Jeszcze trochę takich zmian i nie będzie niczego

2021-05-31 09:38:00(ost. akt: 2021-05-31 09:39:18)

Autor zdjęcia: Krzysztof Pawlukojć

Przed laty rozbawiał nas słynny kandydat na prezydenta Krzysztof Kononowicz z Białegostoku, który wieszczył, że gdy wygra wybory i dojdzie do władzy to… nie będzie niczego. W czasie ostatniego weekendu przekonałem się, że jednak takie deklaracje można wprowadzić w życie. I to gdzie? Na naszej wspaniałej mazurskiej ziemi!
Piątek, 14 maja 2021 r., godzina 16.30 – wybieram się w okolice rezerwatu jezioro Kożuchy, pierwszy raz w tym roku. Ten piękny i wartościowy przyrodniczo skrawek terenu znajduje się w pobliżu miejscowości Kruklin, a więc zaledwie kilkanaście kilometrów od Giżycka. To właśnie tam miałem okazję doświadczyć wielu ciekawych spotkań i zaobserwować kilka rzadkich gatunków ptaków w skali naszego regionu. Najciekawszym odkryciem były podróżniczki – oryginalnie ubarwione samce śpiewają przepięknie, jak przystało na przedstawicieli grupy słowików. To jedno z nielicznych miejsc na Mazurach (jeśli nie jedyne), które przyciągało te ptaki. Poza tym liczne wodniki, wąsatki, remizy cieszyły oko, a buczenie bąka, czy gwizdy dziwonii cieszyły ucho.

Tymczasem będąc już na miejscu… nie poznaję tego miejsca! Trzcinowisko dokładnie wygolone, wycięte, ostrzyżone, jak u wprawnego fryzjera. Teraz już nie przypomina zarośniętego trzciną i roślinnością nadwodną rezerwatu. Przypomina rozległą wyschniętą łączkę, nad którą panuje grobowa, a jednocześnie niezwykle wymowna i symboliczna cisza. Nie ma zatem już podróżniczka i pewnie nie zobaczymy go szybko na Mazurach. Nie widzę wąsatek, a charakterystyczne wąsy samców nie wystają już spomiędzy trzcin, bo i trzcin nie ma. Nie słyszę charakterystycznego głosu bąka, który słychać było każdego roku. Można by tak wymieniać jeszcze długo, a w skrócie: były ptaki i już ich nie ma. I ochrona prawna w postaci stworzenia rezerwatu nie pomogła tym ptakom w zachowaniu ich siedliska. Smutne, a nawet bulwersujące.

W poszukiwaniu wiosennych ciekawych gatunków ptaków przemieszczam się zatem do giżyckiego Lasu Miejskiego. Ten skrawek terenu zawsze gwarantował możliwość interesujących obserwacji. Swoją strukturą i bogactwem zróżnicowanych siedlisk ten niewielki las od lat przyciągał liczne dzięcioły, muchołówki, czy gągoły. Przy odrobinie szczęścia można było natknąć się na skryte kobuzy, głośne samotniki, czy tajemnicze gołębie – siniaki.

W tym roku jednak nastąpił widoczny przełom. Chodzę po lesie, nasłuchuję, wypatruję, ale bez żadnego efektu. Nie ma już w stałym miejscu rzadkiej i będącej gatunkiem wskaźnikowym muchołówki małej (jej obecność świadczy o naturalnym charakterze lasu), nie ma kobuzów w ich ubiegłorocznym gnieździe. Nie widać i nie słychać siniaków. Ale jak mają być skoro Las Miejski przeistoczył się w wielki plac budowy. Jak wrażliwe na zmiany gatunki mogą poradzić sobie z tak znaczącą ingerencją i tak szeroko zakrojonym rozmachem rewolucyjnych przeróbek. Zamiast wyżej wymienionych gatunków dostrzegłem sprzęt ciężki i toalety przenośne. Co tam jednak jakieś ptaki, w końcu las ma być dla ludzi. Ma mu służyć, ma wyglądać i ma się prezentować godnie. Pozostaje jednak zasadnicze pytanie: czy to całe rozjeżdżanie i przekopywanie lasu musi odbywać się na taką skalę? I czy taka działalność nie jest zwyczajnym wylewaniem dziecka z kąpielą?


Zły już jak jasna cholera przejeżdżam kilka kilometrów na pobliskie rozlewisko nieopodal miejscowości Spytkowo. Zawszę w końcu można chociaż popatrzeć na wodne ptactwo z perspektywy nieopodal położonej drogi szutrowej. Okazało się jednak, że … nie zawsze. Nie ma tam już urokliwych i „rozgadanych”’ perkozków, nie ma głośnych i nerwowych sieweczek rzecznych, nie ma latających dookoła czajek, prezentujących swoje podniebne popisy akrobacji powietrznych. Nie ma tego wszystkiego, gdyż już… rozlewiska nie ma. Zasypane, zaorane, wysuszone, wykończone. Nawet nie widać za bardzo miejsca, gdzie ta ptasia enklawa w poprzednich latach się znajdowała. No cóż, ptaki muszą się nauczyć, że teren prywatny i święte prawo własności to zasady, z którymi się nie dyskutuje.


I tak to właśnie w mgnieniu oka zachodzą zmiany w naszej mazurskiej krainie. Trzeba ciężko pracować, aby wykorzystać nieużytkowaną przestrzeń, poprawić ją, zagospodarować. Wszystko zatem dookoła się rozwija i przekształca, tak aby było wydajniej i wygodniej, a ptaki niech lecą dalej na wschód, omijając szerokim łukiem nasze piękne Mazury, najlepiej zabierając ze sobą wszystkich miłośników ptaków, ornitologów i ekologów.
Krzysztof Pawlukojć

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Kaczor3333 #3067563 31 maj 2021 11:00

    Panie Krzysztofie, co się pan dziwi. Człowiek to jeden z bardziej inwazyjnych gatunków na ziemi. Szybko się rozmnaża i wszystko niszczy. Natura zajmie się i nami, jeśli pierwszo sami się nie wykończymy.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz