Widział talibów w Klewkach

2019-05-17 19:44:00(ost. akt: 2019-05-17 17:56:45)

Autor zdjęcia: pixabay

Kradł i bajerował, tak się jednak od tego uzależnił, że nie potrafił przestać. Z kilkudziesięciu drobnych spraw uzbierał mu się wyrok, jak za najgorsze morderstwa. Już w roku 2016 łączna kara więzienia wyliczona z wyroków wydanych przez sądy w całym kraju opiewała na 38 lat i 10 miesięcy. To absolutny rekord Polski. Choć gdyby wyroki Bogdana G. zsumować matematycznie, wyszłoby około 100 lat, jak w Ameryce.
Bogdan G. zasłynął jako informator Andrzeja Leppera. To on podsunął politykowi materiał, który posłużył do oskarżenia o korupcję ważnych polityków, a przy okazji bajkę o lądowaniu talibów w Klewkach.

G. jedynie kradł i bajerował, tak się jednak od tego uzależnił, że nie potrafił przestać. Z kilkudziesięciu drobnych spraw uzbierał mu się wyrok, jak za najgorsze morderstwa. Już w roku 2016 łączna kara więzienia wyliczona z wyroków wydanych przez sądy w całym kraju opiewała na 38 lat i 10 miesięcy. To absolutny rekord Polski. Choć gdyby jego wyroki zsumować matematycznie wyszłoby około 100 lat, jak w Ameryce.

Bogdan G. skończył na swoim rodzinnym Dolnym Śląsku technikum rolnicze, zaczynał pracę jaką konduktor w PKS-ie. W połowie lat dziewięćdziesiątych przyjechał w nasze strony.

Został kierownikiem obory firmy InterCommerce w Odrytach koło Purdy. Mieszkał w jakiejś klitce i jeździł po okolicy kolarzówką. Chętny do wszystkiego i elokwentny szybko awansował.

Został dyrektorem gospodarstwa firmy Klewkach. Mieszkał w pałacu, trzymał rasowe psy i rozbijał się służbowym autem z kierowcą. Już nie był zootechnikiem, na dyrektorskiej pieczątce figurował jako… magister weterynarii. Kiedy zapragnął sobie pobrzdąkać na elektronicznych klawiszach rozpowiadał wszem, że skończył szkołę muzyczną… IV stopnia. Na szerokie wody wypłynął licytując podczas olsztyńskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy „malucha” w kolorze yellow-bahama. Jako „biznesman” grał skromnego dobroczyńcę, a bokami kradł. Z zarodowej fermy bydła w gospodarstwie w Klewkach upłynniał na własne konto co lepsze sztuki.

Jego pierwszy olsztyński epizod zakończył się sprawą przed Sądem Rejonowym w Olsztynie. Poza „działaniem na szkodę” InterCommerce G. miał także m.in. zarzut gróźb wobec pracowników. Był z nimi w najlepszej komitywie, a potem z Grecji – gdzie uciekł, gdy jego interesami zainteresowana została prokuratura – słał pocztówki „z życzeniami hifa” itp.

Znudziwszy się w ciepłych krajach i wróciwszy do Polski G. został pierwszy raz na krótko aresztowany. W olsztyńskim areszcie od razu wprawił wszystkich w zdumienie oświadczając, że przechodzi na islam i prosi o dostarczenie koranu.

Odzyskawszy wolność, G. dalej podbijał bębenek. Dotarł wtedy do ucha samego Andrzeja Leppera, w szczegółach — z datami i konkretnymi sumami — opowiadając mu jak korumpowani byli m.in. Donald Tusk i Włodzimierz Cimoszewicz. 29 listopada 2001, odwoływany z funkcji wicemarszałka Sejmu przewodniczący Samoobrony, szafując z sejmowej trybuny zmyślonymi przez blagiera faktami niby tylko pytał, ale i tak wybuchł polityczny skandal. Informacje G. w oczach Leppera uwiarygadniać miała jego znajomość z zaginionym dziś Rudolfem Skowrońskim, wówczas jednym z najbardziej znanych biznesmanów w Polsce, prezesem InterCommercu.

Skowrońskiemu, który Bogdana G. nazywał pogardliwie „swoim pastuchem”, zdarzało się latać helikopterem.

Prokuratura w Olsztynie musiała tę informację sprawdzać i z cała powagą zarządzić kontrolę sanitarną. A G. brnął dalej, przedstawiając m.in. plan terrorystycznych zamachów na warszawskie mosty. W to nikt już mu nie uwierzył.

