Wyłudził pół miliona z banku w Olsztynie i z kochanką uciekł do Ameryki

2019-05-14 20:03:42(ost. akt: 2019-05-14 14:01:16)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: archiwum policji

Jerzy M. swoje pół miliona dolarów ukradł z olsztyńskiego oddziału banku Pekao SA. Z pieniędzmi i kochanką w ciąży uciekł za ocean myśląc, że rozpocznie tam nowe życie. Amerykanie wydali go jednak Polsce, to była w ogóle pierwsza ekstradycja z USA.
Po 1989 roku również banki wybiły się na niepodległość. Otwartą politykę kredytową zaczął prowadzić także oddział Pekao SA, za komuny jedyny bank, w którym można było mieć konto walutowe. Pewnego pięknego dnia, na początku 1991 roku, w drzwiach gabinetu pani dyrektor przy ulicy Dąbrowszczaków w Olsztynie, z bukietem kwiatów w dłoni, stanął Jerzy M. Kobieta spodziewała się wizyty... W jego sprawie dzwonił, wypowiadając się w samych superlatywach, znajomy dyrektor PGR w Pieniężnie. Jerzy M., kiedyś architekt w Gdyni, planował otworzyć na Kaszubach zakład produkcji kosmetyków i chemii gospodarczej. Firma nazywała się Valentine i potrzebowała walutowego kredytu na wyposażenie i rozkręcenie produkcji według zachodniej technologii. Wyroby miały trafiać na eksport do Rosji i krajów byłego ZSRR. W gabinecie pani dyrektor, zapachniało pewexem.


Jerzy M. przedstawił m.in. ministerialną koncesję — wówczas na wszystko trzeba było mieć jeszcze koncesję — powiedział że ma jakieś 3 miliardy (starych) złotych przyznając też, że do zamknięcia budżetu brakuje mu jeszcze pół miliona dolarów. Na taki kredyt nie miał jednak dość zabezpieczeń (dysponował tylko, załatwionymi mocno po kumotersku gwarancjami małego banku spółdzielczego spod Gdańska i innymi równie niepewnymi kwitami) dlatego dyrektorka życzliwie poradziła mu, żeby na początek starał się o 100 tysięcy USD. Pod koniec marca 1991 roku wniosek kredytowy wysłany został do centrali Pekao. Dolary okrężną drogą, przez oddział w Paryżu, przelane zostały na konto rzekomego dostawcy firmy Valentine w International Den Danske Bank.

W banku oczywiście nie wiedzieli, że tak naprawdę Valentine, to Walentyna, młoda kobieta, z którą Jerzy M., mężczyzna żonaty i po pięćdziesiątce, związał się na przywitanie kapitalizmu. A jego „przedsiębiorstwo” to były dopiero zaczynające pachnąć perfumami niegdysiejsze tuczarnie, które tanio nabył w miejscowości o podejrzanej nazwie Leśna Jania, z jakąś plantacją porzeczek na osłodę. Czar jednak działał...

Zresztą polityka banków była wówczas taka, żeby dawać pieniądze hojną ręką. Na 180 wniosków kredytowych, które w tamtym czasie wpłynęły do olsztyńskiego oddziału Pekao SA, 168 zostało załatwionych pozytywnie. Mniejsza o szczegóły. Pracownice banku, które w maju przyjechały na Kaszuby skontrolować wierzyciela, zostały ugoszczone tak dobrym obiadem, że nie interesowały się już stanem interesu. Stwierdziły, że jakieś tam maszyny w halach stały i coś tam w nich rozlewano, a firma wykazywała obroty. Tydzień później Jerzy M. złożył kolejny wniosek kredytowy — o 450 tysięcy USD.


Bardzo problematycznie wyglądał także biznesplan kosmetycznego przedsięwzięcia. Ale było jeszcze dżentelmeńskie słowo, dlatego dyrektorka wzięła wszystkie dokumenty do siebie. Odłożyła grubą księgę zawierającą instrukcję postępowania przy udzielania pożyczek, a sam kredyt nabrał charakteru „gabinetowego”. Do tego stopnia, że kiedy okazało się, że wniosek wypisany jest na niewłaściwym formularzu i trzeba go było poprawić, Jerzy M. czekał na to w gabinecie pani dyrektor zabawiając ją rozmową. Z początkiem lata do dyspozycji firmy Valentine było pełne 550 tysięcy dolarów.

