Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Nasze serca zostawiliśmy w sektorze B

2020-08-01 20:10:23(ost. akt: 2020-07-31 10:54:43)
Piłkarze i działacze Warmii Olsztyn, początek lat 60.

Piłkarze i działacze Warmii Olsztyn, początek lat 60.

Autor zdjęcia: archiwum GO

Spacerując ostatnio po Zatorzu, zajrzałem na stadion Warmii Olsztyn. Przedstawia smętny widok. Zniszczone ławki, zachwaszczony teren, domek klubowy z sublokatorami. To dzisiejsza Warmia, niegdyś duma miasta.
Kronikarzem olsztyńskiego sportu, w tym historii piłki nożnej, jest Janusz Porycki, niegdyś redaktor działu sportowego „Gazety Olsztyńskiej” i mój redakcyjny kolega. Pamiętam, jaki dowcip mu kiedyś zrobiłem. Otóż nasze pokoje w redakcji były po sąsiedzku. Któregoś dnia strzelił mi do głowy pomysł, żeby wkręcić Janusza, który siedział przy biurku i zbierał telefonicznie wyniki spotkań z niższych klas piłkarskich. Zajrzałem do niego raz i drugi, chcąc pogawędzić o Warmii, która grała wówczas w tej klasie rozgrywkowej, ale był zbyt zajęty. W końcu nie wytrzymałem! Korzystając z chwili przerwy, gdy sporządzał tabelę, zadzwoniłem do Jasia.

— Panie Porycki, tu prezes klubu sportowego w Pupkach! — zbujałem. — Dwa tygodnie temu odbyły się u nas zawody w tenisie stołowym o puchar sołtysa, zostawiłem w sekretariacie wyniki, obiecał pan, że będzie na sporcie duży artykuł, a tu cisza! To jest oburzające, że tak się traktuje czytelników. Sołtys się wkurza!
— Wie pan! — przerwał mi zakłopotany Jasiu. — Pewnie gdzieś się to zapodziało, później poszukam, siedzę teraz nad trzecią ligą piłkarską, a jeszcze jeden kolega męczy mnie o swoją Warmię!
— To jakaś tam Warmia jest ważniejsza niż nasz turniej tenisa o puchar sołtysa? Poskarżę się pana szefowi! — oburzyłem się.
Tu rozwijam ten temat, rozwijam i nagle czuję, że ktoś chwyta mnie za ucho. Oglądam się, a za mną stoi... Janek Porycki. Drzwi zarówno w jego pokoju, jak i w moim, były otwarte! Też pamięta to do dzisiaj.

Pierwszy, historyczny mecz piłkarski w Olsztynie rozegrano 15 lipca 1945 roku na Stadionie Leśnym z okazji 535 rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Grały drużyny złożone z pracowników różnych branż, w tym spółdzielców, milicji i kolejarzy oraz młodzież. W ślad za tym utworzono dwa kluby sportowe: spółdzielczy OKS Warmiak i kolejowy ZZK Warmia. W 1957 roku ten drugi został przemianowany na ZS Kolejarz Olsztyn, a od 1957 na KKS Warmia. Nazwa ta utrzymała się do dzisiaj, ale teraz czytam, że to pierwsze „K” oznacza Koleżeński. To tak jak kiedyś, kiedy naszymi starszymi kolegami byli piłkarze trenujący w Warmii. Byłem wtedy uczniem piątej klasy podstawówki. Na podwórku toczyliśmy, wzniecając kurz z błotem, które zalepiało sąsiadom okna, zacięte boje piłkarskie. Niejedna szyba pękła.

A w sobotę albo w niedzielę chodziliśmy na Warmię, która w 1952 roku weszła do II ligi, ale niedługo potem z niej spadła. Siadaliśmy w sąsiedztwie trybun w nazywanym przez nas sektorze „B”, takim wzgórzu z kilkoma drzewami. Każdy brał ze sobą jakąś kołatkę, flagę, dzwonek (kolega ministrant zwędził taki z kościoła) i przez to nasz doping był najgłośniejszy! Nawet przewyższał wrzaski kibica z trybun, którego nazywaliśmy „Laluną”, bo nie wiedzieć czemu taki okrzyk wznosił. Słowem, zostawialiśmy serce w sektorze B! Nie było wtedy mowy o przekleństwach, wyzywaniu kibiców drużyny przeciwnej, bójkach. Zresztą kibiców przeciwnej drużyny było jak na lekarstwo.

Kuźnią talentów piłkarskich i innych różnych dyscyplin była w owym czasie olsztyńska kolejówka. Dyrektorem był Jan Masztaler, człowiek o ciekawej wojennej i powojennej przeszłości. Uczniowie nazywali go koniem, bo jak mu ktoś podpadł, zwracał się do niego: „Ty koniu boży!”.

Jan Masztaler był wiceprezesem Warmii. Spod jego skrzydeł wychodzili absolwenci Technikum Kolejowego, znani później koszykarze, bokserzy, lekkoatleci i naturalnie piłkarze, w tym „warmiacy”: Janusz Kupcewicz (później uczestnik mistrzostw świata w Hiszpanii i Argentynie), Longin Komorowski, który kiedyś strzelił swojemu bramkarzowi, Marianowi Puchalskiemu, efektownego samobója, o czym opowiadało się na Zatorzu latami, Zbigniew Lewicki, Zbigniew Świerk, Bohdan Masztaler, Jerzy Mikołajewski, Henryk Orłowski, Leonard Bałtrun, Wojciech Linow, Wiesław Lendzion. Ten ostatni miał w swoim repertuarze trick, na który nabierali się wszyscy przeciwnicy, mianowicie zagranie „piętką”. Potem poszedł grać do II-ligowej Wisły Kraków. Można do tego grona dodać obrońcę Jana Matczuka o głowie twardej jak skala i wyborowego strzelca Zbigniewa Szłykowicza, pseudonim Szłyk, oraz Marka Biekszę, późniejszego restauratora w barze „Słodowa”, gdzie po meczach Warmii zbierali się na dyskusje przy piwie kibice.

Była też wśród instruktorów juniorów młodszych Warmii postać drugiego planu, ale jakże ważna — pan Brzozowski, który wędrował po podwórkach Zatorza i wyszukiwał piłkarskie talenty. Z Zatorza, bo gwarantowali, że będą klubowi wierni! My zaś przed każdym meczem Warmii zbieraliśmy się z kumplami oczywiście w sektorze B., żeby obserwować popołudniowy trening i porozmawiać o nadchodzącym spotkaniu. Czasami dołączał do nas nauczyciel wuefu, też pasjonat sportu, a kiedy trening odbywał się rano, gdy w szkole odbywały się lekcje, byliśmy w sektorze B. na wagarach. Niekiedy nachodziły nas trójki klasowe.
W 1964 roku Warmia ponownie weszła do II ligi, wywalczając awans po zaciętej rywalizacji w grupie między innymi z Motorem Lublin i Starem Starachowice. Kiedy po zwycięstwie z tym drugim awans stał się faktem, 15-tysięczny tłum kibiców przemaszerował triumfalnie od stadionu pod ratusz. Pamiętam, że na widok tej radosnej manifestacji, która przechodziła przez most przy al. Wojska Polskiego, maszynista zatrzymał pociąg i pytał nas, co się stało.

A potem Warmia spadła z II ligi, ale myśmy pozostali jej wierni i kiedy dowiedzieliśmy się, że Olsztyńskie Zakłady Opon Samochodowych biorą pod opiekę nie naszą Warmię, tylko OKS, ogłosiliśmy bojkot tego klubu. Planowaliśmy nawet tamtym doły na boisku wykopać. A oni pięli się coraz wyżej. Chodziły wieści o ich stypendiach, wysokich zarobkach, wojażach zagranicznych. Coraz częściej można było zobaczyć chłopaków z Zatorza nie na stadionie Warmii, tylko... potentata.

Przyznam, że wcześniej i ja jednorazowo zdradziłem „Warmię”, podejmując treningi jako junior i grając w starym OKS-ie, jeszcze na stadionie przy ulicy Gietkowskiej. Ale kiedy skończyłem ogólniak, wróciłem się na stare śmieci, właśnie do Warmii. Grała wówczas w trzeciej lidze.

