Polska flaga ocaliła mu życie

2025-05-20 08:12:00(ost. akt: 2025-05-20 08:12:44)
Zdjęcie jest tylko ilustracja do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracja do tekstu

Autor zdjęcia: https://www.facebook.com/GeneralStaff.ua/?locale=pl_PL

„W armii już długo współpracowaliśmy z Amerykanami, z Brytyjczykami. I to nie są goście, z którymi można pojechać na pełnoskalową wojnę. Można z nimi pojechać na »safari« w Afganistanie czy Iraku. Tam ty masz wszystko, a przeciwnik nie ma niczego. To są ludzie twardo trzymający się książki. Bez żadnej elastyczności” — to opinia Michała „Liptona” Lipskiego, teraz dowódcy kompanii ukraińskiego specnazu, wcześniej dowódcy kompanii w polskim batalionie powietrznodesantowym.
Michał „Lipton” Lipski to jeden z bohaterów książki „Nie patrz martwym w oczy”, zbioru wywiadów z piętnastoma żołnierzami i ratownikami, przeprowadzonych przez dziennikarzy Michała Bruszewskiego i Macieja Szopę, którzy na gorąco śledzą przebieg rosyjskiej agresji na Ukrainę.

„Wśród rozmówców, bohaterów tej książki, są Polacy — obywatele Polski, Polacy — nasi etniczni rodacy urodzeni na Ukrainie, związani z Polską Białorusini oraz Ukraińcy, których los rzucił na wojnę” — piszą jej autorzy. I podkreślają: „Wielu spośród naszych rozmówców, szczególnie tych, którzy wzięli bezpośredni udział w walkach, zapytanych o motywację, mówiło to samo: że bronią Polski poza jej granicami po to, żeby nie było trzeba robić tego potem na naszej ziemi”.

Znałem ich, jedliśmy z jednej menażki

Już sam tytuł sugeruje, że zamieszczone w książce wywiady nie mieszczą się w kanonie popularnej polskiej piosenki wojskowej:

Jak to na wojence ładnie,
Kiedy ułan z konia spadnie...
Śpij, kolego, bo na wojnie
Tylko w grobie jest spokojnie.

Wojna pokazana w „Nie patrz martwym w oczy” nie ma w sobie bowiem nic z romantyzmu, jest bohaterska, ale nie jest romantyczna. Tak jak nie jest romantyczny fragment wypowiedzi „Kaspra”, która posłużyła za tworzywo do tytułu książki: „To, co najbardziej mnie dotyka, to otwarte oczy zabitych kolegów. Potem te oczy wracają w snach. Mam więc zasadę, by nie patrzeć poległym w oczy” — powiedział ten ochotnik autorom książki.

„Najpierw było mi ciężko. Znałem ich, jedliśmy z jednej menażki przez cały rok. A potem ten ktoś ginie. Już go nie ma. A potem myślisz, że musisz robić swoje, i zaczynasz się do tego przyzwyczajać” — opowiada inny.

Ta wojna jest brutalna, bo brutalni są rosyjscy żołnierze. „Dzieci bez kończyn i oczu. Bez rąk, bez nóg. Nie było szyb po atakach rakietowych. Powstawiano płyty. To był moment zwrotny, kiedy zadecydowałem, że zostaję i będę pomagał” — wspomina w książce ratownik pola walki Robert Pożoga swój pobyt w szpitalu dziecięcym w Charkowie.

Potem był w Buczy. „Kolejną osobą, którą ewakuowaliśmy, była kobieta. Widać, że kiedyś była ładna. Typ modelki. Miała całą twarz pociętą. Została zgwałcona, ale mówiła, że i tak miała dużo szczęścia, bo zgwałcili ją penisem, a jej koleżankę dodatkowo szczotką do mycia toalety. Koleżanka odebrała sobie życie” — wspomina.

Jak Armia Czerwona

„Ludiej u nas mnogo” — zwykł mawiać sowiecki dyktator i morderca Józef Stalin. Dlatego sowieccy dowódcy zupełnie nie liczyli się z życiem zwykłych żołnierzy. I ta tradycja, jest żywa do dzisiaj w rosyjskiej armii.
Rosja nie liczy się z życiem swoich żołnierzy, wysyłając ich na przykład do ataku bez broni. „W pierwszym szeregu wysyłali »mięsnych« — jak się później okazało — bez broni, kazali im nieść plecaki wypełnione magazynkami i taśmami z amunicją. […] Gdy położyliśmy pierwszy rzut, drugi miał na pierwszej linii dużo amunicji, bo mieli przed sobą te plecaki” — wspomina walki pod Bachmutem „Skorpion”, Ukrainiec, który pracował w Polsce, a po rozpoczęciu wojny zaciągnął się ochotniczo do ukraińskiej armii.

