układom pojechał na MŚ, zawsze mówi dzień dobry, dobrze mu patrzy z oczu i ma ładnie uczesane włosy…
Nieobecność Karola na mistrzostwach świata w Katarze kosztowała go utratą ministerialnego stypendium i obniżeniem klubowego o 25 procent. Notabene od 2019 roku zawodnik wnioskował do PZLA o przyznanie mu stosownego stypendium. Doczekał się go w 2021 roku (od stycznia do czerwca otrzymywał 860 zł miesięcznie). Oczywiście Karol jest jedną z wielu osób, które „nieomylna” centrala potraktowała w wiadomy sposób. Wystarczy oddać głos złotemu medaliście z Tokio Dariuszowi Kowalukowi: „O tym się nie mówiło. Baliśmy się powiedzieć wprost, bo mogło się to wiązać z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Bardzo mnie to męczyło przez wiele lat. Nawet, gdy zdobywałem brązowy medal seniorskich mistrzostw kraju, nie gwarantowało mi to startu. W Londynie usłyszałem: Będziesz drugim rezerwowym, bo tak”. Wielce pouczający jest zwłaszcza casus trenera Tomasza Lewandowskiego (szkoleniowiec Marcina Lewandowskiego – medalisty mistrzostw świata w biegu na 1500 m), który w atmosferze skandalu odszedł ze związku na początku 2020 roku, oświadczając, że „Koronawirus już dawno dopadł PZLA”.
Dziś trener Lewandowski odpowiada na biegi w Holandii i nie zamierza wracać do kraju: „nie widzę szans na współpracę z tymi ludźmi w PZLA, którzy potrafili mi powiedzieć: jesteś gównem, a nie trenerem”.

Jako że Karol Zalewski do „mięczaków” nie należy, więc nie poddał się bez walki. Zakasał rękawy i zabrał się do jeszcze cięższej pracy, by udowodnić jegomościom przypominającym figury z wodewilu, że najlepsze jeszcze przed nim. W pandemicznym sezonie 2020 ponownie był najszybszym polskim czterystumetrowców, a w ubiegłym roku na igrzyskach olimpijskich w Tokio biegał jak młody Bóg, zdobywając złoty medal olimpijski w sztafecie mieszanej 4x400 m. Zaimponował także w męskiej sztafecie 4x400 m, gdzie na swojej zmianie uzyskał rezultat poniżej 44 sekund!
Karol Zalewski ma 29 lat, zapał do pracy i niebywały talent. I choć „działacze” nie śpią, to kolejne sukcesy zaprawionego w bojach zawodnika wydają się być tylko kwestią czasu. Ktoś przecież musi pobić rekord Polski Tomasza Czubaka w biegu na 400 m z 1999 roku (44,62).
MICHAŁ MIESZKO PODOLAK


Karol Zalewski
Urodził się 7 sierpnia 1993 roku w Reszlu. Początkowo grał w piłkę nożną w miejscowych Orlętach, ale potem zainteresował się lekką atletyką. Jego pierwszą trenerką była Bronisława Ludwichowska, a później przejął go Zbigniew Ludwichowski. Karol to złoty medalista olimpijski z Tokio w sztafecie mieszanej 4x400 metrów - w finale Zalewski pobiegł z Natalią Kaczmarek, Justyną Święty-Ersetic i Kajetanem Duszyńskim.
* Inne sukcesy międzynarodowe: halowe mistrzostwo świata w sztafecie 4x400 m (Birmingham 2018), srebrny medal halowych mistrzostw Europy w sztafecie 4x400 m (Praga 2015), młodzieżowe mistrzostwo Europy w biegu na 200 m (Tampere 2013, Tallinn 2015), srebrny medal MME w sztafecie 4x400 m (Tampere 2013), wicemistrzostwo świata juniorów w sztafecie 4x400 m (Barcelona 2012).
W latach 2009-18 był zawodnikiem AZS UWM Olsztyn, następnie przeszedł do AZS AWF Katowice, a kilka dni temu podpisał trzyletni kontrakt z olsztyńskim klubem akademickim).