Kocham cię, Twój Brad Pitt!

2025-02-01 20:00:00(ost. akt: 2025-01-31 14:43:51)

Autor zdjęcia: PAP

Podłość ludzka nie zna granic! Tak przynajmniej mawiała moja ulubiona pani naczelnik z równie ulubionego „Wyjścia awaryjnego”. I rzeczywiście coś w tym jest. Pewna Francuzka straciła niedawno ponad 830 000 euro — na rzecz Brada Pitta, hollywoodzkiego aktora, który zakochał się w niej ponoć na zabój i bez pamięci…!
I to była pierwsza niegodziwość. Kolejną były żarty, pełne szyderstwa komentarze, a nawet hejt, który wylał się na ofiarę oszustów przede wszystkim w mediach społecznościowych, ale nie tylko. Tymczasem z jednej strony warto przyjrzeć się chłodnym okiem całej sytuacji, w jakiej znalazła się Anne, 53-letnia projektantka wnętrz — bo z mojego punktu widzenia to ona jest ofiarą całej sytuacji. I to — powiedziałabym — podwójną: nie dość że straciła całkiem sporo pieniędzy, to jeszcze jej uczucia zostały wykorzystane, a zaufanie nadwyrężone tak mocno, że mam wrażenie — na zawsze. Z drugiej strony natomiast — dziś, zamiast współczucia, Anne musi mierzyć się dodatkowo z hejtem. Hejtem tak wielkim, że francuski kanał telewizyjny TF1, któremu ofiara oszustów opowiedziała o swoich przeżyciach, zmuszony zastał wycofać wywiad ze swoich platform — tak wielką wywołał falę nękania Anne.

I za co? Za to, że Anne, jak miliony osób na całym świecie codziennie, dała się nabrać i uwierzyła oszustom, że jest w romantycznym związku z gwiazdorem Hollywood — niestety. I skutek jest taki, że dziś Anne jest uboższa o bez mała milion euro, a do tego cierpi na ciężką depresję.

Znany schemat
W przypadku Anne wszystko zaczęło się od Instagrama — krótko po tym, jak Anne zaczęła go pierwszy raz w życiu używać, na komunikatorze przypisanym do tej aplikacji zgłosiła się do niej osoba podająca się za matkę Brada Pitta. Jak dziś wyjaśnia Anne, z wiadomości wynikało, że Brad Pitt potrzebuje kogoś takiego jak ona. Kilka dni później oszuści napisali do niej ponownie, tym razem podszywając się pod samego Brada Pitta. I zaczęło się. Dziś Anne wspomina, że z fałszywym alter ego aktora zaczęła rozmawiać w lutym 2023, po czym z Instagrama rozmowy przeniosły się na inne platformy społecznościowe i komunikatory, w tym na WhatsApp.

W międzyczasie oszuści zarzucali ją zdjęciami Brada Pitta ze szpitala. Wszystko po to, by uwiarygodnić swoje prośby o wsparcie finansowe na ratowanie zdrowia. Przy czym brak własnych pieniędzy Brad Pitt uzasadniał rozwodem z Angeliną Jolie, która miała praktycznie obedrzeć go ze skóry i puścić z torbami w podartych gaciach…

Oczywiście nie muszę uzupełniać, że informacje o bankructwie nie mały jakiegokolwiek związku z prawdą, a szpitalne zdjęcia aktora zaprojektowane i wygenerowane zostały przez sztuczną inteligencję tak, by Anne uwierzyła, że naprawdę rozmawia z bożyszczem.

Mój własny plac boju
Czy to fakt, że jestem dwujęzyczna, czy może wrodzony sceptycyzm… A może doświadczenie tłumacza, w tym tłumacza przysięgłego, który nie raz i nie dwa słuchał i zmuszony był tłumaczyć za angielskiego na polski lub z polskiego na angielski trudne do wyobrażenia farmazony… A może zwyczajnie wiedza, że żadna gwiazda ani żaden gwiazdor jako taki — nie zniżyliby się do poszukiwań wybranka lub wybranki serca za pośrednictwem mediów społecznościowych? Faktem jest, zaczepiana jestem regularnie, zwłaszcza na Faceboooku. I faktem jest, że — ktokolwiek siedzi po drugiej stronie ekranu — rozprawiam się z nim/nią/nimi szybko i bezlitośnie!

Jakiś czas temu zaczepił mnie „sam” Richard Dean Anderson, ukochany serialowy MacGyver, do którego nawet i dziś zdarzy mi się rzewniej westchnąć. Tego akurat „Richarda” szybko zgubiła jednak nieznajomość stref czasowych i bardzo pobieżna lektura życiorysu prawdziwego Richarda Deana Andersona. Krótko mówiąc: jeśli w Olsztynie jest godzina 9 rano, to w Minneapolis musi być jeszcze 2 w nocy. I o ile jestem w stanie uwierzyć w bezsenność aktora — o tyle w przemieszczanie się w czasie i przestrzeni już nie. Nawet kogoś z umiejętnościami i doświadczeniem MacGyvera!

