Straciła pracę, bo urodziła dziecko?

2018-07-30 07:15:00(ost. akt: 2018-07-29 20:49:49)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Małgorzata Pietrzak w Olsztyńskim Teatrze Lalek przepracowała 15 lat. Po zmianie dyrekcji najpierw została zdegradowana, a potem dyscyplinarnie zwolniona. Wygrała sprawę w sądzie, choć wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Sąd uznał decyzje dyrektora OTL za bezprawne, a sposób ich realizacji za mało elegancki.
— W Olsztyńskim Teatrze Lalek była pani szefową organizacji widowni, a potem kierownikiem literackim. Lubiła pani swoją pracę?


— Bardzo lubiłam, to była moja pasja. Jestem z wykształcenia teatrologiem i menedżerem kultury. Praca w instytucji kultury zawsze była moim marzeniem. Już w czasie studiów odbyłam praktykę w Teatrze Nowym w Łodzi i napisałam pracę, której temat dotyczył specyfiki pracy w teatrze. Taka rodzinna fascynacja. Mój stryjeczny pradziad Adam Grzymała-Siedlecki był krytykiem teatralnym i wychowałam się, czytając jego książki. Podsuwała mi je babcia.
Do Olsztyńskiego Teatru Lalek zaangażował mnie w 2002 roku dyrektor Krzysztof Rościszewski. To był wspaniały szef, który nauczył mnie respektu do teatralnego widza, przekonywał, że choć w teatrze istnieje hierarchia, to każdemu pracownikowi artystycznemu, technicznemu czy administracyjnemu należy się taki sam szacunek. Ważne, by profesjonalnie i należycie wykonywał swoją pracę.
W OTL brałam udział w realizacji ponad 50 premier oraz kilkunastu edycji festiwali teatralnych, prowadziłam edukację teatralną, warsztaty i redagowałam z dziećmi gazetę publikowaną zresztą na łamach „Gazety Olsztyńskiej”. Swoją pracę traktowałam jak misję. Urodzenie pierwszego dziecka nie przeszkodziło mi w realizowaniu obowiązków zawodowych. Powiedziałabym nawet, że jako matka lepiej rozumiałam potrzeby najmłodszego odbiorcy. Zresztą atmosfera pracy, również za dyrekcji Zbigniewa Głowackiego, sprzyjała macierzyństwu, czego nie mogę powiedzieć o sytuacji obecnej.



— Czy przyszło pani do głowy, że po urodzeniu drugiego dziecka nie będzie pani mogła wrócić do pracy?


— Nie przyszło mi do głowy, że mimo ochrony prawnej, jaką dawało mi macierzyństwo i wniosek o obniżony wymiar czasu pracy (Małgorzata Pietrzak chciała pracować na 7/8 etatu), moje prawa nie będą respektowane, a fakt urodzenia drugiego dziecka będzie stanowił problem dla kierownictwa teatru. Odebrano mi ciężko wypracowane stanowiska kierownika literackiego i kierownika biura obsługi widowni, które nowy dyrektor przekazał zatrudnionym osobom, nota bene bezdzietnym i powoływanym z pominięciem procedury naborów w BIP. Taka degradacja była dla mnie nie do przyjęcia i odebrałam ją jako rażącą dyskryminację mnie jako kobiety i matki.



— Kiedy i w jaki sposób dowiedziała się pani o tym, że nie ma dla pani posady? Czy rozmawiała pani z dyrektorem Andrzejem Bartnikowskim, czy była to tylko korespondencja i co ona zawierała?


— O planach przekazania zakresu obowiązków kierownika biura obsługi widowni innej osobie dyrektor wspomniał już na początku swojej kadencji — dowiedziałam się, gdy byłam na zwolnieniu lekarskim. Potem, w czasie kiedy przebywałam na urlopie wychowawczym, ze struktury organizacyjnej teatru zostało całkowicie usunięte to stanowisko. Podczas mojej nieobecności na stanowisko kierownika literackiego zatrudniono na zastępstwo (także bez procedury naboru w BIP) kolejną osobę, która nadal pozostaje zatrudniona.
O tym, że zostanę zdegradowana i stracę także ten zakres obowiązków, dowiedziałam się pierwszego dnia, pół godziny po rozpoczęciu pracy, kiedy poprosiłam zastępującą mnie osobę o przekazanie mi bieżących spraw. Wtedy zostałam wezwana do gabinetu dyrektora, który w obecności swojej zastępczyni wręczył mi wypowiedzenie dotychczasowych warunków pracy. To była bardzo nieprzyjemna rozmowa. Ja starałam się wskazać na ochronę prawną wynikającą z obniżonego wymiaru czasu pracy, dyrektor stwierdził, że reprezentująca go kancelaria ma inne zdanie. Ponadto wskazywałam na dyskryminacyjny charakter treści wypowiedzenia. Nie rozumiałam, jak można podejmować decyzje personalne nie sprawdziwszy uprzednio pracownika, opierając się jedynie na przypuszczeniu, że fakt urodzenia dziecka wpłynie zapewne negatywnie na jakość świadczonej pracy. Taka postawa kierownictwa teatru była dla mnie krzywdząca.



— I co pani zrobiła?


— Odwołałam się do sądu pracy, złożyłam skargę na łamanie moich praw do prezydenta i Rady Miasta oraz Państwowej Inspekcji Pracy. W rezultacie w lokalnej prasie ukazał się artykuł dotyczący kondycji matek powracających z urlopów wychowawczych na rynek pracy. W konsekwencji podjętych przeze mnie prób obrony własnych praw zostałam zwolniona dyscyplinarnie.
W tym czasie byłam jedynym żywicielem rodziny, ponieważ dyrektor zwolnił wcześniej z pracy mojego partnera. Poprosiłam o mediację prezydenta Piotra Grzymowicza i panią poseł Iwonę Arent, której serdecznie dziękuję za wsparcie, podobnie jak Polskiemu Towarzystwu Prawa Antydyskryminacyjnego. Niestety, rozmowy te nie przyniosły kompromisu. Dyrektor oczekiwał, że w zamian za cofnięcie zwolnienia dyscyplinarnego, wycofam wcześniej złożony do sądu pozew i zrzeknę się w ten sposób prawa do walki o zachowanie swoich stanowisk pracy.



— Dlaczego zdecydowała się pani na drogę sądową?


— Zdecydowałam się na drogę sądową, kiedy rozmowy nie przyniosły skutku. Nie widziałam innej drogi, która dałaby mi możliwość dochodzenia moich praw. Liczyłam na sprawiedliwy wyrok. Sprawa o dyscyplinarne zwolnienie zakończyła się ugodą zaproponowaną przez pracodawcę, wycofaniem dyscyplinarki i odszkodowaniem finansowym. Ponieważ nie chciałam już wrócić do pracy ze względu na atmosferę panującą w teatrze, to również w drugiej sprawie zmieniłam roszczenie na odszkodowanie. W piątek 13 lipca usłyszałam wyrok, który choć jeszcze nie jest prawomocny, daje mi poczucie moralnego zwycięstwa i zadośćuczynienia.



— Jak sąd uzasadnił wyrok i jakie są jego skutki?


— Sąd uznał bezsprzecznie za niezgodne z prawem wypowiedzenie mi warunków pracy, a poza tym, co dla mnie najważniejsze, przyznał mi również odszkodowanie za dyskryminację. Nie otrzymałam jeszcze uzasadnienia na piśmie, ale sąd stwierdził, podobnie jak Państwowa Inspekcja Pracy, że decyzje dyrektora były wbrew prawu, i z tego co pamiętam, uznano je za mało eleganckie. Sąd nie dał wiary zastępcy dyrektora teatru. W moim odczuciu ze względu na to, że to właśnie ta osoba odniosła najwięcej korzyści z mojej degradacji.



— Jak radziła sobie pani bez pracy i jakie ma pani plany na przyszłość?


— Jestem osobą aktywną, więc ciężko było mi pogodzić się z sytuacją, w jakiej się znalazłam. Powiem tylko, że nie było łatwo. Na szczęście mogłam liczyć na rodzinę i sporą grupę przyjaciół z pracy. Teraz myślę o nowych wyzwaniach zawodowych. Mam sporo pomysłów, które mam nadzieję realizować w Olsztynie. Jestem prezesem stowarzyszenia, które realizowało kilka projektów kulturalno-edukacyjnych w mieście. Chętnie włączę się w ciekawe inicjatywy lub podejmę współpracę z instytucją, która ceni rozwój, edukację dzieci i młodzieży i przyjazną atmosferę pracy.

MZG


Komentarze (14) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. polelum #2545702 | 79.124.*.* 30 lip 2018 08:05

    współczuję tej Pani że w taki sposób została potraktowana , bez tzw. pleców pracownik jest traktowany jak niepotrzebny śmieć

    Ocena komentarza: warty uwagi (23) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

    1. MArysia #2545732 | 81.190.*.* 30 lip 2018 09:17

      Gratuluję tej Pani determinacji i walki z przeciwnikiem, który myślał, że może "wszystko". Niestety problem w pracy zaczyna się wtedy gdy zarządcą zostaje osoba z kompleksami.

      Ocena komentarza: warty uwagi (22) odpowiedz na ten komentarz

    2. Dunia #2545715 | 88.156.*.* 30 lip 2018 08:33

      Takie cuda zdarzają się także w innych olsztyńskich placówkach kulturalnych i kończą się depresją osób niechcianych w danej instytucji.

      Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz

    3. koko #2545924 | 89.241.*.* 30 lip 2018 15:51

      Pani Małgorzato, gratuluję i podziwiam za determinację. Arogancja, pyszałkowatość ,tupet, bezkarność i pazerność niektórych osób na stołkach są przerażające. Współczuję tym, którzy muszą zostać w TL pracując w takiej atmosferze. Warto być przyzwoitym, cytując Profesora Bartoszewskiego.

      Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. Ola #2545765 | 88.156.*.* 30 lip 2018 10:35

        A w olsztyńskim Michelin robią podobnie!!! I jest mobbing na pracownikach(wszyscy o tym wiedzą)

        Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

      Pokaż wszystkie komentarze (14)