Gdzie byli 100 lat temu? Uczeń SP 9 w Olsztynie wraz z mamą spisali historię swojej rodziny

2019-01-11 20:18:02(ost. akt: 2019-01-13 19:56:19)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Przemysław Getka

SP 9 w Olsztynie przystąpiła do programu Szkoła Niepodległej. Jednym z zadań było napisanie artykułu „Gdzie byli nasi dziadowie 100 lat temu?”. Patryk Bućwiło, uczeń dziewiątki, razem z mamą spisali historię swojej rodziny.
Jeszcze nie zabłysła pierwsza gwiazda, a my już tradycyjnie zaczynamy pierwszą Wigilię. Od wielu lat mamy je dwie. Pierwsza jest u mamy męża, druga u moich rodziców.

My — zabiegani i zajęci przygotowaniami, dzieci — oczekujące na prezenty, a nasi rodzice — czekający na dzieci i wnuki, aby zasiąść ze wszystkimi przy wspólnym stole. Dwie rodziny połączone w jedno, a tak różne losy. Jedni pragną opowiadać o swojej przeszłości, inni nie chcą wspominać trudnych czasów.

2018 rok był szczególny. Obchodziliśmy 100-lecie odzyskania niepodległości. Co dla naszych dziadków i pradziadków oznaczał ten doniosły fakt? Czy zmieniły się ich losy? Jak to wpłynęło na nas?

W roku odzyskania niepodległości przez Polskę urodziła się moja babcia Wiktoria Siemianowska. Znamienne imię i wybrane przez moich pradziadków, ale nie tu w Polsce, tylko daleko za oceanem. Babcia urodziła się w ostatnich dniach października w Nowym Jorku na Brooklynie jako drugie dziecko z piątki rodzeństwa. Pradziadkowie poznali się za oceanem. Szukali lepszego życia. Połączyła ich miłość.

Prababcia sporo chorowała. Nie służył jej tamtejszy klimat i lekarze zalecili powrót do Polski. Wrócili. Były lata 20. Ciężko się żyło w odradzającej się Polsce.
Prababcia zmarła w 1931 roku. Dziadek ożenił się ponownie w 1938 roku, ale z tego związku nie urodziły się dzieci. O wojnie chyba nikt z rodziny nie lubi odpowiadać. Jednak kiedyś babcia Wikcia wspomniała, jak hitlerowcy ją legitymowali (żyli wtedy przez jakiś czas w Warszawie) i gdy pokazała paszport amerykański, to jej zasalutowali. Wszyscy się wtedy za nią oglądali i wytykali palcami. Mocno jej to utkwiło w pamięci.

Jej starszy brat, Władek, podczas wojny został osadzony w obozie jenieckim w Królewcu. Przeżył, lecz nie chciał zostać w Polsce. Wyjechał do Stanów i tam zarabiał, m.in. wykonując artystyczne klamki do drzwi. Nigdy nie założył rodziny. Z trudnością utrzymywał kontakt z rodziną. Władze powojenne z niechęcią patrzyły na kontakty rodaków z tymi zza oceanu. Gdy zmarł w 1994 roku, rodzeństwo musiało uzyskać pozwolenie na wyjazd na pogrzeb.

Babcia Wikcia wzięła ślub w 1941 roku. Poślubiła Stefana Długołęckiego, który urodził się w 1915 roku w Regiminie w powiecie ciechanowskim. Pochodził z arystokratycznej rodziny, choć podobno jego ojciec popełnił mezalians i został wydziedziczony. Dzieci z tego związku zostały jednak objęte opieką dalszej rodziny i zdobyły wykształcenie.

Dziadek Stefan grał na skrzypcach, znał języki obce, co zresztą później najprawdopodobniej uratowało mu życie. Nie wiem, jak się poznali dziadkowie, jednak mieszkali w Olsztynku. Niedługo po ślubie dziadek został zesłany na roboty przymusowe do Niemiec. Pracował w kopalni, gdzieś w okolicach obecnego Bielefeldu.

Szybko odkryto, że doskonale zna niemiecki i zaproponowano mu zamianę na pracę odpłatną (1 marka dziennie dla rodziny w Polsce). To były propozycje nie do odrzucenia, choć po wojnie nie wszyscy tak na to patrzyli. Spotkał się z negatywnymi reakcjami. Dziadek wrócił, ale chorował na płuca. Ratował się ziołami i homeopatią. Pamiętam, jak z mamą znalazłyśmy kiedyś nalewkę z muchomora. Mieli sześcioro dzieci – 5 córek i syna.