Jakim sposobem z firmowego konta w duńskim banku Jerzy M. potrafił wyciągnąć całą dostępną gotówkę nie wiadomo. Fakt faktem, że już we wrześniu 1991 roku z dolarami w kieszeni i prawdziwą Walentyną w wysokiej ciąży uciekł za ocean.


Jerzy M. kalkulował, że gdy dziecko urodzi się w USA automatycznie stanie się amerykańskim obywatelem. On zaś jako ojciec i opiekun amerykańskiego dziecka będzie mógł liczyć na ochronę. Wszystko szło jak z płatka, musieli mieć niezły ubaw. Tymczasem w Olsztynie na wiadomość o tym, że Jerzy M. zniknął bez wieści, wybuchła panika, dyrektorka banku wręcz się rozchorowała. Potem zaczęło się histeryczne sprawdzanie zabezpieczeń i możliwości wyegzekwowania wyłudzonych sum, a także naprawianie po czasie kredytowej dokumentacji. Okazało się wówczas, że nieuczciwy wobec banku wobec swojej starej rodziny przedsiębiorca okazał się na tyle lojalny, że dużą część majątku zapisał na nią i można było sobie pogwizdać. Sprawą zajął się prokurator. „Jedynym błędem banku było zaufanie do klienta”, „decyzja o przyznaniu kredytu mieściła się w granicach ryzyka”, tłumaczyły się pracownice banku, kiedy za niedopełnienie obowiązków, z dyrektorką na czele, zostały postawione w stan oskarżenia. Nie tylko one nie mogły pojąć, że taki kulturalny człowiek okazał się zwykłym oszustem.

Jerzy M. nie do końca jednak wyszedł na swoje. Wniosek o jego ekstradycję, w 1994 roku skierowany do USA został przyjęty i choć procedura wydania mężczyzny trwała bardzo długo, w końcu w policyjnej obstawie trafił przed oblicze polskiej Temidy. Bez dolarów oczywiście.

Stanisław Brzozowski

Komentarze (21) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. mega #2732455 | 81.190.*.* 14 maj 2019 22:39

    Bank odbiłby sobie na innych klientach.

    Ocena komentarza: warty uwagi (23) odpowiedz na ten komentarz

  2. Pani dyr. #2732566 | 83.9.*.* 15 maj 2019 09:41

    musiała dobrze w łapę dostać jak przymknęła oko na nie wystarczające zabezpieczenie kredytowe udzielając tak wysokiej pożyczki. Dziwne że nie sprawdzono dokładnie zabezpieczeń finansowych jegomościa, gdzie w innych przypadkach skrupulatnie to czyniono. Coś tu w trawie bardzo piszczy. Wielu ludziom odmówiono kredytu choć mieli odpowiednie zabezpieczenie finansowe. Ciekawe czy ta pani jest jeszcze dyr. banku ?

    Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz

  3. L #2732723 | 83.9.*.* 15 maj 2019 14:47

    A czy ta poczciwa gazeta informowała nas w tamtych latach ??? O sprawie po 28 latach tez nie musi nas informować , bo to nam nie potrzebne . A jaki jest cel tego reportażu ? My wiemy , ze ludzi naprawdę uczciwych jest 50% społeczeństwa i wiemy tez , ze jedni nie spłacają kredytów zaciągniętych w banku , a inni u osób prywatnych, a jeszcz inni nie płacą u wynajmujących czynszu . Znam osobiście chłopa co mieszkał w konkubinacie z partnerką i jej dziećmi . Samochód mają zarejestrowany na inną osobę ( sprzedającego ) , w razie kontroli pokazuja umowę kupna , pracuje na pół etatu i na czarno , ona też na czarno . Udają gołych i wesołych , a były wynajemca musiał jeszcze płacić za tych oszustów za ogrzewanie i zużytą wodę. A takich oszustów jest wiele, wiele więcej.

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  4. przedsiębiorca #2732532 | 95.160.*.* 15 maj 2019 08:25

    Niestety Pekao SA to najbardziej złodziejski bank w jakim miałem konta!!!! Ich prowizje i opłaty są jednymi z najdroższych w Polsce, nigdy do końca nie wiadomo za co się płaci!! Niby Polski bank a traktuje Polaków jak skarbonki! Całe szczeście zmieniłem bank na inny - zagraniczny.

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Kudo #2733008 | 188.146.*.* 16 maj 2019 07:49

      I dobrze lupac banki ile się da oni też nas lupia

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (21)