Łyżwy na płastinki, sylwestry i zima stulecia

2021-01-03 11:55:00(ost. akt: 2021-01-02 12:46:13)

Autor zdjęcia: archiwum autora

Globalne ocieplenie, sylwester bez śniegu i mrozu. Co to za zima! Gdzie jej do zimy stulecia, co nam tak zalazła za skórę. Bo z prognoz na razie wynika, że tylko trochę posypie.
Jako dzieci przygotowania do zimy rozpoczynaliśmy od końca listopada, kiedy spadał pierwszy śnieg, a było to przeważnie w nocy. Czekaliśmy na ten biały puch z niecierpliwością. Budziły nas wtedy nad ranem pędzące po ulicach pługi. Po południu, po przyjściu ze szkoły, tata w naszej asyście wyciągał z piwnicy sanki i sprawdzał osprzęt. Zawsze okazywało się, że deski są obluzowane, więc trzeba dokręcić śruby, a pasek w kilku miejscach popękany. Następne w kolejce do przeglądu były łyżwy.

Drewniane łyżwy z metalowym usztywnieniem pojawiły się w Europie w XIV wieku, a jeszcze długo przed nimi były robione z kości renifera u ludów pierwotnych. W 1850 roku jeden z Amerykanów wynalazł łyżwy z kawałka stali. Wspominam o tym, bo kiedyś tata dał nam wykład na ten temat.

Pierwsze moje łyżwy przypominały saneczki i zostawiały na śniegu podwójne rysy. Umocowaniu do butów służyły zaciski po obu stronach łyżew i rzemienne paski. Następne to już były łyżwy z zaciskami na buty przykręcane za pomocą tzw. płastinek. Wymagało to wyżłobienia w bucie niezbyt głębokiego otworu, w który wkręcało się właśnie płastinkę, odpowiadającą jej rozmiarom. Ileż to ja butów wtedy zniszczyłem!

Na końcu taki przegląd czekały narty z osprzętem zwanym kandaharami. Kiedy już wszystko było gotowe, a zima śnieżna i mroźna, szło się na górkę Jasia albo na Wilczą za Stadionem Leśnym lub jeszcze dalej, na Podkówkę, żeby zjeżdżać lub się ślizgać. Tu dodam, że najprzyjemniej zjeżdżało się na tornistrze z górki przy kościele św. Józefa. Albo uczepionym ciężarówki w dół na butach od stromej ulicy Jagiellońskiej.

Obok narciarstwa i łyżwiarstwa, największą zimową atrakcją było powitanie Nowego Roku. Czekaliśmy na jego nadejście cierpliwie, grając w szachy lub w warcaby, słaniając się ze zmęczenia. Równo o północy rodzice otwierali szampana, dając nam do spróbowania po ćwierć szklanki, życząc jak zwykle lepszych wyników w nauce.

We wczesnych latach mojego dzieciństwa nie pozwalano nam z bratem tej sylwestrowej nocy wybiegać na dwór, obserwowaliśmy fajerwerki zza szyb. Co to były zresztą w tamtych czasach za fajerwerki! Jakieś własnoręczne konstrukcje w postaci rac, ale w efekcie bez takich efektownych, kolorowych rozprysków jak dzisiaj. Pamiętam, jak nad koszarami wojskowymi przy ulicy Jagiellońskiej wybuchły takie race w kolorze purpurowym i później żołnierz, który je podobno z rakietnicą wyniósł z magazynu, poszedł siedzieć, o czym mówiło się w całej dzielnicy. Po latach i my Nowy Rok witaliśmy na Zatorzu fajerwerkami. Kupowało się je na końskim rynku.

Jaki był mój pierwszy sylwester? Chyba już po maturze, w gronie rówieśników, na prywatce z adapterem Bambino. W ogóle przedkładałem prywatki nad jakieś tam bale. Jeden z sylwestrów, w nocy z 31 grudnia 1978 roku na 1 stycznia 1979, zapamiętam do końca życia. Bawiliśmy się w kilka par, w tym dziennikarze w Hotelu Park. Kiedy rano chcieliśmy wyjść do domu, nie można było na zewnątrz drzwi otworzyć, tyle spadło śniegu. Wszędzie w mieście pracowały pługi, w odśnieżanie zaangażowało się wojsko.

W trakcie dalszych obfitych opadów i silnych mrozów w całym kraju wystąpiły problemy z dostawą węgla i elektryczności. Taki pociąg z Iławy do Olsztyna miał trzy godziny opóźnienia! Pracowałem wtedy jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Giławach. 1 lutego wybrałem się autostopem, bo autobusy nie kursowały, do Urzędu Gminy w Purdzie po wypłaty dla nauczycieli. Stanąłem na przystanku przy OZOS (dziś Michelin — red.) w nadziei, że coś nadjedzie. I miałem szczęście, zatrzymał się wóz dostawczy z węglem do Urzędu Gminy.
Sypał śnieg, w dodatku mocno wiało. W drodze zatrzymaliśmy się, bo na środku szosy piętrzyła się zaspa! Przez pół godziny biegaliśmy z kierowcą tam i z powrotem na okoliczne pole, gdzie leżała pryzma sztucznego nawozu, superfosfatu. Braliśmy go garściami w rękawiczki i sypaliśmy pod koła, gdzie przyspieszał topnienie śniegu i lodu. Te rękawiczki miałem potem całe popalone.
A potem były ferie zimowe. Zaspy poza Olsztynem sięgały koron drzew, szkoły w terenie były dla uczniów zamknięte, oprócz naszej, bo dojeżdżałem do niej na nartach z Barczewa, uważając że dla dzieci sala gimnastyczna powinna być otwarta! Już pierwszego dnia na szosie w okolicach wsi Odryty wyczułem pod nartami zgrzytanie jakby metalu. Odgarnąłem śnieg, pod nim zobaczyłem dach autobusu. Na szczęście pasażerowie go wcześniej opuścili. Myślałem, że zaspy pozostaną przez wiele miesięcy, zaczęły topnieć w marcu.