Przy okazji zwracam uwagę językową: jeśli taki Richard Dean Anderson pisze do was łamaną polszczyzną — to wiadomo, że używa internetowego tłumacza. Ale jeśli byki robi już we własnym języku — to w waszej głowie powinna świecić cała karuzela świateł! I to dlatego widząc te polskojęzyczne łamańce, natychmiast grzecznie i uczynnie proponuję przejście na ojczystą mowę zaczepiającego. Och, żebyście widzieli ten szyderczy rechot rozochocenia w swoich oszukańczych planach…! Każde słowo zaczepiającego zdaje się krzyczeć: „mam cię, zjem cię!”.
O, niedoczekanie!

W ubiegłym tygodniu zaczepił mnie z kolei Keith Scott, kanadyjski gitarzysta, który od dekad gra w zespole Bryana Adamsa. Bu-hu! Kiedy zwróciłam mu (?) uwagę, że nie wolno się podszywać pod innych — jeszcze miał czelność oburzyć się, że nie jestem chętna z nim korespondować. A pewnie, że nie jestem! Ale kiedy on, angielskojęzyczny Kanadyjczyk pomylił ‘full’ (pełny) z ‘fool’ (głupi) i został za to obśmiany na całe gardło — sam mnie zablokował. No, i dobrze, śmieci się same wyniosły.

Adrien Brody czeka na mój telefon!
Ostatnio, na niesławnym Instagramie zaczęła mnie obserwować Sylvia Plachy, która prywatnie jest mamą mojego ulubionego „Pianisty”, czyli Adriena Brody’ego. Fajnie, też ją zaobserwowałam i już się śmiałam na myśl, jakich też bzdur się wkrótce dowiem. Poszło bardzo szybko. Najpierw zapytała, skąd jestem. Zamiast pisać, że z Polski — napisałam „jej”, że jestem rodaczką Romana Polańskiego i Władysława Szpilmana. Oraz że miałam zaszczyt znać Halinkę Szpilman. Brak jakiejkolwiek reakcji, choćby cienia entuzjazmu — zrzucony następnie na brak okularów — już mnie ubawił. Ale ktoś po drugiej stronie lustra nie zraża się najwyraźniej zbyt łatwo i natychmiast poprosił o moje zdjęcie oraz numer telefonu, który oczywiście z wielką chęcią i altruistycznie przekaże synowi. Odmówiłam. Och, jakież potępienie mnie za to spotkało…!

„Wy, Europejczycy, strasznie jesteście nieufni i wielce niewdzięczni!” — przeczytałam w odpowiedzi. Na co skwapliwie przyznałam, że owszem, a do tego Europejki bywają staroświeckie i daleko im do amerykańskiej rozwiązłości. Chce się Adrien ze mną skontaktować — proszę bardzo! To niech weźmie od mamuśki moje instagramowe namiary i napisze. Ale ma to być z jego zweryfikowanego konta — na którym notabene i ja obserwuję jego, i on mnie. O czym mamuśka powinna wiedzieć, ale może znów nie miała okularów…

W desperacji sam/sama podała mi numer telefonu, który szybko namierzyłam na przypisany jakiemuś biznesowi w Missouri. Adrien, nowojorczyk na wskroś, biznes w Missouri? No, naprawdę…! „Och, jeśli jesteś w USA, możesz używać dowolnego numeru” — mamuśka uspokoiła mnie natychmiast. I numer wprawdzie usunęła z rozmowy, ale pozostałam nieugięta i odpisałam, że nie zwykłam sama zaczepiać mężczyzn w celach stricte rozrywkowych. Jeszcze miał/-a tyle zacięcia, że sfingowała zdjęcie Adriena z kartką, na której niby to on napisał, że pozdrawia jakąś „Maggie Cook” — bo tak im głupio wyszło z pseudonimu, którego na Insta używam. Ale ja jej szybko odesłałam filmik, który sam Adrien na swoim oficjalnym Instagramie nagrał i wypuścił w ostatnie Święto Dziękczynienia. A ponieważ akurat się z nikim nie rozwodzi, nie sądzę, by od 28 listopada siedział w jednych łachach, w tym samym pokoju i raz nagrywał życzenia, a raz wypisywał — nie swoim charakterem pisma zresztą — pozdrowienia do mnie.

Przesłałam i — zero odpowiedzi. Martwa cisza na łączach.
I tak Adrien Brody nie zostanie moim oblubieńcem, a i ja nie zostanę jego oblubienicą.
No, i dobra!

Magdalena Maria Bukowiecka
A ten numer z Missouri i tak zdążyłam sobie zapisać, odręcznie, w kapowniku, atramentem węglowym — nie do wymazania.