To Marysia przyniosła nam szczęście [HISTORIA]

2018-03-17 18:17:55(ost. akt: 2018-03-17 18:33:29)
Przez kilka lat starali się o dziecko. Bez skutku. Zaadoptowali więc 4-miesięczną dziewczynkę. Nazwali ją Maria. Ich dom wypełnił dziecięcy szczebiot. I kiedy dziewczynka skończyła roczek, okazało się, że pani Krystyna... jest w ciąży.
RODZINA

Cisza pod sercem matki boli najbardziej — opowiada pani Krystyna spod Szczytna. — Pobraliśmy się z mężem z wielkiej miłości. Jeszcze przed ślubem planowaliśmy, że w naszym domu będzie przynajmniej dwójka dzieci. Oboje kochaliśmy maluchy, których w naszej rodzinie było sporo. Pamiętam, że sprzeczaliśmy się w żartach, jakie damy dzieciom imiona i czy to będą dziewczynki czy chłopcy. Mąż chciał córeczki, a ja chłopców. Jednak minął rok, potem, dwa, trzy, pięć i na świecie nie pojawiło się maleństwo.

Lekarze bezradnie rozkładali ręce, twierdząc, że żadnych przeciwwskazań nie ma. Życie pani Krystyny i pana Sławomira zmieniło się w szarą rzeczywistość. Jednak mimo wszystko starali się wspierać, dbać o siebie i kochać. Tylko kiedy na spacerach spotykali znajome pary z dziećmi, w oczach obojga pojawiały się łzy. Nie mogli pogodzić się z tym, że nigdy ich dom nie wypełni się dziecięcym śmiechem.

— Trudno nam było poruszać ten temat... Zawsze rozmowa kończyła się moim płaczem i smutkiem męża — opowiada pani Krystyna. — Potem przez kilka dni nie potrafiliśmy się porozumieć i mieliśmy "ciche dni". Pewnego dnia, jakoś w grudniu 1984 roku, kiedy wróciłam z pracy, mąż przyszykował obiad i zapowiedział, że musimy poważnie porozmawiać. Przyznam się, że przestraszyłam się, że mnie porzuci, jednak tak się nie stało. Mąż zaproponował, abyśmy adoptowali dziecko...
Spokojna i rzeczowa rozmowa uświadomiła małżonkom, że nieważne, że dziecko nie będzie biologicznie pochodziło z nich. Tak bardzo go pragną, że pokochają każde maleństwo, które pojawi się na ich drodze. I choć pełni byli obaw, czy podołają, czy znajdzie się dziecko, które ich zaakceptuje i pokocha, to udali się do placówki, żeby w końcu zostać rodzicami.

— Kiedy po załatwieniu formalności powiedziano nam, że możemy już za kilka dni adoptować porzuconą 4-miesięczną dziewczynkę, moje serce biło jak szalone. Okazało się, że mała ma problemy ze słuchem i nikt jej nie chce wiedziałam, że czeka na nas — opowiada pani Krystyna. — Spojrzałam na męża i wiedziałam, że myśli tak samo. Jeszcze tego samego dnia poznaliśmy Marysię. Te małe dzieciątko wywróciło do góry nasz świat! Staliśmy się rodziną, o której marzyliśmy od wielu lat. Przez pierwsze dni wspólnego pobytu w domu kładliśmy się ze Sławkiem koło Marysi i patrzyliśmy na buźkę naszego dziecka. Już nawet nie pamiętam, ile razy patrząc na nią, płakałam ze szczęścia. Dopiero wtedy czułam się spełniona, szczęśliwa, a z mężem przeżywaliśmy "drugą młodość". Jeździliśmy z Marysią po lekarzach, bo okazało się, że ma niedosłuch. Jednak dla nas była najpiękniejsza i najcudowniejsza.

Marysia została ochrzczona w miejscowym kościele. Z rodzicami co niedziela i we wszystkie święta uczęszczała na mszę św. Prezentowali się pięknie, a dziewczynką zachwycała się cała rodzina i znajomi. Wszyscy cieszyli się ich szczęściem.
Był rok 1986, zbliżało się pierwsze wspólne Boże Narodzenie, kiedy pani Krystyna zaczęła się źle czuć. Mąż namawiał ją na wizytę u lekarza, ale ona zbywała go, mówiąc, że chyba coś jej zaszkodziło. Pewnego dnia kobieta zasłabła, wezwano karetkę i zabrano ją do szpitala. Pan Sławek zostawił małą Marysię u teściów i natychmiast pojechał do szpitala.

— Jak zobaczyłem bladą żonę na łóżku szpitalnym, to tysiąc strasznych myśli przelatywało mi przez głowę — wspomina mężczyzna. — Jak ja się bałem o tę moją Krysię. Przytuliłem ją i szeptałem, że wszystko będzie dobrze. Na wyniki badań czekaliśmy, siedząc jak na szpilkach, myśląc, jaka to choroba mogła zaatakować Krysię. Miała przecież dopiero 32 lata.
Kilka godzin na szpitalnym łóżku w oczekiwaniu na wyniki badań pani Krystyna wspomina jak koszmar. Bała się, że ma raka i że teraz, kiedy mają dziecko i są szczęśliwi, Bóg wzywa ją do siebie.

