Elwira Mejk: Jeśli nie czujesz tremy, to musisz już zejść ze sceny [WYWIAD]

2017-11-25 18:25:06(ost. akt: 2017-11-25 18:45:52)
Meik

Meik

Autor zdjęcia: materiały prasowe

— Na scenie najważniejsza jest pokora, pokora i jeszcze raz pokora! A dziś młodzi artyści chcą od razu mieć wszystko: popularność, hity i rozpoznawalność. Tak się nie da. Z Elwirą Mejk, wokalistką zespołu Mejk z Morąga, rozmawia Andrzej Mielnicki
ROZMOWA NA PARKIECIE
— Chociaż trudno w to uwierzyć, występuje pani na estradzie od ponad 20 lat. Jak to wszystko się zaczęło?
— Tak, zespół powstał pod koniec 1996 roku, ale na rynku disco polo istniejemy od października 1999 roku. Z pasją, podobnie jak z talentem, trzeba się urodzić. Pamiętam swój pierwszy publiczny występ, miałam cztery lata. Śpiewałam w wielskiej świetlicy przed całą, pełną publiczności, salą. Wśród widzów siedziała moja babcia Gienia, która bardzo mnie dopingowała. Potem śpiewałam wszędzie — w przedszkolu, podstawówce, liceum, w oazie w kościele, na festiwalach szkolnych i wieczorkach tanecznych, na tzw. chałturach, aż postanowiłam, że założę swój zespół, który popchnę na szersze wody muzyki rozrywkowej.

— Czy miała pani plan B na życie, w razie, gdyby ten muzyczny, nie wypalił?
— Oczywiście. Kiedy zaczynałam w disco polo, zaledwie po dwóch latach ten nurt, mocno hejtowany w internecie, zniknął z mediów. Z wykształcenia jestem trenerem kulturalnym, zatem pracowałam jako instruktor aerobiku, rytmiki, zajęć umuzykalniających, prowadziłam pantomimę z osobami niepełnosprawnymi, uczyłam tańczyć, byłam konferansjerem, dziennikarką i prezenterką w lokalnej telewizji, ale też przede wszystkim ciągle śpiewałam — na imprezach integracyjnych, rodzinnych, dla dzieci w przedszkolach, w kościołach, więzieniach, na festynach. Na każdą okazję miałam gotowy inny program muzyczny. Jestem wokalistką i duszą artystyczną z krwi i kości. W moim przypadku nie jest tak, jak słyszę od innych "A wiesz, jestem cukiernikiem, ale teraz postanowiłem się trochę pobawić się w disco polo". Nic z tych rzeczy! Śpiewam zawodowo, bez względu na czas i okoliczności.

— Jak powstał zespół Mejk i skąd ta nazwa?
— Pytanie o nazwę zadawano mi setki razy przez ostatnie 20 lat. Odpowiedź na to pytanie jest nawet w Wikipedii. A nazwa wzięła się od pierwszych liter imion pierwszych członków zespołu: Mariusz, Elwira, Jarek, Kamil. Pierwsze nasze występy były bardzo lokalne i opierały się głównie na coverach. Pamiętam imprezę w Morągu, moim rodzinnym mieście, z okazji Dni Miasta. Grał wtedy zespół Casanowa, a my mieliśmy występ przed nim. Było bardzo dużo ludzi, którzy ciepło nas przyjęli. Dopadła nas trema — ale mobilizująca — i dzięki niej daliśmy udany koncert.

— W ciągu 20 lat przez scenę disco polo przewinęło się wielu artystów i zespołów. O części słuch zaginął, a Mejk istnieje i odnosi sukcesy. Jaka jest na to recepta?
— Pokora, pokora i jeszcze raz pokora! Młodzi artyści chcą od razu mieć wszystko: popularność, piosenkę na miarę hitu, rozpoznawalność i miliony wejść na YouTube. Tak się nie da! Nawet fakt, że młody zespół odniesie dość szybko sukces, nie musi wróżyć mu długotrwałej kariery. Ważne, aby utrzymać się na rynku, przez wiele lat tworzyć, komponować i grać koncerty, choćby dla kilkunastu osób przed sceną, co nam też się zdarzało.

— Jest pani autorką tekstów do swoich piosenek. Najczęściej mówią o miłości i różnych jej odcieniach, czasami są smutne. Zawsze jednak są bardzo życiowe.
— Najczęściej piszę tekst do skomponowanej już linii melodycznej. Słyszę wtedy, jak ona brzmi i do tej melodii staram się znaleźć temat. Potem go rozwijam. Czasami już wcześniej zapisuję sobie temat, który akurat wpada mi do głowy. Każdy tekst jednak rozwijam, utożsamiając się z nim. Niektóre słowa powstają w miarę szybko, np. przez godzinę, inne dłużej. Najdłużej pisanym tekstem był ten z ostatniej piosenki „Dzisiaj cię ukradnę” — przez rok. Podchodziłam do niego kilkanaście razy i za każdym razem wydawało mi się, że to nie jest dobry tekst do tej melodii. Po „leżakowaniu” w końcu udało się.

— Występuje pani z mężem Mariuszem. Jak się pracuje z bliską osobą, konflikty zdarzają się częściej?
— Jasne, że się kłócimy na różne tematy, a to dlatego, że praca przenoszona jest do domu, a dom do pracy. Mariusz jest cholerykiem i choć maskuje się w wywiadach, to wiem, na co mogę sobie pozwolić, aby potem nie było awantury. Zdarza się też tak, że w środku cudownej, sielskiej atmosfery raptem zaczyna kłótnię, bo coś mu w tym momencie nie podpasowało. Na szczęście, tak szybko jak wybucha, tak szybko gasi „pożar”. Nauczyłam się w momencie jego ataku milczeć, myśląc, że zaraz mu przejdzie.
Zdecydowanie jest więcej momentów, kiedy jesteśmy zgodni, uśmiechnięci i kochający się. Po prostu bardzo dobrze się znamy. Robimy sobie przerwy od siebie. On idzie do „izby niższej” w naszym domu, gdzie ma studio i tam zapomina o rzeczywistości, bębniąc na perkusji, a ja biegnę do siłowni, bo, jak wiadomo, jestem wiercipiętą, która uwielbia wszelkie formy rekreacji i aktywności fizycznej.

— Dopada panią trema?
— Są dwa rodzaje tremy: mobilizująca i paraliżująca. Ta druga na szczęście mnie nie dopada, a ta pierwsza jest wskazana, mobilizuje do jak najlepszego działania. Podobno jest takie powiedzenie, że jeśli nie ma się tremy, to trzeba już zejść ze sceny, bo wkrada się rutyna, która zabija artyzm.

— Muzyka disco polo wzbudza skrajne emocje. Wiele osób ją wyśmiewa, a jednocześnie często świetnie się przy niej bawi. Obecnie gatunek ten przechodzi rozkwit. Skąd to się bierze?
— Muzyka ma łączyć, a nie dzielić, stąd, jak myślę, ludzie, którzy ją krytykują, nie są dostatecznie wrażliwi. No i pod warunkiem, że mówimy o prawdziwej muzyce. W disco polo jest wiele podmiotów wykonawczych — celowo użyłam takiego nazewnictwa — które niewiele wiedzą o muzyce. To przez nich cierpi ten gatunek. Zamiast śpiewać — wykrzykują, sylabizując, a nowoczesne systemy do zgrywania wokali układają z tego zlepku linię melodyczną. Bardzo mnie to złości, że współcześnie każdy, kto zechce, może sobie zafundować sesję w studiu i potem być „ artystą”. To bardzo krzywdzące dla prawdziwych muzyków i wokalistów. Nauczyciel powinien uczyć, lekarz leczyć, a wokalista — śpiewać.

— Woli pani koncerty plenerowe czy w klubach?
— Lubię każdy koncert, każde spotkanie z publicznością, ich głośne śpiewanie, żywiołowość, bezpośredniość. Na plenerach zazwyczaj publiczność jest od nas dalej, ponieważ odgradzają nas płotki, niemniej reaguje spontanicznie. Zawsze podczas ostatniej piosenki schodzę do widzów i integruję się. W klubach jestem na wyciągnięcie ręki. I w jednym, i w drugim przypadku zawsze zostaję, by dać autografy i zrobić wspólne zdjęcia.

— Ma pani inne pasje poza muzyką?
— Tak. Nie potrafię usiedzieć w miejscu, ciągle muszę coś robić. Dlatego odnajduję się w każdej formie aktywności fizycznej, oczywiście rekreacyjnie, nie wyczynowo. Pływam, biegam, chodzę po górach, na siłownię, jeżdżę rowerem, na nartach, ćwiczę aerobic. Nigdy się nie nudzę, zawsze mam coś do roboty, tak że brakuje mi czasu.

