Romantycy Lekkich Obyczajów: Przyszedł czas na carpe diem [ROZMOWA]

2019-09-21 18:00:00(ost. akt: 2019-09-20 13:56:23)
Jako Romantycy Lekkich Obyczajów Adam Miller (po lewej) i Damian Lange grają razem od 2011 roku

Jako Romantycy Lekkich Obyczajów Adam Miller (po lewej) i Damian Lange grają razem od 2011 roku

Autor zdjęcia: archiwum zespołu

Teraz jesteśmy po trzydziestce, a gdy zaczynaliśmy, mieliśmy po dwadzieścia kilka lat. A mężczyzna dojrzewa… Dziś chcę być najlepszym ojcem i mężem, muzykiem i kolegą. I stomatologiem! Z Adamem Millerem, Romantykiem Lekkich Obyczajów, rozmawia Ada Romanowska.
— Kiedy zespół wydaje płytę „Best Of”, to coś jest na rzeczy...
— Ta płyta kończy pewien etap w naszym muzycznym życiu. Po pierwsze nie ma już z nami klawiszowca. Ta płyta więc podsumowuje czas, kiedy z nami grał. Ale, i to po drugie, skończyła się też nasza przygoda z wytwórnią. Tą kompilacją wypełniliśmy kontrakt płytowy. Przez osiem lat grania nagraliśmy trzy płyty. „Best Of” to podsumowanie. To płyta z piosenkami, które każdy może zagrać na gitarze. I to nam głównie przyświecało, gdy wybieraliśmy kawałki na płytę.

— Dlaczego akurat taki klucz?
— Jak się okazuje, ludzie nas lubią nie tylko na koncertach czy płytach. Dostajemy na przykład filmiki od fanów, którzy grają nasze utwory na gitarach na Woodstocku chociażby. Nawet, gdy nie ma nas na festiwalu, to jednak jesteśmy na polach namiotowych. Ludzie siedzą w grupkach i bawią się z naszą muzyką na ustach. Dlatego wydaliśmy płytę po prostu piosenkową. Bez wydziwiania, bez eksperymentów i poszukiwań muzycznych. Kompilacja myślę, że jest fajna. To taka puenta naszej twórczości, ale nie koniec przygody. Teraz nowy etap przed nami. Taka czysta karta, którą chcemy zapisać nowymi piosenkami.

— Co się w was zmieniło przez te osiem lat?
— Nadal jesteśmy kumplami, a czasami nawet czujemy się jak bracia. Trochę przeżyliśmy razem. Teraz jesteśmy po trzydziestce, a gdy zaczynaliśmy, mieliśmy po dwadzieścia kilka lat. A mężczyzna dojrzewa… Ja mam na przykład dwójkę dzieci. Damian jeszcze nie został ojcem, ale życzę mu tego. Mogę powiedzieć, że świat z takiej perspektywy wygląda inaczej. Ja na przykład cały czas walczę o czas. Muszę go wyrwać na wszystkie obowiązki. Również na muzykę, która sprawia mi przyjemność. Jest ciężej niż kiedyś, ale nie znaczy, że gorzej. Mam więcej na głowie, a doba cały czas ma 24 godziny. To jedyne, co się nie zmieniło. I jeszcze jedno jest takie samo — wciąż nam chce się robić wspólnie muzykę. Dziś granie w zespole pozwala nam ładować akumulatory. I uświadamia, że nie żyje się tylko marzeniami. Tak było kiedyś. Dziś twardo stąpamy po ziemi, ale czasami się od niej odrywamy. Damian (Lange, wokalista RLO — przyp. red.) mówi na to: to jest ten nasz Babilon, w którym każdy ma swoją rolę i musi ją wypełnić.

— Dzieci, dom, praca...
— Jestem stomatologiem. Ale powiem tak: wszystko jest wielkim systemem naczyń połączonych. Praca, oprócz tego, że zabiera czas, daje też możliwości. Przede wszystkim dzięki niej jesteśmy niezależni finansowo. I możemy grać dla czystej frajdy. Pieniądze nie są dla nas w muzyce najważniejsze. Szczycimy się tym, że Romantycy są prawdziwie niezależnym tworem. Możemy robić to, na co mamy ochotę. Dziś możemy też sami sponsorować różne wydarzenia, trasy koncertowe i robić teledyski.

— Sami wykładacie na to pieniądze?
— Od zawsze. To ma swoje plusy i minusy. Ale przeważają pozytywy. Bo jesteśmy niezależni. To nas wyróżnia i inni artyści mogą nam zazdrościć. Robimy to, co nam w duszy gra i występujemy tam, gdzie chcemy.

— Żona wspiera cię w tym hobby?
— Uważa, że gdybym go nie miał, byłbym bardzo niespokojnym człowiekiem. I na pewno nieszczęśliwym. Jasne, że mnie wspiera, bo chce dla mnie jak najlepiej. A ja staram się wypełniać wszystkie swoje obowiązki na maksimum możliwości. Nie ma wojny między nami, że mam zespół. To mnie cieszy.

— Czysta karta przed wami, ale chyba macie jakieś plany. A może carpe diem?
— A właśnie, że carpe diem! Nie mieć planu to nasz podstawowy plan. Kiedyś faktycznie wytyczaliśmy sobie cele. Takim właśnie było wydanie pierwszej płyty. Ale kiedy się pojawiła, cieszyłem się z niej zaledwie pięć minut. Później już nie czułem tej satysfakcji. Trzeba więc było wytyczać sobie kolejne cele. Chcieliśmy zagrać na deskach Woodstocku. To też się udało. Potem zależało nam, aby zagrać największą trasę. Też się udało — zagraliśmy 25 koncertów w 25 miastach w Polsce.

— To teraz 50 koncertów!
— Można dodawać i dodawać, żeby robiło to coraz większe wrażenie, ale nie o to chodzi. Nie chcemy iść na ilość, ale na jakość. Bo przede wszystkim chcemy trafiać z naszą muzyką do ludzi. Zespół nie może żyć bez fanów. Ale fakt, koncertowanie to wręcz obowiązek zespołu.

— Śpiewać można też przy goleniu, gdy nikt nie słucha. Ale nie o to chodzi…
— Po to ma się zespół, żeby było czuć odbiór. To daje nam zupełnie inne możliwości i motywację. Ale czy stawia cele? W tej chwili chcemy płynąć z prądem. To kolejny etap mojego życia artystycznego. Może zdarzyć się coś nieoczekiwanego, nieoczywistego. Ja wiem, jak wszystko smakuje, gdy się do tego dąży. Ale nie jestem facetem, który spoczywa na laurach i pławi się w tym. Człowiek powinien mieć co robić w życiu. To, co robisz, nadaje życiu sens. Dlatego mój pomysł na moje lata trzydzieste, które niedawno się zaczęły, to żyć i grać. Chcę być najlepszym ojcem i mężem, muzykiem i kolegą. I stomatologiem! Niech to trwa jak najdłużej!

— Będziecie jak Rolling Stonesi?
— Dlaczego nie? Chociaż Beatlesi rozpadli się po ośmiu latach... Myślę, że nam to nie grozi. Nie chcemy odpuszczać, bo jeszcze wiele przed nami. Ja to wiem, ja to czuję.


okładka płyty
Fot. Archiwum zespołu
W sierpniu zespół wydał kompilację z swoimi najlepszymi piosenkami. Romantycy mówią, że to podsumowanie pewnego etapu