Świetlice w bańkach absurdu

O tym, że najmłodsi uczniowie mimo pandemii koronawirusa wracają po feriach zimowych do ławek szkolnych, rząd poinformował w poniedziałek, późnym popołudniem. Wcześniej był chaos informacyjny. W pierwszym tygodniu stycznia rząd najpierw zapowiadał konferencje, potem je przekładał, odwoływał i znienacka informował, że jednak się odbędzie.

W piątek 8 stycznia dyrektorzy poznali założenia powrotu do nauki stacjonarnej najmłodszych klas. I dziś wiedzą niewiele więcej niż tydzień temu. Jedynie to, że bezpieczeństwo im i kadrze mają zapewnić „szkolne bańki”.

To pomysł, który znamy z czasów PRL, kiedy jedną klasę faktycznie uczyła jedna nauczycielka. Była i od plastyki, i od WF-u, i od muzyki. Lekcje wtedy kończyły się w południe, a większość dzieciaków szła do domu z kluczem na szyi. Dziś ta większość korzysta ze świetlic. I bawi się tam z uczniami z innych klas. Jednak od 18 stycznia, jak wynika z wytycznych rządu, kontakty mają być ograniczone. Każda klasa może przebywać tylko ze sobą.

Tak samo ma być z zajęciami świetlicowymi. Te powinny odbywać się w grupach uczniów tylko z danej klasy. W razie potrzeby w innych salach dydaktycznych, które nie są wykorzystywane do bieżącej nauki. Na ile jednak szkoły spełnią te zalecenia? Może się okazać, że świetlice zrujnują rządowe plany dotyczące „baniek”. Dlaczego?
[...]

Czytaj e-wydanie

To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w czwartkowym (14 stycznia) wydaniu Gazety Olsztyńskiej

Aby go przeczytać kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl