KGW Praktyczne Panie z Brodowa: Jesteśmy po to, by integrować

2021-12-29 19:00:00(ost. akt: 2021-12-29 12:29:55)
Koło Praktyczne Panie z Brodowa

Koło Praktyczne Panie z Brodowa

Autor zdjęcia: mat. prasowe

Zachęcają do poszukiwania swoich korzeni. Koło Gospodyń Wiejskich – Praktyczne Panie z Brodowa mają w sobie tak wiele energii, że aż dzielą się nią z innymi. Rozmawiamy z Małgorzatą Osak, przewodniczącą koła.
— Ostatnio zaangażowałyście się w kolejną akcję. Zawsze tak macie?
— Zbieraliśmy fundusze na artykuły higieniczne, potrzebne do pielęgnacji małych dzieci. Same jesteśmy matkami, niektóre babciami i wiemy, jak jest ciężko osobom, które nie mają wsparcia. Bardzo nas cieszy, że zaangażowało się aż tyle osób. Zresztą nasze uczestniczki starały się jak bardziej nagłośnić sprawę. Kiedy zadzwoniłam do naszego księdza, ten nie miał żadnych wątpliwości. Razem z koleżanką odczytałyśmy apel o wsparcie w czasie jednej z mszy. Odzew bardzo pozytywnie nas zaskoczył, bo do naszych działań dołączyła na przykład szkoła. Mieliśmy więc zbiórkę w świetlicy w Brodowie, kościele i w szkole.

— Nie bez powodu mówi się więc, że koła gospodyń integrują lokalne społeczności?
— Mężczyźni debatują, rozmawiają, a kobiety działają. Uczestnictwo w takich akcjach sprawia mi ogromną frajdę. Wzięłyśmy udział w programie „Polska od kuchni”. Brałyśmy udział w konkursie kulinarnym, a naszą Anię zgłosiłyśmy do konkurencji miss wdzięku. Była trochę skonsternowana, ale nie miała wyjścia. Powiedziałam, że nie przyjmuję żadnej odmowy. Ania Cieszkowska zdobyła nagrodę, prezentując się w szlafroku i w wałkach na głowie.

— Nie boicie się żadnych wyzwań?
— W naszym kole gospodyń rodzi się wiele ciekawych pomysłów, bo jest wśród nas niesamowita liczba osób pozytywnie zakręconych. Dzięki temu wydarzeniu udało się nam poznać wiele ciepłych, wspaniałych ludzi. Więcej – jesteśmy cały czas w kontakcie.

— Zrobiło się o was naprawdę głośno.
— Tak, choć formalnie istniejemy, jako zarejestrowane koło, od 2018 roku. Koło Gospodyń Wiejskich Praktyczne Panie z Brodowa zostało zarejestrowane 10 grudnia 2018 roku w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Działdowie. W okresie od 2015 do 2018 działałyśmy jako grupa wsparcia pomagając sołtysowi Michałowi Szczęśniakowi. Bierzemy udział w dożynkach gminnych, przygotowując stanowiska i wieńce. Koło kultywuje lokalny patriotyzm organizując uroczystości związane z rocznicą urodzin i śmierci Karola Małłka, świętowało 100-lecie odzyskania niepodległości. To my zaniosłyśmy nasz wieniec na nasz cmentarz ewangelicki, a potem zauważył to Waldemar Mierzwa, historyk, publicysta, autor i wydawca. Nawiązał z nami kontakt.

— Wciąż jesteście w kontakcie?
— Tak, uczestniczył w obchodach związanych z rocznicą urodzin Karola Małłka, a przyjaźń z panem Waldemarem trwa do dziś. Przyjeżdża do nas na różne spotkania. Uważam, że wciąż trzeba przypominać o tym, jak ważna jest spuścizna tych ziem. Uczymy się historii Francji, Belgii itd. Amerykanie zawsze robią show z drobiazgu, a my naszej bogatej tradycji się wstydzimy. Nie powinniśmy.

— Kuchnia mazurska też nieodłącznie kojarzy się z waszymi terenami. A jakie były ich święta?
— Ewangelicy w czasie świąt nie pościli. Moja babcia była ewangeliczką, ale wychodząc za mąż przeszła na katolicyzm. Ciekawa jestem tej historii. Może coś w tym jest, że muszę tę tradycję kultywować. W końcu mam działkę po grabarzach, którzy opiekowali się cmentarzem, więc ta opieka przeszła teraz na mnie.