Siostry babci Wikci osiedliły się po wojnie w Gdańsku. Mąż jednej z nich pracował w Stoczni Gdańskiej i był dumny z tego, że znał Lecha Wałęsę.

W 1918 roku mój dziadek Jan Chryzostom Michalski, ojciec mojego taty, był młodym kawalerem. Miał 21 lat i zapewne pomagał swojemu ojcu w prowadzeniu gospodarstwa rolnego w Ostrowiu koło Otwocka. Ktoś z rodziny kiedyś mówił, że był ułanem. Na pewno służył w wojsku, bo znaleźliśmy jego odznaczenia za waleczność.

Jego dziadek, Wincenty Michalski, czyli mój prapradziadek, urodził się i mieszkał w Okuniewie z żoną i dziećmi. Gdy w 1888 powstawał poligon w Rembertowie, za swoje ziemie dostał odszkodowanie i przeniósł się wraz z rodziną do Ostrowia. Podobno jego bracia rozjechali się po Polsce.

Miał też w Warszawie sklep z artykułami z przemytu (przemycał towary pomiędzy granicami zaborów), który później prowadził jego syn Szczepan (mój pradziadek). W tym sklepie do czasu drugiej wojny światowej sprzedawała m.in. siostra przyrodnia mojego taty — Zofia Zagórska (z domu Michalska).

Dziadek miał trzy żony: Juliannę Marciszewską (zmarła w wieku 27 lat), Katarzynę Mazek (zabiła ją bomba podczas nalotów w 1939), a ostatnią była moja babcia Apolonia Posytek, która wcześniej miała męża Jana Barana.

W rodzinie opowiadano, jak w Celestynowie (40 km od Warszawy) przez dwa miesiące było widać ogromną łunę, gdy podczas powstania płonęła Warszawa. Z bezpośrednich przekazów (od mojego ojca, któremu o tym opowiedziały starsze siostry) wiem, że została tutaj również przeprowadzona akcja batalionu Parasol (nie ta sławna). Uratowano wówczas polskie dzieci, które wieziono z różnych rejonów Polski do Niemiec. Wszyscy mieszkańcy przyjęli je tak jak swoje i uniemożliwili ich „rabunek”, który był częścią szerszego założenia przesiedleńczo-germanizacyjnego Generalnego Planu Wschodniego.

Małżeństwo moich dziadków było późne, ale szczęśliwe. Po ślubie postanowili poszukać szczęścia na ziemiach odzyskanych i przyjechali do Stryjkowa (obecnie powiat lidzbarski). Niemiecka nazwa wsi to Sternberg, a nazwa Stryjkowo powstała od osiedlania się tam wielu stryjków z Otwocka i Wołomina.
Urodziło im się jeszcze troje dzieci, w tym mój tata.

Dziadek zawsze był zaangażowany społecznie, przez 25 lat był sołtysem wsi. Do późnych lat prowadził gospodarstwo rolne o profilu mleczarskim, a gdy odchodził na emeryturę, musiał oddać całą posiadaną ziemię.

Babcia i dziadek prowadzili dom, który był otwarty dla wszystkich dzieci. Mawiała „moje, twoje, nasze”. Gdy jeden z synów dziadka z poprzedniego małżeństwa został zesłany na roboty przymusowe do Niemiec, babcia Apolonia co miesiąc piekła chleb z wkładką (jajkami, boczkiem, kiełbasą) i wysyłała, by przeżył.

W 1951 dla syna babci z pierwszego małżeństwa, Stanisława Barana, nieszczęśliwie skończyła się jedna z potańcówek. W wyniku bójki o dziewczynę, miał wtedy 17 lat, został skazany i zesłany do obozu przymusowego w Jaworznie, gdzie nadludzką pracą chciano wyprostować charaktery niepokornych, którzy nie skończyli jeszcze 21 lat.

Kilka lat temu mój tata, Henryk Michalski, przeczytał w jednej z gazet artykuł o buncie w Jaworznie, który miał miejsce 15 maja 1955. Okazało się, że jeden ze strażników zastrzelił Stanisława Barana, gdyż ten nie usłyszał jego wezwania. Nie mógł słyszeć, bo zasnął po 10-godzinnej pracy. Podobno był lubiany przez innych więźniów i wzbudziło to ich ogromny sprzeciw. Tak rozpoczął się bunt w Jaworznie, który był największym w PRL buntem więziennym.

