Polecam książkę „451° Fahrenheita" Ray'a Bradbury'ego

2022-02-09 16:00:00(ost. akt: 2022-02-09 14:28:25)

Autor zdjęcia: Arch.prywatne

Lubisz czytać? Chcesz polecić książkę? Opisz swoją ulubioną pozycję czytelniczą i prześlij do nas na adres: nidzica@gazetaolsztynska.pl Nie zapomnij dołączyć zdjęcia!
Każdy z nas odwiedza bibliotekę lub był w niej chociaż raz w życiu. Każdy z nas posiada książki – od podręczników po nigdy nieprzeczytane opasłe tomiska zajmujące miejsce na półkach.

Każdy z nas coś czyta: komiksy, gazety, kolorowe magazyny, e-booki bądź te tradycyjne, papierowe, których okładki zachęcają barwnymi kolorami i imponującymi nazwiskami, których zapach wywołuje kojącą przyjemność i których zawartość oddziałuje pełnym wachlarzem emocji. A co jeśli to wszystko byłoby nielegalne?

Taką wizję przedstawia Ray Bradbury w swojej książce „451° Fahrenheita”. W tej pokrętnej dystopijnej przyszłości posiadanie książek zostało zakazane, by nie wzbudzać konfliktów w ogromnym wielokulturowym społeczeństwie.

Stało się tak za sprawą założenia, że żeby uniknąć żmudnego rozstrzygania sporów, lepiej po prostu zdelegalizować wszystko, co może wywołać kontrowersje lub skłonić ludzi do przemyśleń i wykształcenia własnego zdania.

Cenzura osiągnęła tak ekstremalną formę, że gdy u kogoś zostanie odkryta choćby jedna książka, do gry wkraczają strażacy, których rola zmieniła się z tych, którzy gaszą pożary, na tych, którzy je wzniecają. Temperatura 451° Fahrenheita wywołuje nie tylko zapłon papieru, ale też całych domów, czasami wraz z mieszkańcami.

Życie w tym świecie przedstawione jest z perspektywy Guya Montaga – zwyczajnego strażaka wiodącego nudne życie z żoną, która jest pochłonięta przez technologię i propagandę i z którą Guy prawie że nie ma kontaktu. Dlatego też Montag doznaje wielkiego szoku, gdy pewnego dnia spotyka Clarisse.

Dziewczyna ta zamiast oglądania telewizji woli długie spacery i obserwowanie kwiatów, a zamiast słuchania czegoś w muszelkach (koncept malutkich, przenośnych odbiorników dousznych był nadal daleką przyszłością w latach powstania książki) prowadzi długie rozmowy ze swoją rodziną.

Zaczyna ona zadawać strażakowi dziwne, z pozoru błahe, pytania, które skłaniają go do zatrzymania się na chwilę i rozejrzenia wokół.

Po kilku spotkaniach z tą oderwaną od rzeczywistości osobą Montag uzmysławia sobie bezsens swojej egzystencji. Zaczyna patrzeć na swoje małżeństwo, znajomych, profesję i społeczeństwo w zupełnie inny sposób, sposób Clarisse.

Zdaje sobie sprawę z infantylności swojego środowiska, zaczyna też zwracać uwagę na otaczającą go przyrodę, rozbudzając swoją ciekawość do świata.

Z racji wykonywanej pracy Guy bardzo często ma styczność z książkami, które kuszą go oferując możliwość rozwoju umysłowego i emocjonalnego, a także zrozumienia, dlaczego teraźniejszość wygląda tak, jak wygląda. Montag chce się wznieść ponad ułomne społeczeństwo, które nie odróżnia cudów technologii od prawdziwego życia.

Akcja toczy się wolno, w charakterystyczny dla lat jej powstania (1953) sposób: brak w niej nagłych zwrotów akcji, brak elementów intrygujących; występuje za to nieco drętwa narracja. Jednak mimo to warto sięgnąć po ten tytuł, ponieważ skłania czytelnika do przemyśleń na temat świata i drogi, jaką obrało społeczeństwo. Myśli te nie opuszczają nas na długo po zakończeniu lektury.

Maja Stryjewska z ZSZiO w Nidzicy