Kabaret daje mi dużo wolnego czasu, więc piszę książki!

2017-05-30 20:01:40(ost. akt: 2017-05-31 07:06:34)

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Od kilkunastu lat rozśmiesza Polaków z Kabaretem Moralnego Niepokoju. Właśnie wydał swój pierwszy kryminał, którego akcja dzieje się również w Olsztynie. Zadebiutował też w ostatnim odcinku serialu „Uchu prezesa”. Z Przemysławem Borkowskim, kabareciarzem i pisarzem, rozmawia Mateusz Przyborowski
— Czy jest jedna odpowiedź na pytanie: co śmieszy Polaków?
— Jest: Polaków śmieszą śmieszne rzeczy.

— To znaczy?
— Śmieszy nas głównie obyczajówka, czyli to, co się dzieje między żoną a mężem, ojcem a synem, teściem a zięciem. Do tego gdzieś wódka w tle, czy podtekst seksualny. Tak naprawdę można się śmiać ze wszystkiego, jeśli się to dobrze robi. W polskim kabarecie mamy też wiele przykładów świetnego humoru absurdalnego. Zabawny może być też humor polityczny.

— W wywiadzie w 2004 roku powiedział pan: „Średnio śmieszy mnie polityka”. Co więc takiego się zmieniło, że i pan zmienił zdanie?
— Nic się chyba nie zmieniło... Ciągle mnie to średnio bawi. Zwłaszcza ostatnio patrzę z zadziwieniem, że to, co się dzieje, dzieje się naprawdę, że nikt tego nie wymyślił, nie napisał…

— Zmierzam do „Ucha prezesa”, którego twórcą jest pański kolega z kabaretu Robert Górski. Nie każdego śmieszy ten serial. A pana śmieszy?
— Bardzo, chociaż muszę przyznać, że nie widziałem wszystkich odcinków.

— Pojawił się pan w ostatnim odcinku „Ucha prezesa” w roli marszałka Józefa Piłsudskiego, który śni się prezesowi razem z Donaldem Tuskiem, Mussolinim, Goebbelsem, Napoleonem Bonaparte i Gomułką. Po prostu pasował pan Górskiemu jako marszałek?
— Tak, najwyraźniej. Po prostu świetnie wyglądam z szablą i w mundurze. Często grywam takie postaci, na przykład grałem cara Mikołaja II. Tak to już jest, jak się ma w sobie naturalną szlachetność i charyzmę...

— To był pana jedyny występ w tym serialu?
— No cóż, być może marszałek jeszcze kiedyś odwiedzi we śnie prezesa... Ale to wie tylko Robert Górski. I być może sam marszałek Piłsudski.

— Niektórzy zastanawiają się, czy nie porzuci pan kabaretu na rzecz powieściopisarstwa.
— (śmiech) Nie ma takiego niebezpieczeństwa. Po pierwsze, kabaret jest najlepszą pracą na świecie, takiego zajęcia się nie porzuca! Dzięki kabaretowi mam też dużo wolnego czasu, który mogę przeznaczyć właśnie na pisanie książek. Poza tym bardzo lubię swój kabaret, swoje koleżanki i swoich kolegów, dlatego nie mam zamiaru z niego rezygnować. Drugi powód jest prozaiczny: Polacy mało czytają, nakłady są bardzo małe i nawet bestsellery nie sprzedają się tak, jak kiedyś. Z pisania nie da się więc żyć.

— To po co pan pisze?
— Bo bardzo to lubię.

— Treściwa odpowiedź.
— To jest rodzaj narkotyku, który mocno uzależnia. Jak już raz się zacznie, to trudno przestać. Ponadto jestem człowiekiem, który od dziecka bardzo dużo czytał, jeszcze w szkole podstawowej sześć razy przeczytałem „Potop” Henryka Sienkiewicza.

— O matko!
— Jeśli człowiek pochłania wręcz wszystko, to w którymś momencie myśli sobie, że chciałby napisać coś swojego. O tym, żeby napisać powieść, marzyłem od liceum, ale taką pierwszą prawdziwą napisałem dopiero w 2009 roku, jej tytuł to „Gra w pochowanego”.

— Skończył pan polonistykę.
— I na te studia również poszedłem po to, żeby się nauczyć pisać. Oczywiście się to nie udało, bo na studiach nikt nie uczy pisać książek, ale właśnie na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego poznałem kolegów, z którymi założyliśmy Kabaret Moralnego Niepokoju. Z tego też powodu ta literatura weszła na pewien czas w stan uśpienia. Dopiero gdzieś tak po trzydziestce stwierdziłem, że przecież zawsze chciałem pisać, więc dlaczego mam tego nie robić. I zacząłem (śmiech).

— Dzisiaj ma pan na koncie zbiór opowiadań i trzy powieści. Ostatnia to „Zakładnik”, której premiera odbyła się półtora tygodnia temu.
— To moja trzecia powieść, ale można ją także traktować jako debiut, ponieważ to mój pierwszy kryminał. A do tych kryminałów dojrzewałem długo i chyba już na nich skończę.

— Jest pan naszym polskim i olsztyńskim Stephenem Kingiem.
— Oby!

— „Zakładnik” to pierwsza część cyklu kryminałów z psychologiem Zygmuntem Rozłuckim w roli głównej. Ale kryminały, zarówno te w literaturze światowej, jak i polskiej, cieszą się dużą popularnością, więc zdaje pan sobie sprawę, że wysoko postawił sobie poprzeczkę?
— No tak, ale poprzeczki trzeba stawiać wysoko. Po co przeskakiwać te niskie?

— Jak długo pisał pan tę powieść?
— Niecałe dwa lata. Ktoś powie, że to długo, ale, moim zdaniem, to uśredniony czas na napisanie powieści. No i nie musiałem się uwijać, jednak kolejną muszę napisać już szybciej, ponieważ podpisałem z wydawnictwem kontrakt na drugą część. Termin upływa w styczniu przyszłego roku.

— Rozumiem, że znajdzie się w niej wątek, o którym zaraz po premierze „Zakładnika” pisał pan na Facebooku: „Mam tu taką maszynkę — powiedział. — Nakręca się ją nożem wbitym na stałe w mój brzuch. Jeśli będziesz chciała, dam ci kiedyś pokręcić”?
— Może ten fragment tam się znajdzie... Bo mam nadzieję, że się pan ze mną zgodzi, że to całkiem nieźle brzmi (śmiech)?

— Zgadzam się! Wróćmy jeszcze do „Zakładnika”: ile jest pana w tej powieści? Bo w książce „Hotel Zaświat” z 2013 roku zawarł pan dużo wątków autobiograficznych.
— W „Zakładniku” również jest ich sporo...

— No tak, bo wiemy, że psycholog Rozłucki ma czterdzieści kilka lat, czyli jesteście w podobnym wieku. Swego czasu również miał pan dłuższe włosy, tylko nie wiem, czy też miał pan kiedyś depresję...
— Wszyscy pisarze mają depresję, to jest choroba zawodowa (śmiech). A już tak całkiem poważnie, spora część „Zakładnika” rozgrywa się 20 lat temu w olsztyńskim liceum. Mimo że nie jest to napisane wprost, chodzi o II LO. To jest liceum, do którego ja chodziłem. Opisałem więc na jej kartach swoje doświadczenia, kilku kolegów i kilkoro nauczycieli. Oczywiście nie jest to książka typowo autobiograficzna, ponieważ ja na przykład nigdy nie miałem siostry, a moi rodzice są zupełnie normalni. No i nie jestem psychologiem.

— Ani też mordercą.
— (śmiech) No nie jestem.

— To gdzie pan szukał inspiracji?
— Większość bohaterów ma swoje pierwowzory, nawet główny bohater negatywny. Oczywiście nie spotkałem nigdy tak złego człowieka, więc myślę, że ta osoba zdziwiłaby się bardzo, gdyby się dowiedziała, że to właśnie ona była inspiracją. Musiałem tylko to wszystko doprawić, dodać trochę tabasco.

— Kryminał pisze się nocami czy w dzień, w kawiarni czy w garderobie?
— Słyszałem, że niektórzy piszą na serwetkach w kawiarni, ale ja tak nie potrafię. Kabaret, jak już wspomniałem, to taka praca, że jest się cztery dni w trasie, ale później ma się cztery dni wolnego. I jak już dzieci pójdą do szkoły, a żona do pracy, to można spokojnie zrobić kawę i poświęcić cztery godziny przed południem na pisanie. Robię tak, kiedy mam wolny dzień.

— A jeśli nie ma pan wolnego dnia?
— To nie piszę.

— Przecież w każdym momencie może panu przyjść do głowy jakiś wątek albo dialog.
— To wtedy albo te myśli zapamiętuję, albo zapisuję.

— Ale nie na serwetce, bo pan nie potrafi...
— Zapisuję myśli w telefonie komórkowym. Nie wiem, jak pisarze pracowali, kiedy tych telefonów nie było... To bardzo przydatna rzecz. Natychmiast można na przykład sprawdzić potrzebne informacje w internecie, nawet nie wstając z fotela. Po drugie, wszystko w nim można zapisać, zrobić notatki głosowe. To wspaniałe narzędzie pracy dla pisarza!

— Jaki procent tworzenia kryminału zajęły panu różnego rodzaju konsultacje z ekspertami?
— Trudno powiedzieć, bo w wolny dzień po czterech godzinach pisania można wykonać kilka telefonów lub znaleźć informacje w internecie. Przy „Zakładniku” konsultowałem się na przykład z psychologami, chociażby dlatego, że głównym bohaterem jest psycholog.

— Czy władze Olsztyna albo regionu wiedzą już o pańskim kryminale?
— Chyba jeszcze nie wiedzą.

— Pytam, bo w książce znowu pojawia się Olsztyn.
— Ale to chyba dobrze?

— Bardzo dobrze, tym bardziej, że wiemy, jak jesteśmy postrzegani na arenie krajowej: „Polska B”, „Polska biedna” itd.
— To tym bardziej bardzo dobrze, że akcja dzieje się w Olsztynie, który kocham. Mimo że od ponad 20 lat mieszkam w Warszawie, to nadal jestem bardzo silnym lokalnym patriotą. Zaplanowałem cały cykl, którego akcja dzieje się w Olsztynie.

— Jak każdy pisarz, marzy pan zapewne, by powieść została zekranizowana?
— Myślę, że fabuła nadawałaby się na scenariusz, ale nie można chyba tak na to patrzeć. Trzeba myśleć przede wszystkim o książce, o dobrej powieści. Z naszymi rodzimymi kryminałami jako powieściami jest coraz lepiej, ale, niestety, w Polsce nie jest dobrze, jeśli chodzi o ich ekranizacje. One się nie do końca udają.

— Z czego to wynika?
— Dobra książka nie równa się dobry scenariusz. To są dwie różne rzeczy. Dobrym przykładem są powieści Jo Nesbø, które są świetnymi kryminałami, ale nie doczekały się póki co dobrej ekranizacji. Niedługo ma wyjść amerykańska produkcja i zobaczymy, co z tego wyjdzie. W książce można napisać cały rozdział na dialogach i jeśli jest to dobrze zrobione, to jest to też wciągające. Jeśli jednak nakręcimy taki iluś minutowy dialog na taśmę, nawet z bardzo dobrymi i znanymi aktorami, będzie to po prostu nudne. Moim zdaniem widać to chociażby w serialu „Belle Epoque”, gdzie sporo scen jest przegadanych.

— Jest pan kabareciarzem, jest pan również już pisarzem?
— Niedawno dojrzałem do tego, żeby przestać się bać słowa „pisarz”. Zresztą przy poprzedniej książce zażartowałem, że nie jestem jeszcze pisarzem, bo zostaje się nim dopiero po napisaniu trzeciej powieści. A „Zakładnik” to moja trzecia powieść i już nawet na swoim profilu na Facebooku napisałem o sobie „kabareciarz” i „pisarz”.

— Ale nie wierzę, że do końca życia będzie pan pisał już tylko kryminały.
— Od dawna marzy mi się powieść historyczna. Mam nawet pewien pomysł.

— Z Olsztynem w tle?
— Powiedziałbym, że z państwem krzyżackim w tle. Myślę jednak, że jeszcze sporo czasu minie, zanim się za taką powieść wezmę, jeśli w ogóle się za nią zabiorę.

— Często odwiedza pan rodzinne Dywity?
— Niestety, nie tak często, ale staram się przyjeżdżać kilka razy w roku, m.in. na wakacje.

— I w Dywitach również pan pisze fragmenty powieści?
— Nie, ewentualnie zbieram inspiracje (śmiech). Piszę w domu w fotelu, który moja żona chce wyrzucić, bo jest już stary. Ale świetnie się w nim siedzi i pisze, więc jej nie pozwalam.

— Tak wywiało pana do tej Warszawy...
— Bardzo lubię Warszawę i wbrew wielu opiniom nie uważam, że jest to brzydkie miasto.

— Ale zatłoczone.
— Na szczęście mieszkam w takim miejscu, gdzie nie ma tego tłoku. Nie jeżdżę do pracy na godz. 8 czy 9 i nie przebijam się przez korki. A poza tym mieszkam i przy Wiśle, i przy lesie.

— Można więc powiedzieć, że ma pan w Warszawie swój mały Olsztyn.
— Brakuje mi jedynie widoku na jezioro.

— Na stare lata wróci pan na Warmię?
— Zobaczymy, te stare lata już niedługo nadejdą (śmiech).


Przemysław Borkowski urodził się 1973 roku w Olsztynie. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1995 roku jest jednym z członków i autorem tekstów Kabaretu Moralnego Niepokoju. Autor zbioru opowiadań „Opowieści Central Parku” (2011) i trzech powieści: „Gra w pochowanego” (2009), „Hotel Zaświat” (2013) i „Zakładnik” (2017). Akcje jego powieści rozgrywają się w Olsztynie. „Zakładnik”, który ukazał się nakładem wydawnictwa Czwarta Strona, jest pierwszą częścią cyklu kryminałów z psychologiem Zygmuntem Rozłuckim w roli głównej.

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Mirek #2256259 | 79.184.*.* 30 maj 2017 22:02

    Szacunek, Panie Przemku!

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz

  2. Wow #2256483 | 92.60.*.* 31 maj 2017 10:42

    Przyjemnie przeczytać taki wywiad. Dumnie być olsztynianinem, kiedy tacy ludzie reprezentują nasz region. Wszystkiego dobrego Panie Przemysławie!

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  3. Paweł #2256744 | 77.255.*.* 31 maj 2017 15:15

    Szkoda , że tak rzadko występuje w KMN.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  4. Lena #2262656 | 37.47.*.* 9 cze 2017 07:51

    Ten Pan więcej statystuje w KMN niż coś powie, oj chyba koledzy coraz bardziej autują. WYgląda na scenie na ponuraka.

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)