Odszedł ks. prałat Ryszard Grabowski, wieloletni proboszcz parafii w Wydminach

2024-01-10 11:00:00(ost. akt: 2024-01-10 11:32:47)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Odszedł ks. prałat Ryszard Grabowski. Od 2002 do 2019 r. był proboszczem Parafii Chrystusa Zbawiciela w Wydminach. Pomysłodawca i budowniczy domu pomocy społecznej w Wydminach. Od 2019 r. był proboszczem Parafii Trójcy Przenajświętszej w Raczkach. Tam właśnie odbędą się uroczystości pogrzebowe - 11 stycznia o godz. 12.30 Msza Święta pogrzebowa odbędzie się pod przewodnictwem bp. ełckiego Jerzego Mazura.
Ksiądz prałat Ryszard Grabowski pochodził z Giżycka. Ukończył Wyższe Seminarium Duchowne Hosianum w Olsztynie. Sakrament kapłaństwa przyjął 30 maja 1987 roku w katedrze św. Jakuba w Olsztynie.

Po święceniach był wikariuszem parafii św. Anny w Sztumie i Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Olsztynie. W latach 1991-2002 proboszcz parafii św. Józefa Rzemieślnika w Nowej Wsi Ełckiej, gdzie był budowniczym kościoła parafialnego. Od 2002 do 2019 proboszcz parafii Chrystusa Zbawiciela w Wydminach. Pomysłodawca i budowniczy domu pomocy społecznej w Wydminach. Od 2019 do śmierci proboszcz parafii Trójcy Przenajświętszej w Raczkach.

Od lat zmagał się z ciężką chorobą, z którą ostatecznie przegrał. Parafie w Nowej Wsi Ełckiej, Wydminach i Raczkach okryły się żałobą. Ks. Ryszard Grabowski zapamiętany będzie jako pogodny człowiek, dobry kapłan, zatroskany o losy młodzieży, osób samotnych i starszych.

Uroczystości pogrzebowe odbędą się w Raczkach. W czwartek, 11 stycznia, o godz. 12.30 Msza Święta pogrzebowa odbędzie się pod przewodnictwem bp. ełckiego Jerzego Mazura.


Oto wspomnienie o ks. Ryszardzie Grabowskim, jakie napisał Daniel Domoradzki:

O ile ks. Stanisław Nowak był proboszczem mojego dzieciństwa, to ks. Ryszard Grabowski był proboszczem mojego dojrzewania i wieku młodzieńczego.

Pierwsze nasze spotkanie miało miejsce 1 lipca 2002 roku, a więc pierwszego dnia jego posługi w Wydminach. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Było to przed wieczorną Mszą Świętą, którą tego dnia odprawiał. W drzwiach zakrystii pojawiła się bardzo szczupła postać o pociągłej twarzy, z bardzo krótko ściętymi włosami. Najbardziej zapamiętałem jego szczupłą dłoń i palce niczym pianisty. Uśmiechnął się, ubrał szaty liturgiczne i poszliśmy służyć do Mszy. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że przez kolejne 17 lat będziemy się widywać w wydmińskiej świątyni.

Swój pierwszy Wielki Czwartek w Wydminach w 2003 roku poświęcił przypomnieniu dzieł swoich poprzedników, modląc się za nich i dziękując za to, co zrobili, począwszy od ks. Bolesława Winkiela, kończąc na ks. Stanisławie Nowaku.

Pierwszą komunię świętą odprawiał w 2003 roku. Komunię miał wtedy rocznik 1993 – rocznik mojej siostry. Na kazanie przyniósł rekwizyt. Była nim zasuszona róża. Mówił o znaczeniu miłości, w szczególności miłości Jezusa do ludzi.


