Dzieci wywróciły nasze życie do góry nogami

2022-02-06 11:48:44(ost. akt: 2022-02-06 11:59:01)

Autor zdjęcia: Pixabay

Ewa i Mirek nie mogli mieć dzieci. Długo żyli tylko we dwoje. Skrycie marzyli o małej istocie, która wypełni ich dom radością. Bali się adopcji, jednak pusty dom coraz bardziej przekonywał ich do podjęcia decyzji. Dziś są rodzicami trójki dzieci i nie wyobrażają już sobie innego życia.
Ewa i Mirek pobrali się w 2004 roku. Byli zakochaną parą, która wierzyła, że ich miłość jest lekiem na całe zło świata i że razem są w stanie pokonać wszelkie przeciwności losu. Ewa bardzo młodo straciła w wypadku mamę, nie miała rodzeństwa, więc zawsze marzyła o domu wypełnionym dziecięcym gwarem.

Wiem, jak to źle nie mieć rodzeństwa
— Zazdrościłam zawsze koleżankom, że mają mamę i rodzeństwo — opowiada. — Miałam 9 lat, jak mama zginęła w wypadku. Tata opiekował się mną, ale nigdy nie związał się z żadną kobietą, więc brakowało mi i rodzeństwa i matki. Był skromnym i dobrym człowiekiem, ale — jak to mężczyzna — nie potrafił ze mną rozmawiać o kobiecych sprawach. Wszystkiego dowiadywałam się od koleżanek lub ze szkoły. Kiedy poznałam Mirka, miałam 19 lat. To był mój pierwszy chłopak, po dwóch latach chodzenia postanowiliśmy się pobrać. Zawsze mu mówiłam, że chciałabym mieć 2 lub 3 dzieci, bo wiem, jak to źle nie mieć rodzeństwa.
Młodzi małżonkowie zamieszkali z tatą pani Ewy. Dom był duży, więc postanowili, że oni zamieszkają na górze a tata na parterze. Oboje pracowali i spełniali swoje marzenia podróżując. Kiedy jednak po 4 latach małżeństwa wciąż w ich domu nie pojawiło się dziecko zaczęli się martwić. Umówili się do lekarzy, przeszli badania. Okazało się, że jedno z nich nigdy nie będzie mogło mieć dzieci. Początkowo smutek zagościł w ich życiu. Rozmawiali czasem o adopcji, o metodach zapłodnienia in vitro, jednak brakowało im zdecydowania.

Byłam strzępkiem nerwów
Coraz częściej pani Ewa myślała o adopcji. Znała kilka par, które dały dom dziewczynkom i chłopcom z domu dziecka i były szczęśliwe. Bała się rozmowy z mężem, bo nie wiedziała, czy on będzie w stanie pokochać "obce dzieci".
— Nie spałam w nocy, byłam strzępkiem nerwów... W końcu porozmawialiśmy. Mąż mi powiedział, że też o tym myślał, ale czekał na mój pierwszy krok — opowiada. — To była najtrudniejsza rozmowa w naszym życiu. Jednak oboje tak bardzo pragnęliśmy podzielić się naszą miłością z małymi istotami. Do pełni szczęścia brakowało nam tylko dzieci.
Po tej rozmowie małżonkowie rozpoczęli starania o adopcję. Po dwóch latach poznali rodzeństwo, których rodzice zrzekli się praw rodzicielskich. Te maluchy zdobyły serca małżeństwa, dlatego postanowili jak najszybciej stworzyć im prawdziwy dom, dać miłość, bezpieczeństwo i szczęście. Przez okres kursu i załatwiania wszelkich formalności przygotowywali dom na przyjazd maluchów. I tak pewnego dnia trójka przestraszonych dzieci przekroczyła próg ich domu. Ilonka, Krzyś i Bartuś z rezerwą oglądali swoje pokoje.

Życie wywrócone do góry nogami
— Adopcji zawsze towarzyszy wielka niewiadoma. Jednak, gdy w domu pojawiają się dzieci, całe życie wywracają do góry nogami. Byliśmy tak zdenerwowani, że trzęsły nam się ręce... Baliśmy się, a zarazem byliśmy jak w amoku ze szczęścia — wspomina Ewa i Mirek. — Tak bardzo chcieliśmy, by czuli się u nas szczęśliwi i pokochali nas. Po raz pierwszy nasz dom wypełnił się szczebiotem dziecięcych głosów i tupotem małych stóp. Po kilku dniach dzieci zaaklimatyzowały się i cieszyły się z każdej zabawki, ze swoich łóżek.
— Nie zawsze było jednak miło. Dzieci przeżyły wiele: porzucenie rodziców i pobyt w placówce, zostawiło to ślad w ich psychice. Budziły się często z krzykiem i wciąż dopytywały czy będą z nami na zawsze. Mieliśmy różne kłopoty wychowawcze z najmłodszym synem i starszym. Najspokojniejsza była Ilonka. Cały czas była grzeczna, mało mówiła, tak jakby się bała, że jak coś źle zrobi, to zostanie ukarana... Cały czas korzystamy z pomocy psychologa. Z każdym dniem jest lepiej. Dzieci ufają nam, potrafią przyjść i bez powodu powiedzieć, że nas kochają. To dla nas największa nagroda. Kiedy śpią w swoich łóżkach, siadaliśmy z mężem przy drzwiach i patrzymy na nie. Nie wyobrażamy już sobie życia bez nich...

Trudne są początki wspólnego życia
Adopcja to był bardzo trudny krok, który przyniósł małżeństwu Ewy i Mirka sporo lęku i wątpliwości. Nasi bohaterowie chcieli opowiedzieć innym parom, co się wiążę z taką decyzją.
— Trudna jest droga do adopcji i początki wspólnego życia. Smutne jest też to, że nie za bardzo można o tym rozmawiać — mówi Ewa. — Podczas kursu adopcyjnego mówiono nam, jak ważne jest, by dziecko wiedziało, że jest adoptowane i żeby je od małego oswajać z tym. Dziecko ma prawo znać swoją przeszłość, swoją historię. I my się z tym w pełni zgadzamy... Warto pamiętać, że najważniejsze w tym wszystkim jest dziecko. Mały człowiek, który tak bardzo potrzebuje miłości, bezpieczeństwa, akceptacji i po prostu domu, w którym będzie szczęśliwy. My bardzo chcemy, żeby nasze dzieci wyrosły na dobrych ludzi. Chcemy, by rozróżniali dobro od zła, by darzyli ludzi szacunkiem. Niech spełniają swoje marzenia, bo nasze już się spełniło. Czego można chcieć więcej od życia jak trzech serc, które dają radość i okazują miłość... Nie pragniemy niczego więcej niż żeby nasze szczęście trwało jak najdłużej... Zaczęliśmy też zastanawiać się nad powiększeniem rodziny... Jest przecież jeszcze tyle smutnych dzieci w domach dziecka, a my miłości mamy naprawdę dużo!
Joanna Karzyńska

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Stary dziad #3090594 6 lut 2022 14:43

    Kojarzę gdzie to zdjęcie zrobiono. Mieszkam niedaleko, poznałem bo wszystkie książki na zdjęciu cyrylicą...

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz