Piotr Czułowski: Życie bez pasji niewiele jest warte! [ROZMOWA]

2020-11-01 14:10:23(ost. akt: 2020-10-30 13:55:34)
Ewa i Piotr Czułowscy

Ewa i Piotr Czułowscy

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Ewa Czułowska jest jedną z najbliższych mi osób. Spotykamy się w różnych życiowych okolicznościach, ale zawsze jesteśmy dla siebie takie same: życzliwe, radosne, gotowe nieść pomoc i wsparcie. Ot, taka przyjaźń na odległość…
Kiedy jednak pewnej niedzieli ujrzałam w mediach społecznościowych Ewy informację, że przynależny do niej mąż Piotr dołączył właśnie do ekskluzywnego Klubu 300, wiedziałam dwie rzeczy: muszę prędko odkryć, co to za Klub. A potem koniecznie to wszystko opisać.
No i lepiej poznać pana Piotra.

— Proszę się przedstawić. Kim pan jest?
— Z wykształcenia jestem geodetą, ale w zawodzie nigdy nie pracowałem. Właściwie całe życie jestem przedsiębiorcą. 25 lat temu założyłem firmę, która zajmuje się importem i dystrybucją alkoholi, zwłaszcza wina. Mam osiem sklepów w różnych miastach Polski, a wino importuję z kilkunastu krajów świata.

— Ale po drodze był też epizod ze sportem, z siatkówką konkretnie...
— Tak, stare czasy. Grałem w siatkówkę, w reprezentacji Polski juniorów, w kadrze, która jeździła na uniwersjady, a potem grałem też w pierwszym zespole drużyny AZS Olsztyn. Generalnie moja przygoda z siatkówką trwała do 1985 roku.

— No i do tych win i siatkówki raptem dołącza… ornitologia! Przyznam, że gdy zobaczyłam wpis Ewy dotyczący pana osiągnięcia, to najbardziej zdziwiła mnie właśnie ta dziedzina. Skąd się wzięła?
— Chyba jak u wielu ludzi — kompletnie znienacka. I to zarówno u mnie, jak i Ewy. Zaczęło się od wspólnych spacerów po parkach i obserwacji. O, niedaleko na gałęzi usiadł jakiś ptaszek. Ładny, kolorowy, ale jak on się nazywa? Okazało się, że nie znaliśmy tych gatunków zbyt wiele. A chcieliśmy wiedzieć.

No to zaczęliśmy zgłębiać temat, najpierw z albumem różnych gatunków ptaków występujących na naszym kontynencie. Do albumu dość szybko dołączyła lornetka, żeby widzieć je jeszcze lepiej. Potem chcieliśmy obserwować tych ptaków coraz więcej i więcej, a zatem na nasze spacery wybieraliśmy już w konkretne miejsca, gdzie prawdopodobieństwo spotkania nawet rzadkiego gatunku było znacznie większe niż choćby w parku miejskim.

Potem nawiązaliśmy kontakt z Krzysztofem Jankowskim, znanym olsztyńskim ornitologiem — w wiele miejsc nas zabrał, pokazał, wprowadził w niektóre tajemnice fachu. No i to on wciągnął nas do Ornitologów Warmii i Mazur, towarzystwa, w którego corocznych zjazdach zaczęliśmy z Ewą regularnie uczestniczyć. Ale razem z nimi zaczęliśmy też jeździć na obserwacje ptaków w różne miejsca Polski — czyli wyszliśmy poza nasze rodzinne strony. Bo chcieliśmy poznawać coraz więcej gatunków.

Nie powiem, w którymś momencie odezwała się też we mnie żyłka sportowa, rywalizacja. Chciałem zaobserwować jak najwięcej ptaków w Polsce. I to chyba stąd doszedłem w końcu do mojego małego sukcesu i na liście osobiście zaobserwowanych ptaków doszedłem do 300 gatunków. Tak to było. Jak tak teraz na to patrzę, to ta moja pasja rosła, stale się wzmacniała.

Zimorodek malachitowy, Senegal
Fot. Piotr Czułowski
Zimorodek malachitowy, Senegal

— W jakimś momencie doszła też fotografia...
— Tak. Tym bardziej że w towarzystwie ornitologów obowiązuje taka zasada: nie ma zdjęcia, nie ma ptaka. Chodzi o to, żeby z obserwacji, szczególnie tych rzadkich gatunków, pozostała jakaś dokumentacja. Ale ja nie tylko ze względów formalnych te ptaki lubię fotografować. Na jakimś etapie zauważyłem, że to samo robienie zdjęć sprawia mi wielką frajdę. Zresztą właśnie w tej chwili szykuję się do 3-dniowego wyjazdu na kolejne obserwacje i sesje fotograficzne.

Podsumowując: z jednej strony pasją stała się obserwacja ptaków w różnych środowiskach i ostojach w Polsce. Bardzo lubimy wybrzeże, okolice ujścia Wisły, Hel, Mierzeję Wiślaną, ale też Biebrza, Białowieża. A z drugiej — właśnie fotografia — też pasja sama w sobie. Piękne są zdjęcia z dwukrotnej wyprawy do Afryki, z Islandii, z okolic delty Dunaju, Bułgarii... Trochę nam covid pokrzyżował plany, ale może w przyszłym roku uda się zrealizować choć część z nich Przy czym bardzo lubię jeździć z Ewą, bo jest ode mnie znaczniej bardziej spostrzegawcza.

Błyszczak purpurowy, Gambia
Fot. Piotr Czułowski
Błyszczak purpurowy, Gambia

— 18 października dołączył pan do tzw. Klubu 300. Jak to się stało i co to za Klub?
— Klub 300 (czyt. trzystu) to nazwa umowna. Przede wszystkim na portalu BirdWatching.pl prowadzi się listę obserwatorów. Tam każdy obserwator może też prowadzić swoją listę tzw. życiową. No i wiadomo: jeździ się, obserwuje i dopisuje do tej listy kolejne gatunki. I tak w ciągu kilku lat doszedłem do swoich trzystu gatunków. Nie jest to może oszałamiający sukces, bo takich osób jak ja jest w Polsce ponad 70. Pamiętajmy też, że ci najlepsi na swoich listach mają 370 gatunków, więc ja barierę 300 dopiero przekroczyłem. Ale uważam, że rzeczywiście jest to jakiś mój mały, lokalny sukces. Nic wielkiego, ale… Cieszy, że w Polsce jest już sporo osób zainteresowanych obserwacją ptaków, ale w porównaniu z innymi krajami, wciąż zaczynamy.

Z kolei na liście WielkiRok.pl co roku można zgłaszać się do swoistego wyścigu. Ja w tym roku też się zgłosiłem i w gronie 200 obserwatorów jestem w tej chwili na 18. pozycji. Trzeba po prostu jeździć, obserwować gatunki i dokumentować je zdjęciem. Bez względu na rodzaj obserwacji, konkretny portal lub aplikację — we wszystkich tych kręgach obowiązuje zasada zaufania. Wszyscy po prostu ufamy sobie wzajemnie, że obserwator, wpisując informację o obserwacji konkretnego gatunku, rzeczywiście go widział. I wszyscy ludzie, których dotychczas spotkałem w środowisku obserwatorów ptaków, reprezentują sobą najwyższa etykę. Bardzo mi się to podoba, bo w dzisiejszych czasach coraz trudniej o taką zdrową rywalizację opartą na pełnej wierze w zasady fair play u wszystkich kontrrywali.

Błyszczak rudobrzuchy, Kenia
Fot. Piotr Czułowski
Błyszczak rudobrzuchy, Kenia

— A co poradziłby pan komuś, kto też chciałby ptaki obserwować, ale nie wie, jak zacząć?
— Przede wszystkim trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Mówimy wciąż o obserwacji, ale w sporej większości wypadków my te ptaki najpierw słyszymy. A zatem zwracajmy uwagę na to, co wokół nas fruwa i jak śpiewa. Po jakimś czasie szczególnie te odgłosy nam się utrwalają.

