Agnieszka Elwertowska: Marzenie? Lot w kosmos [ROZMOWA]

2021-06-13 14:04:30(ost. akt: 2021-06-11 16:00:27)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Agnieszka Elwertowska ma 26 lat i wielkie marzenie: zostać astronautką. Konsekwentnie realizuje swój plan, biorąc m.in. udział w symulowanych misjach kosmicznych, które mają odzwierciedlać przyszłe misje na Marsie i Księżycu.
— Jak narodziła się w pani pasja do kosmosu?
— Właściwie to od dzieciństwa byłam zainteresowana kosmosem. I chyba nawet już wtedy pojawiło się we mnie marzenie, żeby zostać astronautką. Dałam sobie jednak wmówić, że żeby to osiągnąć, trzeba mieć IQ na poziomie 200. Jak widać, byłam dzieckiem dość naiwnym (śmiech). Na dłuższy czas odsunęłam od siebie to pragnienie. Dopiero na studiach zaczęłam brać udział w różnych projektach kosmicznych i uznałam, że wszystkiego da się nauczyć. Od początku wiedziałam, że to jest wiele lat pracy, ale stwierdziłam, że chcę się tego podjąć.

— Dlaczego?
— Przede wszystkim robię to dla siebie, żeby spełnić swoje marzenie. Ale cieszyłabym się też, mogąc kogoś zainspirować.

— Jak rozumiem, nazwa pani profili w mediach społecznościowych nie jest przypadkowa?
— Działam jako „Dark Horse”, czyli czarny koń. „Czarny koń” to ktoś, na kogo nikt nie stawia, w kogo nikt nie wierzy. Może nawet on sam. Chcę się okazać czarnym koniem i udowodnić, że mogę osiągnąć swoje cele. Moim marzeniem jest oczywiście lot w kosmos, ale spełnienie daje już sama ta podróż, która ma mnie do tego doprowadzić, bo robię wszystko, co mogę.

— Czyli?
— Uczę się, trenuję, biorę udział w różnego rodzaju projektach i misjach badawczych. Staram się nie poddawać, nawet wtedy, kiedy ludzie mówią, że moje plany nie mają sensu, albo gdy brakuje pieniędzy.

— Z tym ostatnim radzi pani sobie m.in. za pomocą zbiórki w internecie.
— Tak, szukam różnych sposobów, by zdobyć pieniądze na misje i różnego rodzaju kursy, licencje i tak dalej.


— Na czym polega taka analogowa misja?
— Taka misja przeprowadzona jest na ziemi, ale jej celem jest odtworzenie warunków zbliżonych do tego, co dzieje się poza Ziemią. To tzw. habitaty, czyli miejsca zaprojektowane tak, by warunki w nich przypominały te, z którymi astronauci spotykają się podczas misji kosmicznych. Oczywiście nie odtwarzamy tam warunków zmniejszonej grawitacji.

— Co znajdziemy w takim habitacie?
— Jeśli chodzi o same wnętrza, to oczywiście są tam łóżka, miejsce do pracy, kuchnia i — bardzo często — laboratoria. Taka analogowa misja odbywa się w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Komunikować się można tylko z organizatorami misji.

— Ile trwa taka misja?
— To zależy. Najczęściej: tydzień lub dwa, ale zdarzają się i takie, które trwają np. miesiąc. W czasie takiej misji prowadzi się np. badania, eksperymenty. Często z planem na takie badania przychodzą już sami uczestnicy misji. Ale przede wszystkim realizuje się plan dnia, trzymając się protokołów i wypełniając raporty. Bywa, że wśród obowiązków jest pobieranie próbek (jeśli habitat mieści się na przykład na pustyni) czy opieka nad roślinami, które znajdują się w habitacie. Ważnym elementem takich misji są też regularne pomiary stanu zdrowia i ćwiczenia fizyczne. I, oczywiście, wychodzenie „w przestrzeń kosmiczną”, co zajmuje sporo czasu, bo trzeba się do tego odpowiednio przygotować, założyć skafander.


— Co z jedzeniem?
— Je się najczęściej żywność o wydłużonym czasie przydatności do spożycia. Czasem są to produkty liofilizowane, a czasem np. żywność z zasobów wojskowych. Tej ostatniej zdecydowanie nie polecam. To jakiś koszmar (śmiech).

— Czy w czasie misji realizuje się jakieś scenariusze? Czy projektuje się jakieś trudności?
— Tak. W czasie jednej z misji realizowaliśmy np. scenariusz oparty na założeniu, że w czasie wyjścia na powierzchnię Marsa jeden z uczestników misji miał skręcić nogę i trzeba go było przenieść z powrotem do habitatu.

— No właśnie, warto zaznaczyć, że w misjach bierze się udział w różnych rolach, prawda?
— Zgadza się. W jednej z misji byłam na przykład komandorem, czyli osobą dowodzącą, a w innej — oficerem medycznym. Dobrze by było, gdyby taka osoba miała przygotowanie medyczne na wypadek, gdyby komuś się coś stało, ale jeśli nawet wszystko jest w porządku, to zadaniem takiej osoby jest opieka nad danymi medycznymi. Poza tym najczęściej w misji bierze udział też zastępca komandora oraz oficer do spraw komunikacji, który kontaktuje się z organizatorami misji.

