Żebranie to biznes. Zebrałam na trzy obiady

2017-07-09 20:30:47(ost. akt: 2022-02-07 21:56:51)
Małgorzata Paul

Małgorzata Paul

Autor zdjęcia: Beata Szymańska

Sprawdziłam, czy zawód żebraka to dobry interes. Nawet nie przeszkodziła mi w tym kampania policji i straży miejskiej przeciwko żebraniu. W ciągu godziny zebrałam 50 zł. Gdybym na ulicy spędziła miesiąc, dostałabym więcej niż wynosi średnia krajowa
Ludzie jak zwykle dokądś gonią. Staram się wbić w tłum, siadam na chodniku w centrum Olsztyna, stawiam przed sobą tabliczkę z napisem „Zbieram na obiad” i kubeczek z obciętej plastikowej butelki. Od tej chwili jestem zdana na ludzki gest. A raczej na ich portfele. Właśnie rusza akcja policji i strażników miejskich „Nie pomagasz dając pieniądze na ulicy!” Ma ona ustrzec ludzi przed oszustami. Ja poniekąd też sprawdzam, na ile wzbudzam zaufanie.

Mijają dwie minuty. Dostaję trzy złote. Kobieta mówi, że właśnie przed chwilą dostała ulotkę od policjanta, który przekonywał ją, żeby nie dawać nikomu pieniędzy.
— W pierwszej chwili pomyślałam, żeby faktycznie nie pomagać żebrzącym, ale z drugiej strony, jak widzę biednych ludzi, to mi ich żal. Jak mam pieniądze, to dlaczego nie mogę pomóc? — opowiada Małgorzata Paul. — Czy kupię sobie kawę, czy dam potrzebującemu, dla mnie na to samo wyjdzie.

Gdy pani Małgorzata odchodzi, nie muszę długo czekać na kolejny datek. A dostaję go, bo jestem trzeźwa i widać, że tych pieniędzy nie przepiję. W moim kubeczku lądują dwa złote.
— Pracowałem w izbie wytrzeźwień i miałem sporo do czynienia z pijanymi. Takich spotyka się na ulicy najczęściej, ale nie są nachalni w proszeniu. Zazwyczaj coś chcą zrobić w zamian za pieniądze. A to posprzątają, a to popilnują — przyznaje Janusz Dzięgielewski. — Ale pomaganie takim to kwadratura koła. Dam pieniądze, będą pić dalej, nie wyjdą z nałogu.
Policja i straż miejska przekonują w rozdawanych ulotkach, że zamiast dać datek, lepiej powiedzieć, gdzie można dostać pomoc: schronienie, ciepły posiłek czy odzież.

— Ale przecież oni wiedzą, jak korzystać z pomocy społecznej! — zauważa Janusz Dzięgielewski. — Są obcykani i wiedzą, jak wyciągać pieniądze od państwa. Wiedzą, gdzie pójść, żeby otrzymać wsparcie. Na izbie wytrzeźwień też znają swoje obowiązki i prawa. Podobnie jest z pomocą społeczną. Bywa nawet, że dostają więcej, niż mogliby zarobić! U nich najgorszym problemem jest jednak nałóg, a nie brak pracy. Żeby z niego wyjść, trzeba chcieć. Dlatego rzadko wspieram ludzi na ulicy. Chętniej pomagam w internecie. Można szybko zrobić przelew, a potrzebujący są bardziej wiarygodni niż ci z chodnika.
Zaraz po panu Januszu podchodzi do mnie kobieta, której też wydałam się godna zaufania. Dostaję cztery złote.

— Rzadko wspieram ludzi na ulicy. Na alkohol nie daję, na inne rzeczy już tak — opowiada Barbara Smółkowska. — Kiedyś chciałam pomóc matce, która siedziała z dzieckiem. Nie dałam pieniędzy, ale kupiłam jej bułki i wędlinę. Ona wszystko wyrzuciła. Krzyczała jeszcze na mnie, że przecież chce pieniądze, a nie jedzenie.
Nie zawsze ludziom można ufać. Takie samo zdanie ma też emerytka, która wspiera mnie trzema złotymi. Kilka razy została oszukana, gdy chciała pomóc, ale mimo to cały czas ma dobre serce.