Ks. Ryszard był człowiekiem, który nie potrafił usiedzieć na miejscu. Obierał cel i działał. Gdy po pierwszej wizycie kolendowej dostrzegł, że problemem parafii jest coraz większa liczba starszych i samotnych osób, które nie chcą opuszczać miejsca, gdzie całe życie żyli – gminy Wydminy, postanowił, że dawny budynek gospodarczy przebuduje w dom pomocy społecznej. Dzieło swe sfinalizował, zdobywając fundusze z przeróżnych źródeł, w tym zagranicznych. Pamiętam, że rozpisywała się na ten temat nawet prasa ogólnopolska. Ten dom to dzisiaj swoisty pomnik pamięci księdza Ryszarda. Będzie on nam zawsze przypominał o jego obecności wśród nas.

Zresztą pozostawił po sobie wiele dzieł. Wiele osób z mojego pokolenia na pewno doskonale pamięta „Piwnicę pod Aniołami”, którą urządził w piwnicy plebanii, a gdzie mogliśmy razem spędzać czas. Wspólne gry w bilard…

Troszczył się też o ministrantów. Dbał o to, abyśmy razem spędzali czas, z reguły poprzez sport – był przecież fanem piłki nożnej. Strasznie ciężko mówić o Nim w czasie przeszłym. Ks. Ryszard to także ojciec parafialnej Caritas, która niosła i do dziś niesie pomoc potrzebującym. Jego dziełem jest generalne odnowienie wnętrza kościoła, odświeżenie prezbiterium, remont organów, remont wieży kościelnej.

Ksiądz Ryszard to także „Sucholaski”. Piszę o Sucholaskach w cudzysłowie, bo wielu z Was wie, o co mi chodzi. Wiele dzieci nie miało, gdzie spędzać wakacji. Dzięki darowiźnie jednego z parafian i zaangażowaniu księdza Ryszarda oraz parafialnej Caritas organizował tzw. biwaki dla dzieci i młodzieży. Wielu moich koleżanek i kolegów doskonale pamięta ten czas. Sam również mam masę pięknych wspomnień z tego miejsca. Łzy same się cisną do oczu.

Sucholaski to zresztą nie tylko biwaki. Ksiądz Ryszard bardzo lubił tą wieś. Dzięki współpracy z kolegą Marianem Michalkiewiczem powstał na jego nieruchomości pomnik św. Pawła, który stał się patronem Sucholasek.

Posługa księdza Ryszarda to także wiele godzin modlitw, nabożeństw, słuchania spowiedzi, głoszonych kazań. To on zapoczątkował wtorkowe nabożeństwa do św. Antoniego Padewskiego. Z jego kazań najlepiej zapamiętałem to, w którym mówił, że z każdej liturgii słowa trzeba wybrać sobie takie jedno zdanie, które będzie nam przyświecać przez dany dzień czy tydzień i je sobie powtarzać.

Często też wspominał o słowach wypowiedzianych przez św. Piotra w Dziejach Apostolskich kiedy to Sanhedryn zakazał Apostołom głoszenia Jezusa Chrystusa – „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Często zresztą powtarzał to zdanie. Mam wrażenie, że gdyby kiedyś został biskupem, to słowa te stałyby się jego biskupim mottem. Kiedyś zresztą zażartowałem, że może przecież zawsze zostać biskupem. Odżegnywał się zawsze od takich myśli, wskazując, że najlepiej się czuje jako wiejski proboszcz. Bóg to marzenie najwyraźniej wysłuchał, bo ks. Ryszard nigdy nie został proboszczem parafii miejskiej.

Czasem, który najbardziej podkreślił człowieczeństwo ks. Ryszarda był rok 2010. Wtedy to ks. kan. Stanisław Kowalski w związku z przejściem na emeryturę został odwołany z funkcji proboszcza parafii Matki Bożej Gietrzwałdzkiej w Zelkach. Po 39 latach obecności w Zelkach stanęło przed nim widmo wyprowadzki do domu księży emerytów w Augustowie. Stało by się tak, gdyby nie miłosierdzie księdza Ryszarda, dzięki któremu ks. Stanisław zamieszkał w wydmińskiej parafii jako rezydent. Parafianie z Zelek często wspominali mi, że są za to bardzo wdzięczni księdzu Ryszardowi, że dzięki niemu ks. Stanisław nie musiał opuszczać gminy Wydminy, którą znał i którą tak ukochał.