— Ma pani nienaganną figurę. To geny, ćwiczenia czy dieta?
— Dzień rozpoczynam od szklanki wody z sokiem z cytryny. Jem 5 posiłków dziennie o stałych godzinach. Mój organizm przyzwyczaił się do tego i upomina się o jedzenie o stałych porach. Ostatni jem przed 18. Potem już nic, aż do rana. No czasami grzeszę, gdy jestem na jakiejś imprezie, potem mam koszmary w nocy, bo wiadomo, że gdy śpimy, trawienie jest minimalne. Jem wszystko, prócz śledzia. Nie jadłam go nigdy i chyba się nie odważę. Uwielbiam wszelkiego rodzaju zupy, wołowinę, wszystkie warzywa i owoce, ciasto drożdżowe i faworki. Jem też czarną czekoladę, również na gorąco.

— Ostatnio media obiegło pani zdjęcie z synem, którego pani oddała...
— ...ojczyźnie.  Mam dwóch dorosłych synów, z których jestem niezwykle dumna. Obaj pracują w służbach mundurowych. Dobrze ich matka wychowała. Starszy Szymon jest strażakiem i ratownikiem medycznym oraz ratownikiem WOPR, młodszy Filip jest żołnierzem i także ratownikiem WOPR. Mimo moich starań żaden nie poszedł w moje ślady, choć Szymon chodził do szkoły muzycznej w Olsztynie.I jeden, i drugi mają bardzo dobre predyspozycje wokalne, jednak zawodowo poszli zupełnie inną drogą, a śpiewają tylko "po piwku".

— Pochodzi pani z Morąga. Czy ciągle pani tam mieszka? Za co lubi pani swoje miasto?
— Nie jest pan pierwszą osobą, która mnie o to pyta, chyba muszę przemyśleć przeprowadzkę. Tak, ciągle mieszkam w Morągu. Podróżując po całym kraju jest mi dane obserwować różne miejscowości, bardzo duże i małe, ze wszystkimi plusami i minusami. Kiedy wracam do domu w Morągu, czuję, że to tu jest moje miejsce na Ziemi. Mam tu wszystko: sklepiki, ścieżki rowerowe, swojego lekarza i dentystę, jezioro, basen i... co najważniejsze, rodzinę. Także groby moich bliskich na cmentarzu. Czasami jednak nachodzą mnie myśli, by wyjechać i zostawić tę małomiasteczkowość. Być może zdobędę się kiedyś na odwagę, wtedy ruszę do jakiegoś ciepłego europejskiego kraju, bo uwielbiam słońce, a tutaj nie jest go za wiele. 
 

Mejk
zespół muzyki rozrywkowej został założony w 1996 roku Morągu. Nazwa zespołu pochodzi od pierwszych liter imion założycieli grupy. Obecnie w skład zespołu wchodzą dwie osoby: Elwira Mejk (prawdziwe nazwisko Elwira Smilgin-Brodzik), Mariusz Brodzik, muzycy i tancerze.
Mają w dorobku sześć albumów. Ich pierwszym wielkim przebojem była piosenka "Dla Ciebie", która bardzo szybko zdobyła popularność wśród fanów disco polo. A ich debiutancka płyta pod tym samym tytułem ukazała się pod koniec 1999 roku. Po wydaniu pierwszego albumu zespół otrzymał Złotą Nutę na targach muzycznych Intermedia 2000. To była ich pierwsza ważna nagroda, po której przyszły kolejne płyty i kolejne wyróżnienia, w tym nagroda Telewizji Polskiej za album Diabeł Anioł, 2004, a Elwira Mejk została uznaną za wokalistkę 10-lecia na Festiwal Dance w Ostródzie w 2005 roku. W 2013 roku zespół zdobył Grand Prix na Disco Hit Festival w Kobylnicy.

am

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. 40latek #2383055 | 88.156.*.* 26 lis 2017 09:38

    Kilkanaście lat temu grali u mnie na weselu wtedy jeszcze jako zwykły weselny zespół. Fajni ludzie. Normalni. Pozdrawiam Zbigniew

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Bogdan #2383719 | 213.73.*.* 27 lis 2017 09:53

    W 1997 kupiłem od nich forda sierrę. To były ich początki na estradzie...

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  3. olwer #2383933 | 91.229.*.* 27 lis 2017 14:09

    U mnie też grali na weselu.... w mieście również na M...niedaleko Morąga...jeszcze później kilka razy się spotkaliśmy przypadkiem w Ostródzie ...normalni ludzie.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz