Miała pecha, ale nie zabrakło talentu i wysokiej formy

2021-11-16 11:36:39(ost. akt: 2021-11-20 08:09:34)

Autor zdjęcia: archiwum Moniki Jackiewicz

Po rocznej przerwie w Poznaniu odbył się Bieg Niepodległości. Na starcie nad Jeziorem Maltańskim pojawiło się ponad 4 tys. biegaczy. To największa tego typu impreza masowa, która odbywa się 11 listopada w Polsce. Na starcie pojawiła się Monika Jackiewicz, meta miała zaskakujący finał.
O symbolicznej godzinie 11.11 11 listopada na trasę ruszyły kobiety w ramach mistrzostw Polski na 10 km. Wśród nich była pochodząca z Kazanic Monika Jackiewicz. Mistrzynią Polski kobiet ostatecznie została Paulina Kaczyńska (Pomorze Stargard), wyprzedzając na finiszu Monikę Jackiewicz (MLKS Szczecin), która tuż przed metą przewróciła się o fałdę wykładziny. Dramatyczny finisz, sama zawodniczka żartobliwie podsumowała na swoim profilu społecznościowym "No cóż, najwidoczniej czerwony dywan nie jest mi pisany". Jednak skutki upadki są wciąż odczuwalne.
— Nie ukrywam, że jest to dla mnie przykre doświadczenie. Szczególnie, że mija już kolejny dzień od biegu, a ja odczuwam go w swoich potłuczonych kolanach, biodrze i zdartym łokciu. Tak szybko mnie ten ból nie puści ale podobno do wesela się zagoi — mówi Monika, która zaprawiona w sportowych bojach, dzielne znosi ból. Jednak każda kontuzja dla zawodnika to bez wątpienia cios.

Biegła po złoto

— W trackie wyścigu czułam się bardzo dobrze. Mimo wielu startów w tym roku w nogach, wiedziałam, że jestem w stanie wygrać te Mistrzostwa i poprawić tego dnia rekord życiowy na 10 km. Byłam typowana przez organizatorów jako faworytka do wygrania tych Mistrzostw — opowiada zawodniczka — Na trasie biegu pomagał mi mój narzeczony i trener Artur Olejarz. Kiedy zbliżaliśmy się do ostatnich metrów mety, Artur puścił mnie przodem i zbiegł na drugą stronę barierki. Biegnąc równolegle ze mną.
Monika Jackiewicz kilka metrów przed linią mety, miała sporą przewagę nad Pauliną Kaczyńską. Jednak nie dane było jej sięgnąć po złoto, przeszkodą okazał się dywan wyłożony na mecie.
— Kiedy tylko wbiegłam na dywan zwieńczający bieg, czułam, że mój krok biegowy był nienaturalny. W głowie były tylko myśli "Monia, dawaj do przodu", a nogi odczuwały poślizg — opowiada Monika — Artur od kilku lat czuwa nad moimi przygotowaniami, jest ze mną przy praktycznie wszystkich ciężkich treningach. Zna moją biomechanikę biegu i był bardzo zaniepokojony, kiedy zobaczył co się dzieje. Moje nogi nie współpracowały z podłożem tak jak powinny. Finalnie przed samą metą upadłam, tracąc złoty medal.
Ogromne zaskoczenie, szok i niedowierzanie. Obawa i strach, przede wszystkim o stan fizyczny zawodniczki. Monika Jackiewicz jest w szczycie formy, upadając mogła doznać kontuzji, która zatrzyma jej dobrą passę.
— Sam upadek był dla mnie bardzo bolesny. Biegłam bardzo rozpędzona, więc zderzenie przy takiej prędkości z podłożem mogło się skończyć jeszcze gorzej. Cieszę się, że nie nabawiłam się poważnej kontuzji, bądź nie uderzyłam głową — opowiada zawodniczka.

Czerwony dywan przeszkodą po złoto

— Nie mam pretensji do organizatora, na pewno nie miał złych intencji rozkładając ten dywan. Na wielu większych imprezach biegowych jest rozkładany. W Poznaniu było dość chłodno, bieg był rozgrywany przy jeziorze. Ten dywan był wilgotny i źle rozwinety. Nie był odpowiednio "naciągnięty"— wyjaśnia Monika — Sami organizatorzy na swoim profilu na FB przyznali, że to ich niedopatrzenie bo dywan był schowany przez dwa lata w magazynie i gdyby rozłożyli go dzień wcześniej być może nie byłoby tych fałd i nierówności, które się pojawiły. Miałam tego dnia pecha, że odczuwałam ten poślizg.
Zdjęcie tuż po upadku, obiegło internet wzbudzając dyskusje. Sami organizatorzy przyznali, że gdyby nie ten dywan, w stu procentach Monika Jackiewicz miałaby tytuł Mistrzyni. Nie brakowało osób, które wysyłały do zawodniczki słowa wsparcia. Nie zabrakło niestety "specjalistów", którzy zarzucali, że jej buty były nieodpowiednie, że opadła z sił tuż przed metą. Monika Jackiewicz jest bardzo doświadczoną zawodniczką, ma ogromną świadomość swoich możliwości.
— Nie uważam, że buty zawiniły. Są przeznaczone do biegania po powierzchni asfaltowej, a nie ślizgim dywanie. Znam swój organizm i nie czułam, żeby to był kres moich sił. — wyjaśnia Monika — Przez ten upadek pojawiałam się na świeczniku w świecie biegowym, myślę, że częściej niż gdybym zdobyła tytuł mistrzowski bez upadku. Po samym upadku była wielka wrzawa na mecie. Sędziowie z Polskiego Związku Lekkiej Atletyki byli bardzo zbulwersowani całą tą sytuacją i mieli pretensje do organizatora. Formalnie miałam prawo do złożenia protestu co do tego dywanu. Mogło się się to skończyć anulowaniem całych Mistrzostw Polski. Nie zrobiłam tego, nie chciałam, aby pozostałe zawodniczki straciły medale, bądź ustanowione życiówki tego dnia. Nie pozostaje mi nic innego jak poczekać cierpliwie aż rany się zagoją, siniaki znikną i wrócę do treningu.

Dywan nie dla sportowców

W ubiegłym roku na rozgrywanych Mistrzostwach Świata w półmaratonie w Gdyni, jedna z Kenijskich zawodniczek straciła medal przez upadek na dywanie. Izabela Paszkiewicz, aktualna rekordzistka Polski na 10 kilometrów po upadku Moniki Jackeiwicz, przyznała w mediach, że w Gdyni również "miała przyjemność" biegania po dywanie i mało brakowało, a przewróciłaby się na mecie. Przypadek Moniki wywoła dyskusję w środowisku sportowym, okazuje się, że "przygód" z dywanem na mecie miało wielu zawodników. Czy organizatorzy imprez sportowych zrezygnują z rozkładania dywanu na mecie?
— Nie sądzę by z niego rezygnowali bo wygląda "uroczyście". Mimo całej tej sytuacji cieszę się, z tytułu wicemistrzyni Polski. To dla mnie cenne trofeum, udowodniłam kolejny raz w tym roku, że należę do czołówki biegaczek w Polsce — mówi Monika. Mimo, że jest obolała i poobijana, nie przestaje marzyć, planować, świadomie i dojrzale kroczyć po biegowych ścieżkach
— Moim marzeniem jest na start na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024. Wierzę, że znajdą się ludzie, którzy będą chcieli mi pomóc w przygotowaniach do kolejnego sezonu, który zbliży mnie do wypełnienia minimum olimpijskiego. Co mogę jeszcze powiedzieć... Jest mi przykro, bo komu by nie było na moim miejscu. Ale taki jest sport. Dopóki piłka jest w grze wszystko jest możliwe.


Alina Laskowska
fot. archiwum Moniki Jackiewicz

Aby móc walczyć o czołowe miejsca w Polsce, trzeba trenować na jak najwyższym poziomie, a ku temu są potrzebne dodatkowe środki finansowe. Ważna jest odnowa biologiczna, sprzęt sportowy, zgrupowania sportowe czy kwestia zdrowego odżywiania.
- Jeśli, któryś z miejscowych przedsiębiorców chciałby mnie wesprzeć, to jestem otwarta na propozycje współpracy. Ja ze swojej strony mogę obiecać, że będę ciężko pracować na kolejny sukces - podsumowuje Monika.