I jeszcze jeden mój osobliwy sylwester, z przełomu 1983 na 1984 rok. Mieliśmy go z żoną witać w Kortowie, ale ja wcześniej zorganizowałem w szkole w Giławach potańcówkę. O 22 zostawiłem ich pod opieką jednego z nauczycieli, a sam udałem się na ostatni autobus do Olsztyna. Niestety, nie przyjechał! Stałem i stałem, aż wreszcie nadjechała od żwirowni za Giławami ciężarówka. Miałem szczęście, że kierowca złapał na żwirowni kapcia i wymiana opony trochę trwała. Na zabawie sylwestrowej zjawiłem się z żoną kwadrans po północy.
I nasz ostatni wielki bal sylwestrowy — na 200 par w hali Urania na zaproszenie prezydenta miasta. Posadzono nas, podobnie jak inne pary, obok zupełnie obcych nam ludzi. Niemal do północy trwało poszukiwanie znajomych i dobieranie ich do naszego stolika.

Takie to były te moje sylwestry!

Władysław Katarzyński



Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl





Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Dziadek #3032868 | 88.156.*.* 3 sty 2021 17:24

    Panie Władysławie. Pisze pan - cytuję: "Następne to już były łyżwy z zaciskami na buty przykręcane za pomocą tzw. płastinek. Wymagało to wyżłobienia w bucie niezbyt głębokiego otworu, w który wkręcało się właśnie płastinkę"----- Tylko chyba nie do końca Pan ma rozeznanie. Rzeczywiście takie łyżwy były jednakże płastinką nie były elementy skręcanego mocowania do bocznej krawędzi podeszwy, tzw łapki. A specjalna prostokatna blaszka z owalnym (w kształcie jajka) otworem na środku, w który wkładało się wyprofilowaną kotewkę. Otwór i kotewka były tak ustawione, że łyżwę zakładało się kotewką prostopadle do buta i okręcało się o 90 stopni, tak by łyżwa była w pozycji równoległej do buta. W ten sposób kotewka blokowała się w otworze. I ta blaszka z tym otworem nazywana była płastinką - z j. rosyjskiego "blaszka". Dodatkowo w łyżwie w tylnej jej części był wąski podłużny otwór (na pasek), który należało przepleść by na górnej części stopy i na bucie zapiąć. Ten pasek zabezpieczał przed wyrwaniem płastinki z buta, do czego dochodziło, gdy się ktoś odpychał od lody "z czuba". To były moje pierwsze łyżwy kupione w jedynym sklepie sportowym, tuż przy Wysokiej Bramie za, bagatela 41 złotych. Minimalna płaca wówczas była ok 850 złotych netto.

    Ocena komentarza: warty uwagi (19) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (6)

    1. jasiek #3033215 | 88.156.*.* 4 sty 2021 10:34

      Była jeszcze górka na Al. Wojska Polskiego przy cmentarnej kapliczce. Z tej górki jechało się wprost na ulicę.

      Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. W 1959 roku mialam 14 lat i jedne buty #3033496 | 88.156.*.* 4 sty 2021 15:27

        tzw. narciarki. W tych butach miałam zamontowane tzw. plastkinki. W tych butach chodziłam do szkoły, jeżdziłam na łyżwach i pamiętam , że musiałam w nich iść na zabawę noworoczną do szkoły !!!!!. Przesiedziałm cały czas pod ścianą z butami schowanymi za nogi od krzesła, żeby nikt nie zobaczył. Jeden chłopak to zauważył mnie wyśmiał. Dziś to znana postać w Olsztynie. Do dziś pamiętam to upokorzenie -

        Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

        1. Na ulicy Żeromskiego 12, na podwórku #3033499 | 88.156.*.* 4 sty 2021 15:30

          często wybijała kanalizacja i zimą to była nasza radość, bo mieliśmy nasze własne lodowisko

          Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

        2. fanka #3034829 | 24.190.*.* 6 sty 2021 14:16

          "Budziły nas wtedy nad ranem pędzące po ulicach pługi" CHLOPIE, WYOBRAZNIA TO CI BUZUJE NA MAXA... RZECZYWISCIE , PLUGI "PEDZA" DO DZIS HA HA HA... poza tym moze czas zatrudnic w redakcji kogos ze znajomoscia jezyka polskiego? "skonczyl wlasnie 100 lat, co to za tytul??? jesli juz, to "wlasnie skonczyl" , szyk w zdaniu ma znaczenie

          Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz

        Pokaż wszystkie komentarze (8)