Oficjalnie łagier został zamknięty w 1956 roku. W czasie jego istnienia zginęło w nim co najmniej 7000 osób. Dziadkowie w tajemnicy pojechali do Krakowa na pogrzeb syna babci. Kilka lat temu dzwoniłam do Stowarzyszenia Jaworzniaków, pytając o położenie grobu Stanisława. Podobno został przeniesiony do Warszawy, ale dokładnego miejsca pochówku nie poznałam.

Z niemałym zaskoczeniem mój tata odczytał odnalezioną niedawno informację prasową o ogromnym poświęceniu członków jego rodziny Sabiny i Aleksandra Smolaków. Przez 2 lata w swoim gospodarstwie koło Otwocka ukrywali Żyda Moshe Bajtla. Zostali za to uhonorowani Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata.

W 1918 dziadek mojego męża, Wincenty Bućwiło, miał 30 lat i możliwe, że już wtedy poślubił 19-letnią Urszulę Sys. Mieszkali w gminie Gierwiaty (obecnie Białoruś), gdzie urodziły im się dwie córki i syn Witold. Niestety, w 1940 roku zostali zesłani na Sybir w okolicę Kołymy. Wszystkie dzieci, nawet 12-letni Witek, musiały pracować przy spływie drewna, gdyż „kto nie pracował, ten nie jadł”. Wrócili do Polski, ale już innej, z innymi granicami. Najpierw osiedlili się koło Olsztyna, by potem zamieszkać już w mieście.

Także druga część rodziny męża wywodzi się z Kresów. Babcia męża, Maria Jarmołowicz (z domu Pilecka), w 1918 roku miała 14 lat. Urodziła się i wychowywała w Gudogajach (obecnie Białoruś). Dobrze im się powodziło. Jedna z krewnych z tej części rodziny kiedyś napisała do mnie, że byli Pileccy „mali” (to gałąź rodzinna męża) i „duzi” (podobno spokrewnieni z rotmistrzem Witoldem Pileckim).

Mąż Marii, Józef Jarmołowicz, w 1918 miał 20 lat. Urodził się w miejscowości Dukiele (obecnie Białoruś) jako syn Józefa Jarmołowicza i Teofili z domu Salwińskiej. Józef posiadał piękny młyn w Leoniszkach koło Wilna, las i tartak. Podczas ucieczki w trakcie wojny musieli to wszystko zostawić.

Ze strony prababci męża także nie brakowało patriotycznych aktów odwagi. Jednym z nich wykazał się Wincenty Salwiński, przyrodni brat praprababki, który podczas wkroczenia wojsk rosyjskich do Wilna we wrześniu 1939 podjął samowolną decyzję wraz dwoma z szeregowymi Piotrem Stacirewiczem i Wacławem Sawickim o zaciągnięciu warty przy grobie Matki i Serca Piłsudskiego. Dwaj szeregowi zginęli. Wincenty jeszcze się bronił, ale został śmiertelnie ranny i zmarł na wzgórzu naprzeciwko Rossy.

Anna Bućwiło (z domu Michalska)

Komentarze (7) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. żal czytać #2662012 | 188.146.*.* 13 sty 2019 20:06

    historie przybyszów z omulewa i zza buga. Tzn szkoda czasu:)

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-8) odpowiedz na ten komentarz

  2. lolo #2662016 | 178.157.*.* 13 sty 2019 20:13

    w 1994 pozwolenie na wyjazd? Niby od kogo? Co za brednie. Dalej nie czytałem

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Mmm #2662018 | 37.47.*.* 13 sty 2019 20:16

      Zgadzam się, nuda. Pewnie jakieś dojścia w Go, bo kogo to interesuje... Takie drzewo genealogiczne czyjeś tam...

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-8) odpowiedz na ten komentarz

    2. Rodzice proszą o podpisy #2662023 | 188.146.*.* 13 sty 2019 20:33

      http://petycja.eu/protest-przeciwko-refo rmie-prawa-rodzinnego-ud392/?fbclid=IwAR 1wCewugiATpfF1YNF2COqZarsdt4IgroYppdj68n XO8eIoajf8n56W77Y#podpisz

      odpowiedz na ten komentarz

    3. aneczka #2662288 | 80.55.*.* 14 sty 2019 09:33

      Nie rozumiem tych trolowskich komentarzy. Przecież na początku jest napisane, że to dzieciak z projektu pisał. Napracował się. No, ale przecież wszystko można opluć. Nawet czyjeś życie i wspomnienia. A ja mam prośbę do admin o wyłączenie możliwości komentowania tego artykułu. Bo po co ktoś ma tu wypisywać inwektywy. To takie nie fajne.

      odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (7)