Wiesza pranie na rakiecie

2024-06-03 08:21:32(ost. akt: 2024-06-03 14:28:00)

Autor zdjęcia: PAP/Vladyslav Musiienko

Z rosyjskiej rakiety, która spadła na jego wieś, zrobił słup do sznura na pranie i karmi pod nim kury. Niech Putin zobaczy, co robimy z jego bronią, niech wie, że nikt się go tutaj nie boi – mówi Mykoła, który taką pamiątkę o inwazji Rosji trzyma na podwórzu swojego domu niedaleko Kijowa.

„Niech Putin zobaczy, co robimy z jego bronią: rozwieszamy na niej szmaty. Niech Putin wie, że tutaj nikt się go nie boi” – wyjaśnia 63-letni mężczyzna, opierając się na dwumetrowym fragmencie pocisku, wkopanym w ziemię na środku obejścia.

Na wpół opuszczona wioska Majdaniwka, w której mieszka, znajduje się w obwodzie kijowskim za Borodzianką, na południe od trasy Warszawa-Kijów. To niecałe 50 kilometrów na zachód od ukraińskiej stolicy. W marcu 2022 r. wieś znalazła się w samym centrum ciężkich walk, toczonych przez atakujące wojska Rosji i broniącą się przed inwazją armię Ukrainy.

„Latało nad nami tyle żelastwa, że nie daj Boże. A my siedzieliśmy w domu. Mieszkam z mamą, 84 lata, po wylewie nie chodzi, nie mogłem jej porzucić. A ludzie pouciekali. Zostało wtedy ze 30 osób, a mieszkało tu przed wojną jakieś 700” – relacjonuje, poprawiając pranie na sznurze rozciągniętym między korpusem rakiety a stuletnią gruszą, uginającą się pod ciężarem niedojrzałych jeszcze owoców.

Kiedy po walkach nastała cisza, gdy – jak mówi Mykoła – „skończył się ten koszmar”, trzeba było wrócić do zwykłego życia. Z emerytury, jego własnej i jego matki, równowartość niecałych 300 euro, nie starcza na wszystko. Mieszkańcy ukraińskich wsi często żyją z tego, co wyhodują we własnym ogródku.

Przekopując przydomowe pole, mężczyzna znalazł fragment rosyjskiej rakiety. „To pocisk z wyrzutni Huragan (ros. Uragan). Przyjeżdżali do mnie saperzy, chcieli ją zabrać, a to przecież tylko korpus, głowicy w nim nie ma. I tak mi ją zostawili” – opowiada, postukując palcem w twardą blachę.

„A znalazłem ją tam, niżej, na łące. Cztery sztuki tutaj przyleciały. Zabrałem najlepszą, bo pomyślałem, że co tam będzie tak leżała. I pranie można powiesić, no i metal drogi, wysokiej jakości. Trochę ją podmalowałem, bo zaczęła rdzewieć” – wyznaje.

W odróżnieniu od sąsiednich wsi Majdaniwkę ominęła rosyjska okupacja. Wrogie wojska zajęły niedaleką Borodziankę i Makarów.

„Widziałem rosyjskie samoloty, jak bombardowały Borodziankę. Wydawało się, że niebo płonie na horyzoncie. W Makarowie, gdzie mam mieszkanie, zabili mojego sąsiada. Straszne, co tam wyprawiali. Gwałcili kobiety. Na drogach leżały ludzkie ciała (...)” – mówi.

63-latek przyznaje, że nigdy by nie przypuścił, że Rosja zaatakuje jego kraj. Nie wierzył w to do ostatniego dnia.

„Moja żona, która zmarła kilka lat temu, była Rosjanką. Służyłem w armii w obwodzie rostowskim, tam ją poznałem. Mam z nią syna i córkę, w połowie Ukraińcy, w połowie Rosjanie. Jeździłem do Rosji w gości. Nigdy bym nie pomyślał, że będzie wojna. Nigdy bym o tym nie pomyślał, dobry człowieku” – wzdycha.

Mykoła wciąż nie rozumie, dlaczego Rosja wysłała do Ukrainy wojska i dlaczego Rosjanie nie buntują się przeciwko wojnie.

„Dlaczego ich ludzie tak łatwo godzą się iść na śmierć? Nasi bronią swojej ziemi, swojego kraju, a oni za co umierają? Nie potrafię tego wyjaśnić. Daj Boże, żeby ta wojna szybciej się skończyła. Nic przecież nie trwa wiecznie” – mówi na pożegnanie.

Jarosław Junko (PAP)