— Mamusia tak mnie nauczyła, żeby pomagać innym w potrzebie — podkreśla Łucja Snopek. — Kiedyś jednak dałam się nabrać. Raz zapukał do mnie człowiek, chyba Rumun i prosił o firanki. Wszedł do domu, rozejrzał się, a później powiedział, że głowa go boli i potrzebuje tabletkę przeciwbólową. Pomogłam mu. Gdy wyszedł, nie zamknęłam za nim drzwi. Odczekał chwilę, wszedł po cichu do mieszkania i ukradł torebkę, która stała na szafce. Na szczęście w środku nie miałam pieniędzy. Inny z kolei mówił, że dom mu się spalił i potrzebuje firanek. Zdziwiłam się: znowu? Miałam się na baczności, więc powiedziałam, że nie mam firanek, ale mogę mu dać koc i pościel. Usłyszałam, że ma już tego dużo, ale przydałaby mu się nowa reklamówka, bo ta, którą ma, jest dziurawa. To dało mi do myślenia. Chciał odwrócić moją uwagę? Poszłam po torbę, a gdy wróciłam, już go nie było. Na szczęście nic nie zginęło. Mimo wszystko mam do ludzi zaufanie. Pani na przykład napisała, że zbiera na obiad — zwraca się do mnie. — W sumie nie wiem, czego tak naprawdę pani potrzebuje. Ale uważam, że mówi pani prawdę. Gdybym myślała, że wszyscy kłamią, byłoby mi ciężko w życiu. Może i daję rybę, a nie wędkę… Ale być może ktoś nie ma siły, aby tę wędkę utrzymać. Kto wie, może kiedyś ja będę potrzebowała pomocy?

Nie wszyscy chcą ze mną rozmawiać. Większość po prostu wrzuca pieniądze w biegu. Złotówka, piątka, nawet 10 zł. To zazwyczaj ludzie w średnim wieku, albo starsi. Mija mnie dużo matek z dziećmi, nawet nie spojrzą. Młodzież też obojętna, zapatrzona w smartfony. Niektórzy tylko zwalniają, żeby przeczytać to, na co zbieram. Inni wrzucają pieniądze bez zastanowienia.

Za każdym mówię, że jestem dziennikarką i oddaję datki. Mężczyzna, który wrzuca dziesięć złotych, podkreśla, żebym te pieniądze przekazała innemu potrzebującemu. W pamięć jednak zapada mi staruszek, który dzieli się ze mną złotówką. Widać, że mu się nie przelewa. I nawet się denerwuje, gdy oddaję mu monetę.

Przez godzinę uzbierałam 50 złotych. Gdybym spędzała w ten sposób osiem godzin dziennie przez 25 dni w miesiącu, zarabiałabym — teoretycznie licząc — 10 tys. złotych! Na czysto. To znacznie więcej niż średnia krajowa, która wynosi 3295 zł na rękę. A przeciętny polski żebrak zbiera od 15 do 50 złotych w ciągu godziny. I wcale się nie namęczy. Dlatego patrzę na kobietę rozdającą ulotki w pobliżu. Stoi tu codziennie i pewnie pracuje za mniejszą stawkę...