Raz przytrafiła nam się taka sytuacja: byliśmy z Ewą w schronisku w Morskim Oku. A obok nas usiadł przepiękny ptak, który nazywa się orzechówka. Ewa zaczęła ją karmić — nomen omen — orzechami, a ja z kolei zauważyłem, że nikt oprócz nas w ogóle tego ptaka nie widział! A przecież Morskie Oko to miejsce, gdzie codziennie przewijają się tysiące ludzi! Zatem zacznijmy zwracać uwagę na ptaki.
A kiedy już zaczniemy, postarajmy się im przyjrzeć: czy to jest zwykły wróbelek, czy może inny ptak? Akurat wróbli mamy w miastach dość mało. Prędzej spotkamy je gdzieś na wsi, w okolicach rolniczych. Wszystko przez coraz popularniejszą termoizolację budynków, która sprawia, że wróble w miastach nie mają się gdzie podziać.

Jeśli obserwowanie sprawia nam radość i chcemy się tym zająć nieco poważniej, wtedy dobrze jest zaopatrzyć się w lornetkę. Wystarczy taka mała, ptasia, 10x40. No i atlas lub album ptaków — po prostu książka klucz do rozpoznawania konkretnych gatunków. Jeśli mamy dobrą pamięć i jesteśmy spostrzegawczy, postarajmy się zapamiętać jak najwięcej cech konkretnego osobnika, aby po powrocie do domu sprawdzić w naszym atlasie jego nazwę. Bywa jednak, że pamięć nas myli i zwodzi, bo niektóre gatunki różnią się między sobą naprawdę tylko kilkoma cechami. Taki mazurek i wróbelek na przykład.

Dlatego sugeruję, żeby zaopatrzyć się także w aparat fotograficzny. Wcale nie z górnej półki, ale powinien mieć dłuższy obiektyw — te ptasiarskie zaczynają się tak od 300 mm. Pamiętajmy, że żaden ptak nie pozwoli nam podejść zbyt blisko. Najbliżej to jakieś kilkadziesiąt metrów — ptaki są płochliwe. A zdjęcie jest ważne, bo porównamy je z opisem i fotografią w albumie i dokładniej określimy gatunek. Przy czym zdjęcie dokumentacyjne wcale nie musi być najwyższej jakości — chodzi w nim raczej o to, aby przedstawiało wszystkie konkretne cechy danego ptaka i pozwało na jednoznaczną identyfikację gatunku.

Podsumowując: kto chce, może je tylko obserwować — to równie miłe zajęcie. Wtedy obejdzie się bez aparatu i wystarczy lornetka. No i ładne miejsce — park, okolice ogródków działkowych, las. Ktoś, kto chce wiedzieć więcej, potrzebuje jeszcze aparatu i atlasu. Z takim pełnym już ekwipunkiem można ruszać na szlak.

Maskonur, Islandia
Fot. Piotr Czułowski
Maskonur, Islandia

— Czyli konkretnie gdzie?
— Ptaki są związane z rozmaitymi siedliskami — są przecież te wodne, leśne. Są też ptaki krajobrazu rolniczego. Te tzw. biotopy pomagają nam choćby w rozpoznawaniu konkretnego gatunku i wykluczeniu tych z podobnym umaszczeniem. A zatem teren, teren, teren, wycieczki, wycieczki, wycieczki... W dobie koronawirusa fantastyczna sprawa, bo z dala od skupisk ludzkich, a za to blisko przyrody i zawsze na świeżym powietrzu.

— A jaki najrzadszy gatunek udało się panu sfotografować?
— Na Warmii i Mazurach moją osobistą obserwacją jest czeczotka tundrowa. Natomiast ostatnio jeden z moich kolegów odkrył w okolicach Olecka orła przedniego, który w naszym regionie pojawia się bardzo rzadko. Z Polski, konkretnie na Helu, trafiła nam się świstunka złotawa: piękny, mały ptaszek, zielony z żółtymi paskami i wielu wybitnych ornitologów jeszcze nie miało szans jej podziwiać. Albo krzyżodziób sosnowy — też bardzo rzadki ptak. Generalnie, żeby dojść do 300 gatunków, trzeba zaobserwować mnóstwo tych rzadkich, bo w Polsce tak regularnie lęgowych gatunków występuje ok. 260. Ja sam tych lęgowych gatunków mam jeszcze kilka do „złapania” — choćby puszczyka uralskiego, cietrzewia czy dubelta. A zatem resztę uzupełniają te gatunki, które nad Polską przelatują. Kiedy zatem tylko dostaję wiadomość, że jakiś gatunek właśnie jest gdzieś na przelocie, wsiadam natychmiast w samochód i jadę.