Ze dwie niedziele temu zajrzałem na pchli targ przy ul. Sybiraków, gdzie kilka lat temu urządzono go na jednym z dwóch bocznych boisk Warmii. Na wzgórzu z kępą drzew siedział jakiś pan w moim wieku, spożywając złocisty trunek. Przysiadłem obok.
— Wie pan jak kiedyś my, chłopaki z Zatorza, nazywaliśmy wtedy to miejsce? — zapytałem.
— Jak nie, jak tak! — odpowiedział jak Walduś Kiepski. — Sektor B!

Władysław Katarzyński


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl

Komentarze (17) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Zatorzak #2955353 | 31.0.*.* 1 sie 2020 21:15

    Wstyd. Władziu piszesz o Biekszy 62 lata pomijasz brata Longina Staśka Komorowskiego czy Janka Bocianskiego. Niestety wszyscy zmarli. Czekam nawpis Wojtka Linów przypomni czytelnikom fakty nie bajki Władka. Miłej niedzieli.

    Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (5)

    1. Stary dziad #2955567 | 72.229.*.* 2 sie 2020 17:25

      @Do stary dziad.Zawsze jak bylem w Polsce chodzilem do Marka piwiarenki gdzie Tadziu pracowal dzis tam jest zabka moze sobie mnie skojarzysz Zbyszek brat Mariana fioleta.

      Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

      1. lopata #2955399 | 173.73.*.* 2 sie 2020 02:08

        Szanowny Panie Wladyslawie, bardzo wdzieczny jestem Panu za wspomnienia o starym Olsztynie w ktorym mieszkalem przez 18 lat zanim na stale wyemigrowalem w 1974 r. Jednak czytajac panskie felietony stwierdzam, ze czesto pamiec Pana zawodzi ! Przede wszystkim w latach 60-tych poprzedniego stulecia wszystkie soboty byly pracujace, czyli mecze Warmii mogly sie odbywac tylko w niedziele. Poza tym Lendzion przeszedl z Warmii do 1-szo ligowej Wisly i strzelil tam od razu w meczu dwie bramk (w/g Glos Olsztynski z tego okresu). Pozostali wowczas w Warmi Orlowski ktory mogl ostro sfaulowac a sedzia zawsze dawal mu wolnego, jak rowniez Matczuk ktory dzielnie zastepowal Lendziona i byl gwiazda w Olsztynie. Jesli chodzi o polskich kadrowiczow z Wrmii to wlasnie Bogus Masztaler wystapil po raz pierwszy w narodowej kadrze, ale pozniej byl Zbyszek Kupcewicz i strzelil pierwsza bramke ! Oczywiscie Janusz Kupcewicz byl narodowa gwiazda ale czemu zapominac o starszym jego bracie, Zbyszku. Poza tym Jan Bocianski tzw. Bocian jest godny wspomnienia. Wystepowal on jeszcze w II lidze a pozniej w 3-ciej. gdzie ponownie w latach 70-tych gwiazda byl moj sasiad z Dworcowej Jurek Walendziak, tzw. Walenty. Zawsze po meczy warmiacy szli do Inki, zeby socjalizowac sie z ukochanymi pilkarzami. Rowniez nalezy wspomniec o Prezesie Okregowego Zwiazku Pilki Noznej w Olsztynie w tych latach, Zbigniewie Maculewiczu, ktory wielokrotnie na poziomie centralnym wspomagal olsztynska pilke nozna.

        Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

      2. Tom #2955415 | 31.0.*.* 2 sie 2020 08:09

        Panowie krytykujący artykuł powinni skontaktować się z redaktorem to artykuł byłby jeszcze ciekawszy. Pozdrawiam redaktora , zawsze czytam jego felietony.

        Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

      3. Robert Komorowski #2955439 | 31.60.*.* 2 sie 2020 10:01

        Pozdrawiam wszystkich z zatorza i miłośników prawdziego KKS Warmia do którego miałem i nam sentyment

        Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

      Pokaż wszystkie komentarze (17)