Przez takie autobusy szerzą się wirusy?

2021-03-03 07:15:00(ost. akt: 2021-03-02 21:18:22)
W dwupiętrowym autobusie jechało aż 70 osób!

W dwupiętrowym autobusie jechało aż 70 osób!

Autor zdjęcia: pixabay.com

Czy w autobusie można kupić fikcyjne zaświadczenie ujemnego wynik testu na COVID-19? Pani Oksana, jadąca z Kijowa do Olsztyna, twierdzi, że wystarczy mieć 30 zł, żeby ominąć kwarantannę. Narzeka też, że autobus pękał w szwach…
21 godzin. Tyle Oksana* jechała z Kijowa do Olsztyna. Bo tutaj pracuje. Nie wspomina jednak tej podróży dobrze. Jest pandemia, a w autobusie, w którym jechała, panował tłok. A właściwie w trzech autobusach, bo musiała się przesiadać. Choć, jak twierdzi, bilet gwarantował jej bezpośrednie połączenie.

— Nie to jednak okazało się najgorsze. Autobusem jechał tłum ludzi. Wszyscy bez maseczek, bez dystansu. Wszystkie miejsca były zajęte. W dwupiętrowym autobusie jechało aż 70 osób! — opowiada Oksana. — Najgorsze było to, że ludzie mieli fikcyjne zaświadczenia o negatywnym wyniku testu na covid. Sama testowałam się w placówce, która robi to legalnie. Zapłaciłam za wymaz, w przeliczeniu, 150 zł. Rozmawiałam o tym z innymi podróżnymi. Gdy to usłyszeli, zaczęli się śmiać, że jestem głupia i że mogłam kupić dokument za 30 zł, który potwierdza negatywny wynik. Bez badania. Bo tylko dzięki takiemu zaświadczeniu nie trzeba mieć kwarantanny, gdy przyjedzie się do Polski. Mało tego — gdy wyjechaliśmy ze Lwowa, gdzie była pierwsza przesiadka, kierowca zapytał, kto nie ma takiego zaświadczenia. Osoby, które się zgłosiły, podeszły do niego i już taki dokument miały. Czyżby kierowca handlował zaświadczeniami? Przecież to niezgodne z prawem!

O tej podróży mówi też pani Maria*, u której Oksana pracuje.

— Zatrudniam Ukraińców, którzy mają stały pobyt w Polsce. Z powodu pandemii i trudności z prowadzeniem działalności, pojechali jednak do domu. Ale postanowiłam ich ponownie ściągnąć do Polski. Jako pierwsza miała przyjechać Oksana. Kupiłam jej bilet na dworcu PKS w Olsztynie. Jeden na całą podróż — zauważa pani Maria. — Gdy pojechałam po nią na dworzec, złapałam się dosłownie za głowę. Z dwupiętrowego autobusu wysiadły tłumy ludzi! Bez maseczek, bez rękawiczek. Cali szczęśliwi, że wszyscy są już na miejscu.

— Gdy przyjechaliśmy ze Lwowa do Rawy Ruskiej, czekał na nas kolejny autobus, który jechał właśnie do Olsztyna. Zabrał podróżnych z dwóch różnych autobusów. Rzeczywiście było ciasno, a przecież w czasie pandemii powinno być co drugie miejsce wolne. Nikt też niczego nie dezynfekował. Na granicy sprawdzono nam dokumenty, ale bez wnikania, ile jest osób. Szybka kontrola i droga wolna. Autobus wyglądała tak, jakby nie było żadnej pandemii — zauważa Oksana. — Zastanawiało mnie też to, że w Polsce autobus nie jechał głównymi drogami, ale wąskimi drogami przez lasy. Dlatego, żeby nie natrafić na kontrolę?

— Dlatego Warmia i Mazury są teraz w tak trudnej sytuacji. Dlatego mamy tyle zakażeń. To, co się dzieje w autobusach, to jest wolna amerykanka! — denerwuje się pani Maria. — Gdzie są ludzie, którzy to kontrolują? Czy ktoś w ogóle zwraca na to uwagę? Czy ktoś sprawdza, ile miejsc w autobusie jest zajętych, a ile być powinno? I czy w końcu ktoś sprawdza legalność zaświadczeń covidowych? Pieczątkę można wszędzie sobie wyrobić. Wystarczy przybić, wypisać co trzeba i zainkasować 30 zł. A papier wszystko przyjmie. Czy jednak to jest w porządku? W tej chwili Oksana jest na kwarantannie. Postanowiłam, żeby dwa tygodnie nigdzie nie wychodziła. Dla bezpieczeństwa. Niedługo przyjadą do mnie kolejni pracownicy z Ukrainy. Ale nie zdecyduję się już na autobus. Z Kijowa do Łodzi przylecą samolotem, a później przyjadą autobusem do Olsztyna. A może nawet i samochodem. Lot będzie kosztował mnie tylko 100 zł na osobę. Bilet na autobus natomiast 205 zł… Czyżby za niebezpieczeństwo płaciło się więcej?

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy firmę, która odpowiada za podróż.

— My sprzedajemy tylko bilety, a kursy realizują przewoźnicy polscy lub ukraińscy. Jesteśmy tylko pośrednikiem. Nie mamy żadnego autobusu, bo nie jesteśmy firmą przewozową, ale marketingowo-sprzedażową. Na bilecie jednak można znaleźć informację, kto obsługuje daną linię. Jednocześnie, zwłaszcza w czasach pandemii, pasażer kupujący bilet powinien wiedzieć, jakie obostrzenia obowiązują na terenie Polski i na Ukrainie. One dynamicznie się zmieniają. Dlatego muszą znać zasady — co trzeba mieć przy sobie i na co zwracać szczególną uwagę. Jednocześnie taką wiedzę mają służby graniczne. I jeśli autobus jest przepełniony, nie powinny go wpuścić do Polski. Dziwię się że to zrobiły. O ile rzeczywiście tak było — wyjaśnia Krzysztof Stępień, dyrektor Eurobus. — Jednak żeby coś stwierdzić, to trzeba to sprawdzić. Dlatego najlepiej, żeby panie złożyły oficjalną reklamację w tej sprawie. Wtedy my zapytamy u źródła. Wyjaśnimy, czy rzeczywiście w autobusie jechało tak dużo osób i czy kierowca sprzedawał zaświadczenia negatywnego wyniku testu na covid. Przewoźnik będzie musiał nam odpowiedzieć. Będzie musiał do tego podejść profesjonalnie. Bo my tego od niego zażądamy.

*imiona zmienione na prośbę naszych rozmówczyń

ADA ROMANOWSKA
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ja. #3061716 3 mar 2021 07:56

    Jak pamiętam od zawsze na wschodniej granicy były takie numery z lewymi papierami. Kiedyś były to fikcyjne zaproszenia a teraz zaświadczenia...

    Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz