Mój rok w Olsztynie

2021-02-27 20:00:00(ost. akt: 2021-02-27 18:24:24)
Skanda

Skanda

Autor zdjęcia: Dawid Zmuda

2 stycznia 2020, wsiadam z walizką w pociąg i ruszam do Olsztyna. Właściwie trochę przypadkiem tak wyszło. I po ponad roku zerkam za siebie.
Praca mnie tu ściągnęła, a ostatnio na Warmii byłem jako 9-latek, przejazdem na kolonie. Teraz zamiast grupy kolonijnej - miałem prowadzić zespół korporacyjny. W mieście, którego nie znam. I w roku, który okazał się jeszcze bardziej inny, niż przypuszczałem.

Miasta mówią swoimi językami. Warszawa - jeśli ktoś się dobrze wsłucha - mówi nadal “po warsiawsku” z jednej, a korpojęzykiem z drugiej strony. Moje rodzinne Tychy godajōm po Ślōnsku, a kiedy odwiedzam znajomych w Poznaniu, co któreś zdanie kończę wszystkoznaczącym “tej”.

A tu? Zacząłem szukać, czy gwara warmińska jest jeszcze obecna. Dowiedziałem się, co to szmurkul (bo jestem łakomy) ...i na tym zakończyłem edukację, bo zamiast mowy warmińskiej, na moście Jana nad Łyną, po raz pierwszy o Olsztynie rozmawiałem na raz po angielsku, francusku i przysłuchując się nowym znajomym z Indii mówiącym po tamilsku. No, jakby ciekawy start.

Widok z wieży ratuszowej, Olsztyn
Olsztyn z wieży ratuszowej

Tymczasem często słyszę od olsztyniaków, że to małe miasto, na uboczu, że mało ciekawych rzeczy się dzieje. Może po prostu miałem szczęście, ale od początku to miejsce pokazało mi się jako świat w miniaturze.

Ktoś może się uśmiechnąć, ale nic nie poradzę: dla mnie to miasto mogłoby się tłumaczyć jako Worldsztyn.

A że człowiek mówi nie tylko językiem, ale i całym ciałem, to czasami mówiliśmy do siebie zorbą, tańcząc nocą nad Ukielem z Beatą i z Pavlosem, który nie musi udawać Greka, bo nim jest. Wybrał Olsztyn i podobnie jak ja daje się oswajać temu miastu, które z początku - jak muzyka z Zorby - wydaje się proste i leniwe. Ale jeśli pozwala mu się dobrze w sobie zagrać, rozkręca się i zabiera do siebie. Trzeba tylko chcieć tu poznać ludzi i miejsca.

Elektrownia wodna na Wadągu, Olsztyn
Elektrownia wodna na rzece Wadąg

Olsztyn wyciąga na szwędanie. Od pierwszego tygodnia poczułem, że może mi brakować różnych rzeczy, ale tę rzecz, dla której zaryzykowałem przeprowadzkę - mieć będę: przestrzeń. Moi nowi, tutejsi znajomi z lekkim zdziwieniem dowiadywali się ode mnie, ilu miejsc tu nie znali. A mnie tym bardziej wyganiało na wycieczki po zakamarkach starówki, starego Zatorza, które przypomina mi moje śląskie familoki, czy nawet ratuszową wieżę z olsztyńską ekipą @wlasnieolsztyn. I tam zobaczyłem miasto z góry i jego czas od środka. I według Olsztyna nakręciłem swój zegarek.

Okazało się, że potrafię zgrać swój rytm z Olsztynem. A z każdym kolejnym szwędaniem ten czas bardziej sprzyja.

Zegar w wieży ratuszowej, Olsztyn
To czas Olsztyna od środka, czyli zegar na wieży ratuszowej.

Jaroty, na które trafiłem pospiesznie, stały się moim miejscem, z którego uczę się odlicza kilometry do pracy, sklepów i kilku kawowych miejsc (o ile akurat przypadkiem pandemia ich nie zamyka).

Olsztyn pozwolił mi się w siebie wpasować, nienachalnie i bez przymusu czy wścibskości zagląda mi co rano przez balkon. Ten sam, na którym kiedyś zarwałem pół dnia roboczego, kiedy zagadałem się z sąsiadką i z którego robię zdjęcia ziębom, jeśli obsiądą drzewa na wyciągnięcie ręki.

I ten sam Olsztyn nie obraża się, kiedy wypuszcza mnie na wycieczki po Warmii i Mazurach, do trwającego Fromborka czy Sowiego Rogu, którego już dawno
nie ma i wie o nim tylko ten, kto umie patrzeć na ślady po domach i ogrodach.

Nic mnie tu nie zmusza. Nawet do aktywności, choć gdzie bym się nie wybrał w mieście, spotkam biegaczy, rowerzystów i spacerowiczów. Denerwują mnie nieco ślimaczące się samochody, ale w końcu biorę wdech i myślę: a gdzie ja się mam, cholera, tak spieszyć?

Patrzę co dzień na miasto i myślę sobie: gdzie ja tak naprawdę trafiłem? Przeglądam w telefonie zdjęcia z tego czasu i widzę, że nie ma na nich wielu ciemnych barw. Są za to ludzie, którzy nadal nie chcą się wycina z tych fotografii i wskakują na nowe - i są miejsca, które nauczyły mnie inaczej patrzeć i widzie trochę inaczej.

Może to niedużo. Ale wystarczy, żeby chcieć tu być. To trochę, jakby co dzień ubierać się w uszyte na swoją miarę miejsce.

*
fotografie IG @taki_facet_na_warmii
[wersję graficzną tego artykułu znajdziecie w "Naszym Olsztyniaku" z 26 lego 2021]
*
Dawid Zmuda
d.zmuda@gazetaolsztynska.pl

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ano #3061562 28 lut 2021 09:46

    Panie Dawidzie. Tak jak Pan spakowałem walizkę i przyjechałem do Olsztyna. A była to wiosna 1970 roku. I za żadne skarby nie zamienił bym Olsztyna na mieszkanie w innym mieście.

    Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz

  2. kjz #3061584 28 lut 2021 16:40

    Bardzo ladny artykul ... dziekuje

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz