Rękawiczki pilnie poszukiwane

Sanki rozchodzą się w dwie godziny. Było 27 sztuk. Jabłuszek do zjeżdżania przychodzi ok. 40 sztuk dziennie. Znikają z jeszcze większą prędkością niż sanki. Paweł Dzioban, właściciel jednego z olsztyńskich sklepów z odzieżą dziecięcą i akcesoriami, mówi, że takiego szaleństwa nie było nawet przed Bożym Narodzeniem. Nie nadąża z realizacją zamówień. — Zamawiam w hurtowniach, ale te też mają opóźnienie, bo producenci nie wyrabiają z produkcją. Teraz czekam na dostawę z Krakowa. Niektórzy zaczynają ściągać surowiec z Ukrainy, bo u nas zaczyna brakować go do produkcji ślizgów.

We wtorek miały dojechać jabłuszka. O każdej dostawie właściciel sklepu informuje na Facebooku. Reszta rozchodzi się pocztą pantoflową. — Mój sklep mieści się na Zatorzu, ale przyjeżdżają do nas nawet mieszkańcy Pieczewa — opowiada.

Bo na dobrą sprawę, co powiedzieć dziecku, które bardzo chce wyjść na sanki, a tamte, z ubiegłych lat nie nadają się do niczego? Albo kiedy jabłuszko czy talerz do zjeżdżania pęka? Że pozjeżdża z górki za pięć dni, bo tyle średnio trwa dostawa ze sklepu internetowego? W co dziecko ubrać, jeśli spodnie na śnieg z ubiegłego roku sięgają mu ledwo do łydek?

Zapytaliśmy Pawła Dziobana, dlaczego ludzie nagle odkryli braki w garderobie. — Myślę, że po prostu w ogóle nie spodziewali się takiej mroźnej zimy i nie przygotowali się odpowiednio — odpowiada. — Ja także nie zaopatrywałem pod tym kątem sklepu. Bo przecież rok temu zima rwała raptem jeden dzień. A teraz się okazało, że mróz został z nami na dłużej, sypnęło śniegiem i nagle wszystko jest potrzebne.

[...]

Czytaj e-wydanie

To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz we wtorkowym (19 stycznia) wydaniu Gazety Olsztyńskiej

Aby go przeczytać kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl