Złote serce Rosji. Tam uczą się polskiego z Sienkiewicza

2019-11-24 17:01:00(ost. akt: 2019-11-22 18:33:17)
Wieczorny Bajkał

Wieczorny Bajkał

Autor zdjęcia: Karol Fryta

Karol Fryta podróżuje po republikach dawnego ZSRR od kilkunastu lat. Tym razem dotarł aż do Magadanu, miasta nad Morzem Ochockim, symbolu okrucieństwa Archipelagu Gułag. Wyprawa Karola trwała cztery miesiące. Pieniądze na nią odkładał dwa lata.
Karol Fryta mówi, że dobrze się tam, za Bugiem, czuje, lubi ludzi, których tam spotyka, a nawet trudności, z którymi musi się ta mierzyć. — Miał być autobus, ale jak nie ma, to jadę autostopem — opowiada.

Jego wyprawa zaczęła się w na początku maja w Armenii, potem prowadziła przez Górski Karabach, Iran i Azerbejdżan. Z Baku Karol poleciał do Moskwy, a stamtąd ruszył na Daleki Wschód. Na Syberii spotykał się z potomkami polskich zesłańców i przesiedleńców. Jego relację można było śledzić na Facebooku i Instagramie.
Karol świetnie i obrazowo opowiada.

Czasem naśladuje bohaterów swoich historii. I można sobie bez trudu wyobrazić taksówkarzy z lotniska w Erewaniu, którzy stoją, palą papierosy i w ogóle nie są zainteresowani klientem.

— W każdym innym kraju oblepiali mnie natychmiast — wspomina Fryta. — Dlaczego tutaj nie? — Może dlatego jesteśmy tacy przygaszeni i smutni, bo dotknęło nas ludobójstwo — powiedział mi jeden z kierowców.
Przypomnijmy, że w latach 1915-1917 z rąk Turków zginęło — według szacunków ormiańskich — 1,5 miliona Ormian; według tureckich niecały milion.
Na Kaukazie Karol odwiedził miejsca, do których trudno się dostać. Należy do nich Górski Karabach, ormiańska enklawa w Azerbejdżanie, państwo nieuznawane przez nikogo na świecie czy też Nachiczewańska Republika Autonomiczna — azerskie terytorium w Armenii.

Wiele spodziewał się po Moskwie i poczuł się... rozczarowany.
— Bardzo chciałem zobaczyć Plac Czerwony w całej okazałości — tłumaczy. — A tu? Bęc ! Wielkie targi książki! Cały plac usiany białymi namiotami wydawnictw. Sam lubię czytać, ale nie mogłem zrobić zdjęcia, na jakim mi zależało. — Moskwa to europejska stolica, bardzo droga — dodaje. — Rosjanki są piękne, wszystko dzieje się szybko. Obejrzałem kremlowski mur-kolumbarium, gdzie są pochowane osoby znane z książek — zasłużeni bolszewicy, m.in. Feliks Dzierżyński, dowódcy wojskowi, uczeni i pierwsi sekretarze KPZR.

Spotkałem mężczyznę, który przyjechał specjalnie z Turcji, by zrobić sobie zdjęcie przy tabliczce upamiętniającej Jurija Gagarina.

Zdaniem Karola na Arbacie nie jest tak jak w piosence Bułata Okudżawy, ale raczej tak jak w Zakopanem na Krupówkach. — Cepelia i zaczepki w rodzaju „powróżyć z ręki, powróżyć z ręki?” — opowiada. — Ducha nie było.

W Moskwie odwiedził redakcję „Nowoj Gaziety”. Pracowała dla niej Anna Politkowska (co ciekawe urodzona w Nowym Jorku, gdzie jej rodzice pracowali w dyplomacji) dziennikarka, opisująca wojnę w Czeczenii, zastrzelona w 2006 roku w Moskwie. Zginęła w windzie domu, w którym mieszkała. Był to dzień urodzin Putina. Sprawca zabójstwa został skazany w 2012 roku.

— Ta mała kobitka jechała na wojnę, pakowała się w gruzy, gadała z żołnierzami — nie kryje podziwu Fryta. — Wybitna i odważna dziennikarka!

Do redakcji dostałem się nie bez problemów. Ochroniarz nie chciał mnie wpuścić mimo pomocy pracowników gazety. Redakcja jak redakcja — opowiada. — Plastikowe boksy. Wrażenie zrobiło na mnie biurko Politkowskiej już na zawsze zarezerwowane dla niej. Na blacie leży szyba, a pod nią okładki gazet z tytułami, nawołującymi do rozliczenia tej zbrodni. A w sali, gdzie odbywają się kolegia, wiszą zdjęcia dziennikarzy „Nowoj Gaziety”, którzy zostali zamordowani podczas wykonywania swojej pracy. Tych zdjęć, o ile dobrze pamiętam, jest sześć.

Po trzech dniach pobytu w Moskwie Karol pojechał do Niżnego Nowogrodu, gdzie zwiedził fabrykę samochodów GAZ oraz Muzeum Maksima Gorkiego. Niżny Nowogród, gdzie się urodził pisarz, w latach 1932-1990 nazywało się Gorki. — Mnie Gorki kojarzy z jednym — mówi Fryta. — Zredagował tom reportaży poświęconych Kanałowi Biełomorskiemu, który połączył Morze Białe z Bałtykiem. Budowali go w latach 1930-1933 więźniowie łagrów. Mnóstwo ich zmarło, bo jedynym sprzętem do pracy była taczka, łopata i kilof. Wykopali 227 km kanału. Gorki i inni pisarze napisali na temat tej stalinowskiej budowy 600-stronicowe pochwalne dzieło. Kanał, choć jego budowa pochłonęła tyle ofiar, okazał się za płytki dla wielkich statków.

Karol Fryta po drodze na Wschód odwiedził również Perm, gdzie pod wsią Kuczino zachował się łagier (Perm-36), pełniący obecnie funkcję muzeum. — Istniał do prawie do końca lat 80. XX wieku — opowiada podróżnik. — Tutaj zmarł w 1985 roku Wasyl Stus, wybitny ukraiński poeta publicysta, krytyk i poeta. Tu siedział Siergiej Kowalow. dysydent i działacz na rzecz praw człowieka.

Nigdy nie byłem w obozie koncentracyjnym w Polsce, ale muzeum permskie wydało mi się lajtową, łagodną wersją obozu. Oczywiście tu też rozgrywały się dramaty, więc moje wrażenie może być krzywdzące. Ale spodziewałem się czegoś „mocniejszego”.

Polaków Karol spotkał m.in. w Jekaterynburgu, Tomsku, Abakanie, Barnaule, Nowosybirsku i Jakucku. W Gornoałtajsku, spotkał doktor Tatianę Szczerbakową, która przez babcię jest spowinowacona z Edwardem Piekarskim zesłańcem z 1888 roku, autorem pierwszego słownika języka jakuckiego oraz wypisów z narodowej literatury Jakutów. — Słownik do tej pory — ostatni raz w 2008 roku — jest wznawiany — podkreśla Fryta. — Misją Tatiany Szczerbakowej jest badanie i popularyzacja biografii Piekarskiego.

Karol Fryta z Tamarą Jegorową, prowadzącą muzeum bieguna zimna W Jakucku są pamiątkowe kamienie poświęcone polskim zesłańcom-badaczom Syberii — Piekarskiemu, Wacławowi Sieroszewskiemu i Janowi Czerskiemu i Aleksandrowi Czekanowskiemu.

Losy współczesnych syberyjskich Polaków są skomplikowane i nieoczywiste. Przykładem może być historia Igora Iwanowskiego z Tomska, który sam przez lata poszukiwał swojej polskości. Sam się nauczył polskiego, korzystając z niezwykłego podręcznika.

— To „Ogniem i mieczem”! — wyjaśnia Karol. — Linijka jest po polsku, linijka po rosyjsku. I tak tamtejsi Polacy uczą się języka, na Sienkiewiczu. Igor opowiadał, że napisał list do koleżanki z Lublina i zapytał, jak ocenia jego polski. Pochwaliła go, ale zauważyła, że „jedzie Sienkiewiczem”, polszczyzną sprzed 150 lat. To fascynujące, że gdzieś w Tomsku, gdzie śnieg zasypuje okna na parterze do połowy a mróz spada do 40 stopni poniżej zera, ktoś nauczył się polskiego, słucha radia Zet i zna na pamięć II część „Dziadów”.