„Zatrzymywaliśmy ich, potem piechota szła do szturmu. Zatrzymywaliśmy ich, potem Rosjanie robili pauzę i wszystko zaczynało się od początku. Zostawiali swoich rannych na polu bitwy. Wszędzie walały się ciała zabitych Rosjan. Nie przejmowali się tym i szła druga fala ataku, potem trzecia” — wyjaśnia rosyjską taktykę polski ochotnik służący w 110 Samodzielnej Brygadzie Zmechanizowanej.

Wojna to nie safari

W kilku wywiadach pojawia się motyw przygotowania NATO do prawdziwej wojny, a nie „safari”, o którym wspomina cytowany na początku tekstu polski ochotnik. Autorzy „Nie patrz martwym w oczy” zapytali Damiana Dudę, ochotnika ratownika medycznego z Polski o to, jakie z jego doświadczeń płyną wnioski dla polskiego wojska.

„Na pewno lekcja, jaką możemy przenieść do Polski, to sposób szkoleń. My na poligonach jesteśmy przyzwyczajeni do ciepłych kontenerów i »ciepłego« szkolenia. Do komfortowych warunków, suszarni, nagrzewnic... Tego na wschodzie nie ma, a Rosjanie mogą wejść do nory i być tam miesiącami. Czy nasi żołnierze są w stanie zrobić to samo?” — zastanawia się Damian Duda.

Wielu żołnierzy nie radzi sobie z wojną, z zabijaniem czy lękiem przed śmiercią. „Na moście stał chłopak, młody żołnierz. Chciał skoczyć. Złapałem za cukierki, wyskoczyłem z samochodu i idę do niego, krzycząc: »Chłopie, chłopie, nie skacz, mam cukierki dla babci«. Chodziło o to, aby wybić go z myśli, które miał. Miałem w ręku romaszki, moje ulubione cukierki z Ukrainy. Był zdziwiony. Patrzył na mnie… a potem wziął cukierki” — wspomina wolontariusz Hubert Kampa.

Wśród rozmówców Michała Bruszewskiego i Macieja Szopy znalazł się także Polak z Ukrainy, Giennadij „Krokodyl” Szewczuk, którego wspomnienie zawiera jednak w sobie romantyczne wątki.

Nosił on polską flagę w plecaku, który w okopie stawiał tak, aby wystawał i go dodatkowo osłaniał.

„A flaga była duża i gruba… Złożona jeszcze grubsza. Gdy mnie zrotowano i usiadłem w bezpiecznym miejscu, otworzyłem plecak. Wyciągam rzeczy. Wyciągam flagę i próbuję ją rozłożyć. Nie da się. Jakby ktoś ją skleił. Patrzę, a w plecaku dziury, we fladze też dziury. Zaczynam szarpać, by ją rozłożyć. A tam odłamek. Zatrzymał się wewnątrz flagi” — powiedział polskim dziennikarzom.

Igor Hrywna


Michał Bruszewski, Maciej Szopa, „Nie patrz martwym w oczy”, Bellona, 2025.

Michał Bruszewski — reporter wojenny, relacjonował wojnę obronną Ukrainy w 2022 roku, był pod Kijowem oraz Charkowem. Autor reportaży o pomocy humanitarnej we wschodniej Ukrainie w 2018 roku oraz Iraku w 2016 roku. Relacjonował kryzys na granicy polsko-białoruskiej w 2021 roku. Dziennikarz Defence24.pl, ekspert ds. bezpieczeństwa.
Maciej Szopa — absolwent Wydziału Historii UW, starszy redaktor portalu Defence24.pl i dziennikarz branży obronności od 2010 roku. Pracował w „Polsce Zbrojnej”, „Nowej Technice Wojskowej” oraz „Wojsku i Technice”, publikował także w „Lotnictwie”, „Lotnictwie Aviation International”, „Morzu” i periodykach wojskowo-historycznych. Autor gier strategicznych.

Wpis w mediach społecznościowych jednego z bohaterów książki:

To dla mnie ogromny zaszczyt znaleźć się w gronie takich bohaterów jak Damian Duda, Jakub Bałaban czy Gienadij „Krokodyl” Szewczuk i podzielić się swoją historią w tej wyjątkowej książce.

Nie mam osiągnięć na miarę Orła Białego, ale życie i los poprowadziły mnie tam, gdzie nigdy nie spodziewałem się trafić – prosto w serce wydarzeń, które zmieniają ludzi na zawsze. Moja opowieść to nie relacja z „fajnej przygody”, ale świadectwo walki, poświęcenia i codziennych zmagań. W Ukrainie walczą i żyją prawdziwi LUDZIE – z problemami, trudnościami, nadziejami.

Wyjazdy i pomoc to nie tylko wysiłek fizyczny, ale i rany, które zostają w sercu. To doświadczenia, które zmieniają spojrzenie na świat, potrzeby i sens życia. Wierzę, że liczy się jedno: ile dobra damy innym, tyle prawdziwego spełnienia odnajdziemy w sobie.