Puszczyk mszarny, Lasy Sobiborskie
Fot. Piotr Czułowski
Puszczyk mszarny, Lasy Sobiborskie

— Czyli robi pan coś, co po angielsku określa się jednym słowem; twitch — wyjazd na obserwację rzadkiego gatunku ptaka…
— Tak! Jedzie się na takiego twitcha, by zaliczyć obserwację. Wszyscy ci, którzy mają na koncie 300 i więcej gatunków, bardzo często robią takie twitche. Mnie samemu zdarzyła się 5-godzinna wyprawa w jedną stronę, obserwacja trwała kilkanaście minut, a potem znów powrót przez 5 godzin. Nazywajmy rzeczy po imieniu: to szaleństwo. Ale rzeczywiście mam przynajmniej kilka takich wyjazdów za sobą.

A bywa też i tak, że dowiaduję się o jakimś gatunku, który pojawił się za Koszalinem. Jadę, szukam, nie znajduję, wracam. Ale na drugi dzień dowiaduję się, że ten ptak wciąż tam jest, więc jadę jeszcze raz i wtedy sukces! A znam takich ludzi, którzy cały czas mają swój ekwipunek zapakowany w samochodzie i gdy otrzymują jakąś wiadomość, to gdziekolwiek są, wsiadają i jadą.

— Pan też?
— Nie, ja jeszcze nie... No dobrze, lornetkę i aparat mam zawsze!

— A najdalsze miejsce, do którego udał się pan nie tylko na zasadzie twitch?
— Gambia i Senegal, gdzie byliśmy z Ewą w tym roku. Pojechaliśmy wyłącznie po to, żeby obserwować ptaki i wyłącznie te ptaki tam obserwowaliśmy. Wcześniej była też Kenia. W Polsce regularnie natomiast odwiedzamy Tatry, choć w Polsce wiele miejsc jest ciekawych — Stawy Milickie na przykład i generalnie Dolny Śląsk. W planach natomiast mamy też sporo miejsc do obserwacji ptaków w Azji.

— Co by pan powiedział innym ludziom z pasją, nie tylko ornitologiczną?
— Ja do swojego sukcesu podchodzę bardzo skromnie. Ale innym powiedziałbym, że doskonale ich rozumiem. Natomiast wszystkim ludziom niezmiennie pasji życzę, jakiejkolwiek. Bo pasja pozwala mniej myśleć o problemach i troskach dnia codziennego, a bardziej koncentrować się na tym, co daje nam satysfakcję, szczęście i umila czas. Pozwala też przetrwać wszystkie, nawet te najtrudniejsze chwile. Ludziom z pasją tego mówić nie muszę: oni sami wiedzą, że życie bez pasji jest niewiele warte.

Toko białogrzbiety, Kenia
Fot. Piotr Czułowski
Toko białogrzbiety, Kenia

Magdalena Maria Bukowiecka

***

Dołącz do nas!

"Maseczka to znak solidarności". To nasza kampania społeczna związana z koronawirusem. Zachęcamy wszystkich do wysyłania zdjęć w maseczkach! Będziemy je publikować na gazetaolsztynska.pl i w Gazecie Olsztyńskiej. Nie dajmy się zarazie. Żyjmy normalnie, ale "z dystansem".

Zdjęcia wysyłajcie (imię, nazwisko, miejscowość i ewentualnie zawód) na maila:
redakcja@gazetaolsztynska.pl




Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Piękna pasja #2999473 | 37.4.*.* 1 lis 2020 17:33

    Jestem pełen podziwu za zaangażowanie i wytrwałość. Uwielbiam oglądać ptaki, ale to co przeczytałem powyżej to jest niesamowite, a może nawet mały szok, że aż tak można. Gratuluję.

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz