Każdy z nas ma swojego anioła. Michał ze Szczytna o walce z alkoholizmem i trudnej przeszłości

2017-11-18 16:13:00(ost. akt: 2017-11-18 16:32:06)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Ma 34 lata i bagaż przeróżnych doświadczeń: i dobrych, i takich o których dziś opowiada ze wstydem. Jak mówi, stał się człowiekiem, gdy anioł w ludzkiej postaci, o imieniu Krystyna podał mu pomocną dłoń...
Życie od początku mnie nie rozpieszczało. Ojciec alkoholik i matka, która z bezsilności też zaczęła pić i nie przejmowała się, że dzieci nie mają się w co ubrać i co jeść — rozpoczyna opowieść Michał. — Radziliśmy sobie z bratem jak mogliśmy. Często podkradaliśmy jedzenie w sklepach, latem na ogródkach działkowych. Przynosiliśmy trochę dla młodszej siostry. W domu nikt nie pytał skąd mamy to jedzenie, a ja już w wieku 9 lat potrafiłem ze sklepu wynieść to, co chciałem — opowiada.

Michał ma dziś 34 lata, wspaniałą żonę i córkę Julię, którą nazywa największym skarbem, księżniczką. Kiedy patrzy na swoje dziewczyny w jego oczach widać prawdziwe uwielbienie. Dwa lata temu wrócił do pod Szczytno po kilkunastu latach tułaczki. Wrócił tu gdzie spędził dzieciństwo i młodość. Tu zaczął nowe życie z Małgosią i zaczął pracę w warsztacie samochodowym.

— Wyjeżdżając ze Szczytna, kilkanaście lat temu, przysięgałem, że nigdy tu nie wrócę. Chciałem zapomnieć. A jednak życie spłatało mi figla — mówi. — Ale dziś jestem innym człowiekiem, dojrzalszym i odporniejszym. Widocznie musiałem dotknąć dna, żeby wyjść na ludzi.

Kiedy pierwszy raz uciekł z domu miał 13 lat. Pojechał ze starszym kolegą do Olsztyna i tam spędził kilka dni. Do domu przywiozła go policja — został złapany w sklepie na kradzieży. W domu nikt za nim nie tęsknił, rodzice nawet nie zauważyli, że go nie ma. Nikt nie interesował się trójką dzieci... Jak żyją, dlaczego nie zawsze chodzą do szkoły, dlaczego całe dnie spędzają na podwórku. Nauczyli się sobie radzić sami. Jako 18-latek postanowił wyjechać gdzieś za granicę. Marzyło mu się lepsze życie i ucieczka z domu, w którym najważniejszy był alkohol.

Jeden z kolegów załatwił mu pracę na jednej z przepięknych plaż na Cyprze. Nie zastanawiał się długo. Zdobył pieniądze i z jedną małą torbą poleciał... To co zobaczył, zachwyciło go. Nigdy nie był nad morzem, więc przez pierwsze dni nie mógł się nim nacieszyć. Jego pięknem i gorącym piaskiem. To nic, że po całym dniu noszenia leżaków bolały go ramiona i plecy. Po raz pierwszy czuł się szczęśliwy...

— Może dla kogoś wyda się to śmieszne, ale jak dziecko przesypywałem ten ciepły piasek w dłoniach i szczypałem się, żeby uwierzyć, że nie jestem już w brudnym, śmierdzącym domu — cicho dodaje Michał. — Wydawało mi się, że jestem w raju. A jak dostałem pierwszą wypłatę, pamiętam jak dziś to było 600 euro, to czułem się taki dumny, bogaty i naprawdę szczęśliwy.

Po roku potrafił już porozumieć się w języku angielskim z przychodzącymi na plażę turystami. Pewnego dnia jedna z kobiet, której zanosił leżak, zaproponowała mu randkę. Był zdziwiony, bo była w wieku jego matki. Jednak gdy dostał od niej 20 euro napiwku, postanowił się z nią spotkać. Szedł do jej domu z mieszanymi uczuciami, od kolegów usłyszał, że zdarza się, iż "stare Cypryjki" lubią się zabawić z młodymi obcokrajowcami. Nie zdążył nawet zjeść kolacji, gdy kobieta zaproponowała seks. Spędził u niej wtedy noc, rano przed wyjściem dostał 100 euro i propozycję kontynuowania znajomości. Potem były kolejne kobiety. Jedna z nich była starsza o pół wieku.

— Nie patrzyłem na nie jak na kobiety. Ważna była tylko kasa, a dzięki tym łatwym pieniądzom stać mnie było na wynajęcie samodzielnego mieszkania, dobre ciuchy i wszystko czego w dzieciństwie nie miałem — tłumaczy.

— Nie odkładałem pieniędzy, nie zastanawiałem się nad przyszłością, żyłem chwilą. Tak minęło mi na Cyprze siedem lat. Koledzy byli już w związkach, część się ożeniła. I ja zatęskniłem za prawdziwym uczuciem, chciałem mieć kogoś naprawdę bliskiego.

W jednym ze sklepów z pamiątkami poznał Agnieszkę, zaczęli się spotykać, zamieszkali razem. Michał bał się przyznać do przeszłości. Dziewczyna wiedziała, że pracuje jako ochroniarz. Michał zerwał wszelkie dawne kontakty z kobietami i miał nadzieję, że jego wstydliwa tajemnica nie wyjdzie na jaw. Niestety, po jakimś roku "życzliwy" kolega powiedział jego partnerce, czym chłopak zajmował się przez lata. Kiedy Michał wrócił z pracy, zastał puste mieszkanie i list pożegnalny. Pomimo wielokrotnych prób odzyskania dziewczyny, związek się rozpadł. Wtedy właśnie Michał postanowił wrócić do Polski i spróbować ułożyć sobie życie od nowa. Z ostatnią wypłatą wrócił do kraju, wybór padł na Warszawę.

— Myślałem, że w dużym mieście łatwiej mi będzie się odnaleźć. Miałem trochę grosza, wynająłem mieszkanie, znalazłem pracę, jednak rzeczywistość nie była kolorowa — przyznaje Michał. — Moja wypłata ledwie starczała na mieszkanie i wyżywienie. A ja, żeby zapomnieć o wszystkim, coraz częściej zaglądałem do kieliszka. I stało się! Pewnego dnia szef wyrzucił mnie z pracy, potem właściciel mieszkania kazał opuścić mi mieszkanie. Tak znalazłem się na dworcu i tam spędziłem ponad trzy lata — szepcze.

Do wszystkiego człowiek się przyzwyczaja. Michał też nauczył się żyć jako bezdomny. Czas spędzał na dworcu, w parkach, wystając pod marketami i galeriami. Żebrał i kradł. Dziś wspomina, że był to najgorszy okres w jego życiu, bo właśnie wtedy spadł na samo dno. Pił co popadło, jadł resztki ze śmietników, widział jak ludzie z obrzydzeniem odsuwają się od niego. Kilka razy trafiał do schroniska, ale tam był zakaz picia alkoholu. A on pił! Żeby zapomnieć, nie myśleć o swojej porażce. Często śniło mu się, znów jest na cypryjskiej plaży i podchodzi do niego ojciec z butelką i mówi: "pij synu". Od wyjazdu na Cypr, Michał nie utrzymywał kontaktu z rodziną. Kiedyś, na jednym z portali społecznościowych, kolega ze Szczytna napisał mu, że jego matka zmarła jakiś czas temu.

— Nie poleciała mi nawet łza. Koczując na dworcu widziałem szczęśliwe rodziny: matki z dziećmi, ojców z córkami i wtedy tylko było mi żal, że ja nigdy nie miałem rodziny, że nikogo nie obchodził mój los i, że nie mam po co, ani dla kogo walczyć o swoje życie — mówi, a po jego policzku płynie pierwsza łza. Twarz ma kamienną, jednak widać, że te wspomnienia wciąż są żywe. — I wtedy pojawił się mój anioł... Nigdy nie byłem wierzący, jednak dziś wiem, że to Bóg postawił Krystynę na mojej drodze.

Był grudzień 2014 roku, na dworze było zimno, więc Michał siedział w kącie dworca PKP. Od dwóch dni nic nie jadł i gdy zobaczył starszą panią, postanowił poprosić ją o jedzenie. Nie odsunęła się z obrzydzeniem, tylko dotknęła jego ręki i powiedziała, że chętnie podzieli się z nim. Usiedli na dworcowej ławce, a kobieta wyciągnęła termos i kanapki z torby.

— Powiedziała "smacznego" i nagle się rozpłakałem. Od dawna nikt nie traktował mnie jak człowieka. Byłem po prostu "śmierdzielem", "menelem", ale nie kimś komu życzy się smacznego. Kiedy pani Krystyna pytała mnie, czy nie mam nikogo bliskiego, kto byłby w stanie mi pomóc, w gardle miałem wielką gulę. Grzęzły w niej wszystkie słowa, płakałem...

Okazało się, że kilka lat wcześniej pani Krystyna straciła w wypadku jedyną córkę. Razem z mężem prowadzili pod Warszawą mały zakład stolarski. Kobieta zaproponowała Michałowi pracę stróża i palacza w zamian za pokój i niewielką pensję. Kupiła mu bilet i razem pojechali do jej domu. Mąż pani Krystyny początkowo nieufnie patrzył na bezdomnego, którego przyprowadziła żona. Michał jednak obiecał sobie, że skoro dostał tak duży kredyt zaufania, to nie może zawieść.

— Pamiętam, że kiedy po przyjeździe poszedłem się wykąpać. Chyba po raz pierwszy dziękowałem Bogu, że ktoś podał mi rękę. Nie pamiętałem żadnej modlitwy, ale mówiłem mu, że nie zawiodę, że dam radę. Kiedy najedzony i umyty położyłem się do czystego łóżka, bałem się zamknąć oczy, żeby mój koszmar nie powrócił. Pani Krystyna i pan Czesław dali mi namiastkę domu i rodziny. Szczególnie pani Krystyna... traktowała mnie jak syna. Takiej dobroci nigdy nie zaznałem od swojej matki ani ojca. I pierwsze wspólne święta Bożego Narodzenia... Nie zapomnę jak łamaliśmy się opłatkiem, składaliśmy sobie życzenia i jak dostałem piękny szal w prezencie. Mam go do dziś i traktuję jak wielki skarb.

Wkrótce Michał poznał też swoją żonę. Na ślubie nie mogło zabraknąć pani Krystyny i jej męża. Kilka miesięcy później na świecie pojawiła Julia i zawojowała serce mężczyzny. Michał odnalazł swoje rodzeństwo, które tak jak on dość szybko uciekło z domu. Rodzice już nie żyją. Michał odwiedza z rodzinś ich groby.
— Wybaczyłem im... Musiałem. Żeby rozpocząć nowe życie, musiałem rozprawić się z przeszłością — tłumaczy. — Dziś moim całym światem jest żona, córka i rodzeństwo. Wiem, że wszystko co dzieje się w naszym życiu, jest po coś. Na swojej drodze spotykamy różnych ludzi i to oni nas kształtują. I wierzę, że każdy z nas ma swojego anioła.

jk

Komentarze (13) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Anja #2377106 | 37.47.*.* 18 lis 2017 17:26

    Piękna historia,trzymam za Pana kciuki. Wiara czyni cuda.

    Ocena komentarza: warty uwagi (25) odpowiedz na ten komentarz

  2. Też trzymam kciuki za przyszłość #2377107 | 88.156.*.* 18 lis 2017 17:27

    powodzenia chłopaku

    Ocena komentarza: warty uwagi (30) odpowiedz na ten komentarz

  3. cień #2377169 | 88.199.*.* 18 lis 2017 19:07

    Piękna historia! Uściski serdeczności dla Michała i Pani Krystyny ! Wspaniałe jest to ,że są jeszcze ludzcy ludzie! :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (18) odpowiedz na ten komentarz

  4. aaaaa #2377191 | 213.73.*.* 18 lis 2017 20:02

    czytając tą historię, popłakałam się...

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz

  5. pro #2377227 | 95.40.*.* 18 lis 2017 21:00

    Wszystkiego dobrego Panie Michale

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (13)