Katarzyna Dziedzic, była partnerka trenera personalnego skazanego za jej pobicie: Trudno odejść od oprawcy... [ROZMOWA]

2019-06-03 20:00:44(ost. akt: 2019-06-04 07:50:07)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Rok temu zdjęcie poranionej twarzy Katarzyny Dziedzic, byłej partnerki trenera personalnego z Olsztyna obiegło całą Polskę. Nie wszyscy jej wierzyli. W ostatni poniedziałek mężczyzna został skazany na rok i 8 miesięcy pozbawienia wolności. Katarzyna Dziedzic w szczerej do bólu rozmowie opowiada nam o swoich przeżyciach.
Po raz pierwszy rozmawialiśmy z Katarzyną Dziedzic w ubiegłym roku. Wtedy mężczyzna jeszcze nie usłyszał wyroku w tej sprawie, musieliśmy poczekać z publikacją wywiadu. Robimy to teraz.

— Kiedy byłaś małą dziewczynką, to jak wyobrażałaś sobie księcia z bajki?
— Jeszcze do niedawna był we mnie mit księcia z bajki. Ojciec był dla mnie ogromnym autorytetem. Mój tata nie żyje od czterech lat... I od tego momentu zaczęły się moje patologiczne związki. Mój tata był silny, dbał o mnie. Po jego śmierci zaczęłam zwracać uwagę na posturę mężczyzn. Rozmawiałam ostatnio z panią psycholog o tym. Tłumaczyła, że po odejściu taty straciłam swoje poczucie bezpieczeństwa. Szukałam osoby, która się mną zaopiekuje. To było podświadome... A dobrze zbudowane osoby często dbają o swój wygląd, ale są puści w środku. U mojego byłego partnera pojawił się też alkohol i sterydy, wyszły sprawy trudnego dzieciństwa.

— Nikt nie mówił: dziewczyno, uciekaj?
— Poszłam z bratem na imprezę, na której on był. Następnego dnia ludzie przyszli do mojego brata i mówili mu, żebym nie wiązała się z tym mężczyzną, bo pobił pierwszą żonę. Ludzie mówili, że ma psychopatyczne podejście do kobiet. Nie miał dobrej opinii, dlatego wyprowadziliśmy się z Olszyna do Gdańska. Dostawałam mnóstwo takich sygnałów. Byłam tak zakochana i zauroczona, że wydawało mi się, że cały świat się na nim mści. Teraz on uważa, że ja z moim bratem się na nim mścimy... A on jest wspaniały.

— Jakieś 10 lat temu wokalistka Rihanna nie pojawiła się na rozdaniu nagród Grammy. Okazało się, że została pobita przez swojego partnera. Wyciekły jej zdjęcia ze szpitala. U ciebie było zupełnie inaczej, sama zdecydowałaś się je upublicznić. Dlaczego?
— Zrobiłam to pod wpływem impulsu. On chciał uchodzić za idealnego. Czułam, że coś jest nie tak, w końcu mówiło mi to „milion” osób. Ostatni miesiąc naszego związku to było piekło. Uświadomiłam sobie, że to, co ludzie mówili, to jest prawda. I że nie jestem pierwszą osobą, którą on pobił. Chciałam, żeby następna osoba nie przeszła tego, co ja.

— Zarzuca ci się, że chcesz się wylansować, zrobić z siebie celebrytkę...
— Dużo kobiet myśli, że im to by się nie przytrafiło. Ja też przed tym myślałam, że nikt mnie nigdy nie pobije. Że jestem ta mądrzejsza. W Polsce zakorzenione jest powiedzenie „a może jej się to należało”. Po umieszczeniu na Instagramie swojego zdjęcia po pobiciu, dostałam bardzo dużo wiadomości. Pisały kobiety, które są bite. Przysyłały swoje zdjęcia. To przerażające, że jesteśmy z osobami, które tak bardzo kochamy, a one nas niszczą. Stwierdziłam, że chcę głośno o tym mówić. Jeżeli ja o tym nie mówię, to nie ma tego problemu. Napisała do mnie też pewna piękna dziewczyna. Myślała o samobójstwie. Uciekła z jedną walizką z domu. Mąż ją maltretował przez 7 lat. Dzięki mojej historii poszła do psychologa. Dowiedziała się, że jej życie może inaczej wyglądać.

— Dostajesz pozytywne wiadomości? Typu: „Kasiu, dzięki tobie udało mi się odejść”?
— Oczywiście. Choćbym pomogła jednej kobiecie, to będzie mój sukces. Naprawdę dostaję bardzo wiele takich wiadomości. Dlatego nie zamierzam przestać o tym mówić, nawet jeśli są hejterzy. A bywają okrutni.