— Jakie są wasze święta?
— W tym roku świętowaliśmy wigilię w lokalu. Pozyskaliśmy pieniądze z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, by je wydać na potrzeby koła Gospodyń. Stwierdziłyśmy, że te pieniądze zainwestujemy u właścicieli lokali, którzy mają za sobą wiele trudności. To był trudny okres, ten rok.

— Wciąż jesteście zapracowane?
— Z każdym rokiem pracy przybywa. Zapanowała moda na Koła Gospodyń. Miałyśmy taką akcję, w sobotę byłyśmy na zamku w Działdowie, a w niedzielę gotowałyśmy 100-litrowy gar zupy ziemniaczanej na Święto Pieczonego Ziemniaka w Białutach. To była ciężka praca. Najbardziej cieszę się, że ludzie byli zadowoleni, bardzo im smakowało.

— Wyciągacie ludzi z domów? Dzięki wam niektóre panie odkrywają nową pasję
— Przyjęło się kiedyś, że w każdej miejscowości jest remiza i strażacy. Koła gospodyń też były, to nie jest nowy wymysł. W latach 90. straż nadal była, a wieść o gospodyniach przycichła. Potem w 2008 roku wszystko na nowo się otworzyło. Jedziemy w różne miejsca, a koleżanka śmieje się, że jedziemy zwiedzać świat. Mamy w Kole Gospodyń osoby, które przyjeżdżają specjalnie tam, gdzie jesteśmy. Mówią, że wiedzą, że muszą przyjechać, bo na pewno będzie dobre jedzenie.

— W waszym kole są osoby w różnym wieku.
— Od 70 lat w dół. A te, które są od dawna na emeryturze, mają więcej pary od nas (śmiech). Może to siła wieku? Najważniejsze, że im się chce. Zawsze można na nie liczyć. Gdyby nie ta starsza część, to wiele rzeczy nie byłoby do zrealizowania. Nie wiem, z czego wynika ich energia. Z tym się trzeba urodzić. Ja chyba mam to po ojcu, który zawsze był społecznikiem Był radnym, naczelnikiem w straży pożarnej. Tak naprawdę nasze Koło Gospodyń na początku było grupą wsparcia. Wszędzie byłyśmy, czy trzeba było wieniec zrobić, jedzenie na dożynki czy inne działanie. A teraz w naszym składzie jest też Michał Szczęśniak, który jest naszym skarbnikiem.

— Od momentu, kiedy zostałyście oficjalnie kołem, jak zmieniło się wasze działanie?
— Mamy większe pole działania. KGW Praktyczne Panie z Brodowa są w „MOCnej Sieci”, która zrzesza ludzi z całego województwa warmińsko-mazurskiego. Będą szkolenia, będziemy mogły podpatrzeć, jak działają inne koła.

— Jakie były pani święta?
— Jak co roku spędziłam je z rodziną, siostrami. Zrobiłam barszcz, mama uszka, siostra krokiety. Tata smaży ryby, bo to jego rola. Dzieci też pomagają, bo każdy ma swój udział w przygotowaniach. Jak w każdej rodzinie. Uwielbiam święta, ten niepowtarzalny okres. Pracuję w sklepie, więc muszę być przygotowana, bo nigdy nie można robić nic na ostatnią chwilę.

— A co jedli Mazurzy?
— U mnie w domu akurat się jej nie robi, ale jak żyła babcia, to była zupa śledziowa. Zupę śledziową przygotowuje się z wody z octem, z liściem laurowym, zielem angielskim i pieprzem, solą doprawia do smaku. Wywar wystudzamy, zakwaszamy zimną śmietaną. W tej zupie są kawałki śledzia i dużo cebuli. Mogą być słone bądź kwaśne śledzie. Podaje się je w salaterkach, z ciepłymi ziemniakami. To zupa postna. Ale ludzie podawali taką zupę na święta. Na co dzień Mazurzy często jedli taką zupę bez śledzia – wtedy nazywana była zupą — ślepy śledź. Byliśmy w Olsztynku na festiwalu Polska od kuchni. Był pan, gotujący w „Pytaniu na śniadaniu”, który zapytał nas, co to jest za zupa? Więc w konkursie miałyśmy grzybki z ciasta, ale miałyśmy też ślepego śledzia. Wśród moich znajomych dużo osób ją zna.

— Czego życzyć ci z okazji świąt?
— Zdrowia i spokoju. To najważniejsze. Resztę można samemu sobie załatwić.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

Pomysł na śniadanie:
Szybka sałatka
Warstwami
Śledzik
Jajko
Fasola czerwona
Ogórek konserwowy
Ziemniaki ugotowane
Majonez
Posypać koperkiem

Obrazek w tresci

Obrazek w tresci