"Lenin" wyleciał w powietrze

2022-02-11 19:00:00(ost. akt: 2022-02-10 12:39:40)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Najpierw był film „Jak pokochałam gangstera”, który okazał się hitem Netfliksa, a obejrzało go grubo ponad milion widzów.
Film jest też bardzo wysoko w globalnym rangingu platformy, w kategorii nieanglojęzycznej jest bowiem na trzecim miejscu.

Maciej Kawulski opowiada w nim dzieje "Nikosia", jednej z najbarwniejszych postaci polskiego półświatka końca ubiegłego wieku, którego ktoś zastrzelił w 1998 roku. Niedawno głośno stało się o gali MMA–VIP, którą chciał zorganizować najpierw w Kielcach a potem w Pruszkowie Marcin Najman. Ich patronem miał być emerytowany gangster Andrzej Z., "Słowik".

To wzbudziło zainteresowanie czasami, kiedy Polską rządziły gangi. Tak było też w Olsztynie, gdzie przez lata o wpływy walczyły dwie grupy, jednej z nich przewodzili zresztą bokserzy. Najbardziej spektakularnym przejawem tej wojny było wysadzenie jadącego po ulicy Krasickiego jednego z gangsterów. Od tego zaczynamy nasz cykl, w którym wracamy do tamtych wydarzeń.

Igor Hrywna

Olsztyn leżał trochę na boku zainteresowania głównych polskich gangów czyli Wołomina i Pruszkowa, choć warto pamiętać, że gangsterzy kupili lub "przejęli" sporo ziemi nad Wielkimi Jeziorami. Olsztyńscy gangsterzy na początku stanowili jedną grupę. Potem jednak się pokłócili. Zaczęli od bójki pod nieistniejącym już pubem "Joker" na Kołobrzeskiej, skończyło na strzelaniu do siebie i podkładaniu ładunków wybuchowych.

Pierwszą kierowali bracia bracia R. "Orzełki" oraz Wojciech K. "Bocian", Piotra M. "Troll" i Grzegorza M. "Predator". Na czele drugiej stanęli na początku bracia Krzysztof i Dariusz R., Alfred K. Fred oraz Grzegorz M. "Marchewa" i jego bliski współpracownik Jarosław P. ps. "Lenin".

W drugiej połowie 2000 roku wojna gangów Olsztynie osiągnęła swoje apogeum. We wrześniu 2000 roku na głównej ulicy olsztyńskich Jarot wyleciał w biały dzień na bombie wspomniany Jarosław P. ps. „Lenin”, kolega Krzysztofa R. i Grzegorza M. „Marchewy”. Umieszczony pod jego volkswagenem kilogramowy ładunek był, dla zwiększenia efektu, uzupełniony granatem.

Bomba zdetonowana została w czasie jazdy za pomocą telefonu komórkowego. Sebastian Rz., i Mariusz Ch., którzy ją odpalili, bawili się ponoć jak przy grze komputerowej.
Egzekucja „Lenina” oznaczała, że między olsztyńskimi grupami przestępczymi wybuchła wojna na całego. Podobno jeszcze latem 2000 roku były próby dogadania się. W rozmowach na starym mieście mieli uczestniczyć Grzegorz M. i właśnie Jarosław P., z drugiej zaś strony Sebastian Rz. i Wojciech B. (później świadek koronny, zeznający przeciw byłym kumplom).
To ci dwaj, zaufani ludzie Piotra M. „Trolla”, (Sebastian Rz. był nawet jego kuzynem) uznali potem, że nie ma co dalej gadać z konkurencją.

Mieli dwie bomby

Z bronią nie było wtedy problemu, była pod ręką. Na stanie zjednoczonych gangów „Trolla” i Jarosława R. „Orzełka” były pod koniec 2000 roku m.in. skorpion, makarow, glauberyt, AK MS, sztucer z lunetą, trzy pistolety CZ, „tetetka”, a także gotowe do użycia kolejne bomby: 5 kg i 2,5 kg, wyprodukowane podobno przez kogoś ze Szczytna. Ludzie „Marchewy”, też byli uzbrojeni, i koniecznie chcieli odpowiedzieć na śmierć „Lenina”. Pierwszym celem był jeden z egzekutorów „Lenina”, Mariusz Ch., ps. „Świniak”, jednak bomba podłożona podobno pod jego domem na ulicy Kopernika w Olsztynie nie zadziałała.
Na celowniku znaleźli się wtedy Jarosław R., „Orzełek” i jego najbliższy kolega Grzegorz M. „Predator”. Do ich zabójstwa wynajęty został niejaki Andrzej Rz. Mieszkający wówczas pod Biskupcem 27-latek, jeszcze siedząc w więzieniu. Wyrobił sobie znajomości w olsztyńskim świecie przestępczym i markę „kilera”. W rzeczywistości okazał się jednak fuszerem. Podobno warował parę dni przed agencją towarzyską „Orzełka” na jednym z olsztyńskich osiedli domków jednorodzinnych. Przyznawał się potem, że nawet strzelał, choć nikt tego nie zauważył i, gdyby nie podziurawione auta na parkingu, nie byłoby nawet sprawy.
Na dobitkę Andrzej Rz., pokłóciwszy się po pijaku z sąsiadem w swojej podbiskupieckiej wsi, wyciągnął broń i choć znów strzelał w powietrze, wpadł na amen. Aresztowany, przyznał się do wszystkiego, przede wszystkim wskazując zleceniodawcę — Grzegorza M., który nawet wówczas, kiedy sam był już ranny, wzywał „kilera” do szpitala, w którym leżał i naciskał „żeby dokończył robotę”. Opowiadając o tym w sądzie Andrzej Rz. uzyskał dla siebie nadzwyczajne złagodzenie kary, a Grzegorz M. dostał 12 lat do odsiadki.