Czasem mam wrażenie, że ludzie na Syberii są bardziej „polscy” niż my. Kultywują tradycję i folklor, obchodzą święta i recytują wiersze. Natomiast słabo orientują się w obecnej sytuacji w Polsce.

Dwieście kilometrów od Tomska znajduje się polska wieś Białystok. Założyli ją przesiedleńcy, którym obiecano ziemię. Gdy przyjechali na miejsce pod koniec XIX wieku zastała ich gęsta tajga i niedźwiedzie. Przez 2-3 lata ludzie ci mieszkali w ziemiankach. Wielu zmarło, niektórzy wrócili. Ale syberyjski Białystok się rozwinął. Do dziś we wsi można spotkać sędziwych mieszkańców, mówiących trochę po polsku.

Od Tomska Karola gonił pożar tajgi. Zaczął się na początku sierpnia i objął 3 mln ha lasów. — Kiedy wyjechałem z Irkucka okazało się, że zamknięto drogę z tego miasta do Ułan-ude, tak wielkie było zadymienie — wspomina. — Nawet gdy dojechałem do Jakucka na Dalekiej Północy wszędzie rano unosiła się mgła – dym. To było przerażające, bo miałem świadomość, że pożar był 1500 km za mną. Na temat pożarów słyszałem różne spiskowe teorie. Między innymi taką, że na pogorzelisku będzie można bez problemu otrzymać pozwolenie na kopanie diamentów. W „żywym” lesie trudniej o założenie takiej kopalni.

Irkuck od Magadanu dzieli 5,5 tys. kilometrów. Karol te trasę przejechał autostopem. Przyznał, że był atrakcją. Kierowcy robili sobie z nim zdjęcia.

— Traktorzyści z kołchozu w okolicach, którego lądowała kiedyś kosmonautka Walentyna Tiereszkowa, wieźli mnie raz, popijając piwo z plastikowych butelek — opowiada. — Ale ty się nic nie martw, przekonywali, kierowca jest trzeźwy. Rzeczywiście był.

Karol dziennie „robił” 600-700 km. Podkreśla, że to najlepszy i najszybszy sposób podróżowania w tamtych stronach. I można poznać ludzi. Po drodze odwiedził Ojmiakon, najzimniejsze na stałe zamieszkałe miejsce na ziemi, gdzie zimą 1926 temperatura spadła do minus 71,2 stopni.
Traktem Kołymskim z Jakucka do Magadanu przejechał ponad 2000 km. Tę niewyasfaltowaną, ubitą drogę zbudowali w latach 30. i 40. XX wieku więźniowie łagrów. — Warunki tam panujące sprawiały, że to były arktyczne obozy śmierci — mówi Karol Fryta.

— Więźniowie pracowali też w kopalniach złota. W 1931 roku wydobyli ledwie pięć ton złota, dziesięć lat później, gdy system obozów pracy rozwinął się, do Moskwy pojechało niemal 80 ton.

Złoto na Kołymie wydobywa się do dziś. — Na lotnisku w Magadanie podróżnych wita napis „Kołyma — złote serce Rosji” — opowiada Karol. — Kiedy jedzie się Traktem widać wszędzie czarną przekopaną ziemię, porzucone maszyny i tysiące zużytych opon. Miałem wrażenie, że ta ziemia została zgwałcona, wykorzystana i porzucona.

Dzisiaj na Kołymie dobrze się zarabia, ale, jak mówi Karol, ceny są jak w Norwegii. Dlatego wiele osób stamtąd wyjeżdża w poszukiwaniu życia w lżejszych warunkach.

Ewa Mazgal

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. miw #2826449 | 5.147.*.* 29 lis 2019 02:59

    Co to ma wspolnego z regionem? W gazecie mlawskiej, ostroleckiej, warszawskiej sie tym podniecajcie. To nie jest region zadnych sienkiewiczow, rosji, mickiewiczow i innych. Robcie sobie u siebie

    odpowiedz na ten komentarz

  2. rysa #2826383 | 195.136.*.* 28 lis 2019 21:01

    Mam tyle książek i rożnych podręczników do oddania dla Polaków na Kresach... Kto wie, gdzie się udać? Komu przekazać?

    odpowiedz na ten komentarz