W latach 2001-2002, choć już bez etatu w Klewkach, Bogdan G. często bywał w Olsztynie. Krążył z dwiema komórkami przy uchu po sądowych korytarzach, albo siedział w hotelowym holu i palił cygaro. Często potem za hotel nie płacił, ale w swoim mniemaniu wszystko mógł, bo znał wszystkie ważne osoby i wszystko wiedział. Kiedy na przykład w sierpniu 2002 roku w gangsterskich porachunkach w Mikołajkach zastrzelony został Jacek K. „Klepak” z wołomińskiej mafii (sprawcy zastrzelili wówczas także policjanta Marka Cekałę, który próbował ich ścigać), G. oczywiście był na miejscu i wszystko widział.

Z rozpędu, podając się za (żyjącego jeszcze wówczas) dziennikarza Waldemara Milewicza, wyłudził od matki innego gangstera z Pruszkowa, 20 tysięcy złotych za obietnicę jego zwolnienia. Pokazał kobiecie papier z podpisami sędziego i dyrektora więzienia. Podrobiony, podobnie jak legitymacja dziennikarska, którą posłużył się potem jeszcze parę razy np. gdy został przyłapany za jazdę bez biletu w pociągu pośpiesznym do Szczecina. Za to i kilka podobnych drobiazgów też był jeszcze sądzony w Olsztynie. Przez kolejnych kilka lat robotę z nim miała połowa prokuratur i sądów w całym kraju.

Zwiedził wówczas większość polskich więzień i aresztów. Za oszustwa i kradzieże początkowo rzadko dostawał wyroki „na twardo”. Po kilku miesiącach zwykle wychodził na wolność, ale dalej broił. W Warszawie ukradł na przykład dwa laptopy z wystawy jakiejś firmy w hotelu Bristol, a przyłapany uciekł przez okno w łazience (na I piętrze) z budynku prokuratury na Pradze. Za ucieczkę do konta swoich wyroków, dopisał skromne 10 miesięcy, ale nie dbał o to, dawno stracił rachubę. Pilnował za to, żeby gazety o nim pisały. W 2009 roku (podając się tym razem za dziennikarza „Gazety Wyborczej” Wojciecha Czuchnowskiego) bezinteresownie zadzwonił do kogo trzeba, że nowo mianowany szef oddziału TVP w Katowicach, odsiadywał kilkanaście dni w areszcie za niespłaconą grzywnę. G. wiedział to, bo przypadkowo siedział z "o ma mało co dyrektorem" w jednej celi.

Kombinował by z pewnością dalej, ale od dobrych dziesięciu lat już nie wypuszczają go na świeże powietrze. Podobno siedzi w Zakładzie Karnym w Kluczborku w swoich rodzinnych stronach. Do końca kary formalnie pozostało mu jakieś 30 lat.

Traktował prawo dość dowolnie i sądził, że i ono potraktuje go z przymrużeniem oka. Oszukał samego siebie.

Stanisław Brzozowski

Komentarze (15) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ola44 #2733860 | 88.156.*.* 17 maj 2019 20:04

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. już był taki świr Lep..... co widział Talibpow

    1. Toja #2733877 | 37.47.*.* 17 maj 2019 20:20

      Chyba był inspiracją dla innego mieszkańca Klewek który też pogubił się we własnych kłamstwach...

      odpowiedz na ten komentarz

    2. Oj Brzoza Brzoza #2733878 | 88.156.*.* 17 maj 2019 20:24

      Stylistyka masakryczna. Miesznie faktów jeszce gorsze. Wez sie zorientuj gdzie siedzi Gasiński bo na pewno nie w Kluczborku. Pis2zac ta2koe bzdury gdzie połowa to nieprawda to poprostu masakra.

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

    3. Kapitan Planeta #2733889 | 83.5.*.* 17 maj 2019 20:35

      znowu te oszczerstwa na Leppera, talibowie tam byli ale nie z wąglikiem tylko z kamieniami szlachetnymi i nie jacyś tam bojownicy, wąglik to wymysł ludzi którzy chcieli Leppera ośmieszyć,

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Obiektywnie #2733893 | 88.156.*.* 17 maj 2019 20:40

        Bajka o talibach okazała się prawdziwa bo lądowali w szymanach a w kiejkutach byki przesłuchiwani co wykazał raport.

        Ocena komentarza: warty uwagi (17) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        Pokaż wszystkie komentarze (15)