Krótka lista do odstrzału

Sam Grzegorz M., „Marchewa”, od dawna był na krótkiej liście do odstrzału. Już latem 2000 roku, ktoś miał strzelać do niego z pistoletu. Potem pod słupem blisko jego domu pod Ostródą podłożona została bomba, ale nie wybuchła. Ostatecznie na początku października 2000 roku przymierzył do niego ze sztucera Andrzej Z. ps. „Gajowy”. Myśliwy, członek koła łowieckiego i gangu „Trolla”, celował „na komorę”, trafił jednak w brzuch i „Marchewa” szczęśliwie się wylizał, przewieziony na czas do szpitala w Ostródzie.
Później okazało się, że „Gajowy” na parkingu przy ulicy Kajki w Barczewie strzelał jeszcze 1 grudnia 2000 roku (też nieskutecznie) do niejakiego Adama T. Ale i tak te „pudła” kosztowały potem „Gajowego” wyrok dożywotniego więzienia.
Dziś wiemy, że wzajemne zamachy były dalszym ciągiem wymiany ognia między olsztyńskimi gangami, która miała swój początek w lutym 1995 roku, kiedy na Jarotach zastrzelony został z bliska Dariusz R., brat Krzysztofa R. I dalszy ciąg w sierpniu 1999 roku na ulicy Małeckiego na Zatorzu, gdy zastrzelony został Andrzej R., jeden z „Orzełków”. Jesienią 2000 roku konflikt się nasilił — gra szła o kontrolę rynku narkotykowego i związane z tym coraz większe pieniądze — jedni i drudzy chcieli konkurencję zwyczajnie powystrzelać. Jeszcze kilka lat wcześniej, w pierwszej połowie lat 90., bili się „honorowo” na pięści, a wielką bójkę przed klubem „Joker” na ulicy Kołobrzeskiej w Olsztynie wygrał Krzysztof R. i jego ludzie.

Ocalał, bo siedział

Teraz każdy strzelał do każdego, bez pancernej kamizelki nikt nie wychodził z domu. Podobno w grudniu 2000 roku na Osiedlu Mazurskim w Olsztynie strzelano także do Piotra M. „Trolla”. Policyjne rejestry wszystkich prób na pewno nie odnotowały. A na przykład Krzysztof R., jeden z szefów konkurencyjnej grupy, uniknął śmiertelnej nagonki i losu rodzonego brata, być może tylko dlatego, że akurat siedział w areszcie w związku ze sprawą o próbę wymuszenia haraczu od ajenta restauracji na olsztyńskiej starówce.

Policja, bardzo zajęta wówczas powtarzającymi się porwaniami biznesmenów — ich również ponoć było więcej, niż te cztery, które wyszły na jaw — długo była bezradna. Ale na początku 2001 roku przestępcy sami się wkopali.
Grzegorz A. w grupie „Trolla” i „Orzełka” miał pseudonimy „Chemik” i „USA”, bo zajmował się produkcją narkotyków. Sam też je brał, uwikłany był podwójnie i może dlatego ważniejsi od niego uznali, że powinien bardziej się wkupić się w łaski bandy. „Chemik” dostał do ręki broń z rozkazem strzelania do Adama Z., albo Marka I. związanych z grupą „Marchewy”, najlepiej do obydwu za jednym zamachem. Jak się z strzela, instruował go w lesie w Różnowie koło Olsztyna „Predator” w towarzystwie niejakiego Artura G., który potem zeznawał przeciw niemu. Ale wszystko posypało się z powodu „Chemika”. Był wtedy jeszcze bardzo młody, ale już miał żonę i małe dziecko. W czasie świąt Bożego Narodzenia pooddychał trochę normalną domową atmosferą w rodzinnej miejscowości pod Lidzbarkiem Warmińskim i zrozumiał, że zabrnął za daleko. 4 stycznia 2001 roku dobrowolnie zgłosił się na policję oddając broń. Najpierw był podejrzanym, ale mówił tyle, że prokurator zaproponował mu status świadka koronnego. Natychmiast potem nastąpiły aresztowania. I to po obydwu stronach barykady, na której wykrwawiały się olsztyńskie gangi.

W sprawie wojny gangów, porwań, przy okazji także rozbojów, handlu narkotykami i kradzieży samochodów w następnych 3-4 latach odbyło się w olsztyńskim sądzie kilkanaście procesów. Takich spraw ani wcześniej, ani potem w Olsztynie nie było. Antyterroryści co rusz wzywani byli do pilnowania niebezpiecznych gangsterów na sądowej sali, ale jakichś 40-50 przestępców na długie lata poszło w tym czasie za kratki. Niektórzy jednak po latach wrócili do swojego rzemiosła...

Stanisław Brzozowski
fot. Zbigniew Woźniak
Egzekucja „Lenina” oznaczała, że między olsztyńskimi grupami przestępczymi wybuchła wojna na całego.