— Masz kontakt z byłym partnerem?
— Nie, ma zakaz kontaktowania się ze mną, zbliżania się do mnie. Co więcej, nie chcę z nim mieć kontaktu (w maju 2019 roku środek zapobiegawczy zmieniono na areszt — red.).

— Psychologowie mówią, że toksyczne relacje jest bardzo trudno przerwać. A ty użyłaś czasu przeszłego, mówisz: „kochałam”.
— Z nim było o tyle prościej, że tamtego wieczoru uświadomiłam sobie, że osoba, którą pokochałam, nigdy nie istniała. We wszystkim mnie oszukiwał. We wszystkim. Przedstawiał swój obraz zupełnie inny, a ja w niego wierzyłam. Pod koniec tego związku byłam już tak zniszczona... Czułam się beznadziejna, brzydka, gruba. Nie wiedziałam, kim jestem. Miesiąc przed tym zdarzeniem poszłam do psychiatry, bo z dziewczyny, która się cieszyła życiem, nic już nie zostało. Bardzo ciężko się odchodzi od oprawców. Tego dnia, przed pobiciem.... on był pijany, była kolejna kłótnia. Jechałam do Olsztyna, ale zawróciłam się. Byłam rozhisteryzowana. Ciężko było mi odejść. Ważne były też względy ekonomiczne. Mieliśmy wspólny kredyt, który teraz ja muszę spłacać. Jak mnie pobił, byłam w histerii i w szoku. Sekundę po tym powiedział: to nie ja. Cała byłam we krwi. Łazienka też. Pobicie było dla mnie przekroczeniem granicy. Psycholog, który objął mnie opieką, powiedział, że są cztery kroki, kiedy kobiety się budzą: przy pierwszym pobiciu, kiedy muszą zacząć ukrywać ślady po pobiciu, kiedy ingeruje rodzina albo kiedy przemoc przenosi się na dzieci. Jeśli wtedy nie zareagują, to prawdopodobnie z tego już nie wyjdą.

Kiedy zapadł wyrok, Kasia zgodziła się z nami jeszcze raz porozmawiać.


— Usłyszałaś z ust byłego partnera słowo przepraszam?
— Nie, nie usłyszałam.

— Sędzia nie zobowiązał go do przeprosin?
— Nie.

— Liczysz, że jeszcze usłyszysz to słowo?
— Nie sądzę. Ale tych słów chyba już nie potrzebuję...

— A kobiety, które tobie nie wierzyły...? Przeprosiły cię?
— Tak, jedna sytuacja w szczególności utkwiła mi w pamięci. Dziewczyna, która szczególnie mi ubliżała i twierdziła, że konfabuluję, napisała do mnie we wtorek. Przeprosiła mnie za to. Odpisałam, że nie ma sprawy. Powiedziała, że teraz dopiero mnie rozumie, bo mąż... złamał jej szczękę. Zrozumiała, że nie oszukiwałam, dopóki sama przez to nie przeszła. Więcej osób zapowiadało, że mnie przeprosi, jeśli okaże się, że mówi prawdę. Ale chyba nie wszyscy mają charakter...

— Cały czas jesteś pod opieką psychologa?
— Chodzę na terapię, mam psychoterapeutkę.

— Blizny zostaną już na zawsze?
— Nie powinno się o tym zapomnieć, chociażby po to, żeby wyciągnąć wnioski na przyszłość. To, że byłam już wcześniej w związku przemocowym, było czymś spowodowane. Jakimiś traumami. Demony wracają i zdaję sobie sprawę z tych mechanizmów. Trochę to jeszcze będzie trwało...

— Jesteś psychologiem z wykształcenia... Ta wiedza ci pomaga?
— Łatwiej mi przechodzić terapię. Widzę po sobie, że zrobiłam stumilowy krok od czasu naszej ostatniej rozmowy.

— Nadal jesteś wsparciem dla innych kobiet — ofiar przemocy?
— Piszą do mnie kobiety, opowiadają o swoich sprawach sprzed roku, bo to jednak trochę trwa w polskim wymiarze. Wtedy byłam w takim szoku, że chciałam wszystkim wokół pomagać, ale zapomniałam o sobie. A żeby pomóc innym, trzeba najpierw pomoc sobie. Cały czas jestem w trakcie pomagania sobie.

— Co teraz porabiasz?
— Założyłam firmę i zajmuję się stylizacją rzęs i brwi.

— Jesteś gotowa na nową relację?
— Na razie są jakieś zalążki... Nic więcej nie powiem, żeby nie zapeszyć...

Aleksandra Tchórzewska


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. M #2742034 | 5.173.*.* 4 cze 2019 07:13

    Liczę na to, że ten człowiek odejdzie w zapomnienie jak wszystkie nieprzychylne komentarze które usunął że swojego konta na instagramie. Pobicie kobiety to największe upokorzenie mężczyzny i jako facet przepraszam płeć piękną za tego zwyrodnialca.

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)