— Kiedy w drzwiach sali zobaczyłam lekarza, zaschło mi w gardle... Czekałam na wyrok, a on pogratulował mi i powiedział, że to osłabienie wynika z ciąży! — śmieje się pani Krystyna. — Mąż siedział, jak wmurowany z otwartą buzią i chyba nie docierało do niego, co mówi lekarz. A ja w jednej chwili zrozumiałam, dlaczego się źle czułam, skąd to osłabienie i wymioty. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Siedziałam, a łzy same płynęły po mojej twarzy. Już nie słyszałam, co mówi lekarz, nie wierzyłam, że tyle szczęścia w tak krótkim czasie mnie spotkało. Mąż gdy trochę oprzytomniał, całował moje ręce... Jak my się cieszyliśmy!
Małżonkowie wrócili do domu objęci i szczęśliwi. Kiedy podzielili się nowiną z najbliższymi, radości nie było końca. Wtedy pani Krysia powiedziała, że to Marysia przyniosła im szczęście.

— Moja mama zawołała mnie na bok i zapytała, a może raczej stwierdziła, że teraz, kiedy jestem w ciąży, to może trzeba Marysię oddać? — opowiada pani Krystyna. — To było jak uderzenie w twarz. Wykrzyczałam jej, że Marysia to nasze dziecko i nigdy jej nie oddam. Mąż, gdy o tym się dowiedział, stanął za mną murem. Już nigdy mama nie wspominała o tym, ale ja długo nosiłam do niej żal w sercu.

I tak na świecie pojawiła się Ania. Marysia, choć miała niecałe dwa latka, często podchodziła do wózka, przytulała się do siostry. Kiedy dziewczynka miała 15 lat, "życzliwi" powiedzieli jej, że jest adoptowana.

— Kiedy Marysia wróciła ze szkoły zapłakana wiedziałam, że coś się stało. Wieczorem usiedliśmy w czwórkę przy stole i zaczęliśmy tę trudną rozmowę — wspomina mama dziewczynek. — Zapewniliśmy dziewczynki, że obie kochamy tak samo i zawsze będą naszym największym szczęściem i cudem. Bo obie zesłał nam Bóg, tylko każdą w inny sposób. Płakaliśmy wszyscy, ale to wydarzenie jeszcze bardziej nas scaliło. Dziś dziewczynki są już dorosłe, wyrosły na piękne i mądre kobiety, a my jesteśmy z nich bardzo dumni. Marysia i Ania mają ze sobą doskonały kontakt. Już wkrótce Marysia stanie na ślubnym kobiercu. Kiedy tak na nią patrzymy z mężem, uśmiechamy się do siebie. Bo to dzięki niej obudziły się nasze ciała i na świecie pojawiła się Ania. Dziękujemy Bogu za obie, bo bez nich nasze życie nie miałoby sensu.

jk

Komentarze (13) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Dobra rada #2470108 | 176.118.*.* 24 mar 2018 22:45

    Jak to się ma do tych morderczyń wykrzykujących na ulicach o swoich czarnych macicach. Jałowe stare pudła nie mające żadnego szacunku do siebie, puszczalskie, nie myślące o skutkach puszczania się z byle samcem nie szanującym takiej bezwstydnej i bezmózgiej macicy. Przecież to bestie bez kultury osobistej, wystarczy popatrzeć na te dziwolągi. Niech się nie puszczają z byle kim, nie będą mieć problemów. Stają się morderczyniami niewinnych dzieci skutkiem ich kopulacji.Przychodzi mi na myśl taka rynsztokowa piosenka "Ojcu obciąć matce zaszyć i nie będą dzieci straszyć".

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. grab #2469497 | 87.205.*.* 23 mar 2018 22:30

    Piękna historia o pięknych ludziach ale ta matka ... brrr.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Piekne #2465772 | 89.228.*.* 18 mar 2018 23:23

    Takie artykuły o prawdziwym życiu można czytać codziennie, mają tyle łez, prawdy, wzruszeń w sobie że jak to zaczęłam czytać to byłam pewna że koniec jest szczęśliwy dla małżeństwa!! Super!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz

  4. Pedro #2465729 | 82.27.*.* 18 mar 2018 21:41

    Piekna historia. A co do problemow par i bezdzietnosci... najwiekszym bledem jest planowanie ciazy. To nie jest przeciez zakup nowego telewizora! To Bog decyduje w pewnym sensie. Osobiscie znam pare , ktora starala sie o dziecko prawie 2 lata, a gdy juz sie poddali, to wyskoczyla im ciaza blizniacza :) I maja teraz sporo roboty z dwiema corkami :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  5. Ze #2465629 | 88.220.*.* 18 mar 2018 19:30

    Piękna historia i z pięknym zakończeniem.Gratulacje dla takich rodziców !!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (13)