Według obliczeń naukowców z Poznania, wśród działających w Polsce około 100 tys. zawodowych żebraków, jedynie 10 proc. to osoby naprawdę potrzebujące. Szacuje się też, że dzienny zarobek żebraka w Polsce wynosi 200-500 złotych. Takie dochody trudno osiągnąć w większości innych zawodów, szczególnie, że nie są one opodatkowane.
W Europie zbieranie jałmużny bywa legalne, jak na przykład w Finlandii, albo jest ograniczane przez władze. Natomiast w niektórych stanach USA nie wolno żebrać po zmierzchu, a robienie tego w odległości mniejszej niż 15 metrów od bankomatu jest przestępstwem. Gdy sześć lat temu władze Wenecji zdecydowały się pójść na wojnę z żebrakami, Caritas policzył, że zgarniają oni rocznie 10 mln euro.

— W Polsce żebranie nie jest zgodne z prawem — wyjaśnia Kamil Sułkowski, rzecznik olsztyńskiej Straży Miejskiej. — Jeśli człowiek jest zdolny do pracy, ale woli żebrać, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 złotych. Jednak to są przepisy z lat siedemdziesiątych, a czasy się zmieniły. W poprzednim ustroju każdy miał pracę, co potwierdzała pieczątka w dowodzie osobistym, więc łatwo było to zweryfikować. Dzisiaj trudniej to sprawdzić. Również nachalne żebractwo jest karane.

Tylko w tym roku Straż Miejska w Olsztynie przyjęła 28 zgłoszeń dotyczących żebractwa. Rok wcześniej było ich 84. Najwięcej telefonów jest latem. Zgłoszenia dotyczą głównie natarczywego żebrania. Osoby, które proszą spokojnie o datki, nie wymagają interwencji.

— W Olsztynie mamy dwie grupy żebrzących: jedni wymuszają, a inni biorą na litość. Pierwsi przypilnują samochodu, wymyją szyby, znajdą miejsce parkingowe. Drudzy grają na emocjach — dodaje Jarosław Lipiński, komendant Straży Miejskiej w Olsztynie. — Dużo osób podszywa się pod inwalidów. Podchodzimy do niego, a amputowana noga raptem odrasta. Albo ma zasłonięte oko, a okazuje się, że oko jest sprawne. Żebractwo w Olsztynie na pewno się opłaca. Zdarza się, że zbierający biją się nawet o swoje rewiry. Pod kościołami i pod supermarketami najczęściej dochodzi do kłótni o miejsca. Radzę jednak być ostrożnym i nie dawać pieniędzy. Nie każdy takiej pomocy potrzebuje.
Akcja przeciwko żebraniu to część programu Bezpieczny Olsztyn. Przygotowali ją policjanci, strażnicy miejscy oraz Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej.

Ada Romanowska


Komentarze (32) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. MAM DOŚĆ #2282663 | 195.136.*.* 9 lip 2017 21:04

    Zróbcie coś z tymi Menelami ! Starówka i Dworzec ,To ARMAGEDON !!

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz

  2. Ferdynand Kiepski #2282667 | 81.190.*.* 9 lip 2017 21:08

    W tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem!

    Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. wot #2282698 | 83.6.*.* 9 lip 2017 21:46

      Kilkanaście lat temu zaczepił mnie przed sklepem młody chłopak. - Da pan na bułkę - poprosił. Odpowiedziałem, że zaraz mu kupię. Tak też zrobiłem. Przyjął słodką drożdżówkę, a gdy odszedłem kilka kroków - ZE ZŁOŚCIĄ WYRZUCIŁ JĄ DO KOSZA. Od tego czasu stałem się mniej wyrozumiałym.

      Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. Zenek #2282948 | 79.184.*.* 10 lip 2017 10:17

        Ja przez rok zarobiłem na żebraniu na nowe auto z salonu, teraz razem z żoną zbieramy na mieszkanie, myślę, że jeszcze ze 2 lata i będziemy mieli swoje M4. Pozdrawiam Myślących.

        Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

      2. Nie chcemy wąchać szczyn #2282860 | 195.136.*.* 10 lip 2017 08:39

        Zróbcie coś z tymi obszczanymi menelami z DWORCA PKP śmierdzi na max jeszcze jakaś epidemia będzie .

        Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        Pokaż wszystkie komentarze (32)