— To on jest też tym, który w razie czego, zgłasza: „Houston, mamy problem”?
— Hmm... Szczerze mówiąc, nie jestem teraz pewna, czyje to jest zadanie. Pewnie zależy to od tego, z jakiego rodzaju zagrożenie mamy do czynienia. Gdy jest mały problem, to za komunikację odpowiada oficer ds komunikacji. Jednak w przypadku „pożaru” misja może wymagać kontaktu bezpośredniego.

— Kiedy myślimy o lotach w kosmos, pewnie w głowie pojawia nam się NASA. Ale czy w Polsce systemowo wspiera się osoby chcące zostać astronautami?
— Myślę, że nie. Wspiera się rozwój technologii, która ma być przydatna podczas misji kosmicznych, ale raczej nie osoby, które chcą w kosmos polecieć. Mam nadzieję, że to się zmieni w przyszłości.

— Co do tej pory okazało się najfajniejsze w misjach analogowych, a co panią najbardziej zdziwiło?
— Na oba pytania mogę odpowiedzieć to samo: ludzie. Zdarza się bowiem, że w misji biorą udział dość przypadkowe osoby, niekoniecznie traktujące ją w pełni poważnie, takie, które nie stosują się np. do protokołów. Bywa, że misja jest przerywana właśnie dlatego, że załoga się nie dogaduje.

— Ale w kosmosie, kiedy coś nam nie odpowiada, nie spakujemy plecaka i nie trzaśniemy drzwiami na pożegnanie.
— Teoretycznie wysiąść można, ale nie polecam (śmiech). Na szczęście prawdziwi astronauci trenują ze sobą nawet kilka lat, więc w momencie wylotu wiedzą o sobie niemal wszystko.

— „Prawdziwi astronauci”. Brzmi to świetnie. Czy zbiórka, którą prowadzi pani w Internecie, pozwoli pani do nich dołączyć?
— Na pewno zwiększy to moje szanse. Jestem kandydatką na astronautkę firmy AdvancingX. Zostałam wybrana, aby w ciągu najbliższych 3 lat wziąć udział w treningach kosmicznych oraz zadaniach przygotowanych przez firmę ze Stanów Zjednoczonych. Celem tych treningów jest przygotowanie do lotu suborbitalnego. Generalnie nastawiam się na komercyjną astronautykę, bo to ona teraz bardzo się rozwija. I ja też chcę się rozwijać, bo astronauta musi być wszechstronnie przygotowany. I właśnie na szkolenia i kursy chcę przeznaczyć fundusze.

— Wspomniała pani o badaniach naukowych. Czy pani także jakieś prowadzi?
— Chciałabym opatentować swój wynalazek, który wymyśliłam, czyli maszynę do symulacji warunków mikrograwitacyjnych, i na niej prowadzić badania. Marzę też o tym, by lepiej znać się na biologii i skończyć studia na International Space University, ale to bardzo kosztowne. Rozmawiamy tuż przed moją obroną pracy inżynierskiej, przygotowanej w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku. Uczelnia wspiera mnie w moich działaniach i to na niej zamierzam też skończyć studia magisterskie.


— A inne plany?
— Marzę o licencji pilota. Chciałabym też rozwijać się w zakresie nurkowania. Mam już licencję Open Water Diver 20, ale chętnie bym rozszerzyła swoje umiejętności. Astronauci trenują przecież w olbrzymich basenach, w których zatopione są moduły Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Chciałabym też rozwijać projekty, które uczyniłyby mnie lepszym inżynierem. Zbieram jeszcze fundusze na budowę stacji naziemnej nadawczo-odbiorczej dla polskiego satelity PW-Sat3, bo razem z moim kołem naukowym SpaceShip oraz Klubem Łączności Szkuner współpracujemy z ekipą projektu, która ma zamiar wysłać tego studenckiego satelitę w 2023 roku na orbitę. Pieniądze są też potrzebne oczywiście na treningi.

— Tym, co mnie bardzo zainteresowało, kiedy pierwszy raz o pani przeczytałam, była deklaracja, że chce pani zainspirować kolejne pokolenia do zainteresowania nauką oraz inżynierią. A pani kim się inspiruje?
— Taką osobą jest na przykład dr Sian Proctor, która została zakwalifikowana do lotu w kosmos przez prywatną firmę. Swoje marzenie zrealizuje w wieku 51 lat. Jestem również fanką generała Mirosława Hermaszewskiego, pierwszego polskiego astronauty.

— A kiedy nie skupia się pani na swoim rozwoju astronautycznym, to co pani robi?
— Gram w szachy, oglądam filmy superbohaterskie, gram w różne gry.

— Iście nerdowskie pasje!
— Tak, jestem nerdem (śmiech).


Daria Bruszewska-Przytuła
d.bruszewska@gazetaolsztynska.pl

Agnieszkę można wspierać za pośrednictwem portalu „Zrzutka.pl”:
https://zrzutka.pl/polska-astronautka

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Monia989 #3068631 13 cze 2021 17:04

    Cześć panowie, mam na imie Monika. Chętnie poznam normalnego faceta. Nie szukam sponsora, nie interesuje mnie jakie masz zarobki, samochód itp. Przede wszystkim cenię kulturę osobistą i poczucie humoru, wygląd dla mnie to sprawa drugorzędna. Zainteresowanych panów zapraszam do kontaktu.. Numer telefonu i więcej fotek wrzuciłam na swój profil tutaj: http://panieonline.pl/monika090

    odpowiedz na ten komentarz