W 2015 r., gdy zmarł ksiądz Stanisław. pierwszy raz, po tylu latach, publicznie, a ksiądz Ryszard potrafił trzymać emocje na wodzy i nie pokazywać po sobie co przeżywa, z drżeniem głosu obwieszczał nam śmierć ks. Stanisława. Wiem, że mocno ją przeżył, bo się mocno się z ks. Stanisławem Kowalskim zżył. Zresztą miłość do Ziemi Wydmińskiej połączyła tych dwóch kapłanów już na zawsze. Ks. Ryszard bowiem naprawdę ukochał sobie gminę Wydminy.

Ksiądz Ryszard widział we mnie księdza, uważał, że mam powołanie. W okresie maturalnym odbyliśmy wiele rozmów, w których zachęcał mnie do pójścia do seminarium duchownego. Twierdził, że byłbym świetnym intelektualistą, piszącym książki, który wniósłby ogromny dorobek teologiczny do Kościoła. Uważałem, że przesadza. Być może miał rację… To już pokaże nam Sędzia Sprawiedliwy. Być może coś w tym było, bo gdy opuszczałem Zakon Bernardynów, ówczesny magister postulatu również twierdził, że nie nadaje się na zakonnika, a na kapłana diecezjalnego, który byłby świetnym naukowcem, świetnym teologiem. Ksiądz Ryszard zresztą mocno ucieszył się z mojej decyzji o wstąpieniu do zakonu i równie mocno przeżył jego opuszczenie. Chciał mi pomóc, choć nie do końca wiedział jak. Ta rozmowa jednak pozostanie naszą tajemnicą.


Między nami jednak nie zawsze było różowo, fajnie i sympatycznie. Spieraliśmy się w wielu kwestiach, padały między nami mocne i ostre słowa. Potrafiliśmy jednak w pełni się pojednać, pogodzić i udowodnić, że chrześcijanin to człowiek, któremu nie jest obca modlitwa, a zwłaszcza jej słowa „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Wielu słów do dzisiaj żałuję i dziękuję mu, że mi wybaczył. Ja mu zresztą też wybaczyłem. Cieszę się z tego.


Ostatni raz spotkaliśmy w Raczkach w 2020 roku. Zrobiłem mu niespodziankę. Po twarzy widziałem, że była to miła niespodzianka. Bardzo ucieszył się na mój widok. Ja na jego widok również. To była bardzo fajna i serdeczna rozmowa. Rozmawialiśmy o wielu sprawach, ale najwięcej o Wydminach, o parafii, o ludziach. Chciał wiedzieć, co u nas słychać, jak nam idzie. Czułem, że tęskni. Zostawił w parafii w Wydminach 17 lat swojego życia – jak się okazało najdłuższy tego życia okres.


Wiele razy planowałem go ponownie odwiedzić, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Żałuję, że nie widzieliśmy się tak długo. Do końca miałem nadzieję, że jednak uda nam się zobaczyć w tym roku. Tymczasem okazało się, że w czwartek, 11 stycznia pojadę do Niego do Raczek już po raz ostatni, pożegnać Go, po tak zaledwie krótkim okresie jego probostwa wśród tamtejszych wiernych.


W tych ostatnich dniach dostawałem od Was, a nawet od parafian z Nowej Wsi Ełckiej, wiele słów, świadectw i dobrych wspomnień o księdzu Ryszardzie. To bardzo budujące i świadczące o Nim.
Szczerze powiedziawszy, ksiądz Ryszard gdyby dzisiaj żył, słyszał jak się o Niego martwiliśmy w ostatnich dniach, jak rozmawiamy o nim teraz, szybko ucinałby te zmartwienia i rozmowy mówiąc, żebyśmy zajęli się ważniejszymi sprawami, przejmowali się swoimi bliskimi, dziećmi, rodzicami…
Odpowiedziałbym mu: - Księże Ryszardzie, ale nasza rozmowa o Tobie jest naszą rozmową o Bogu, którego można dostrzec w drugim człowieku. Nasza rozmowa o Tobie jest rozmową o kimś bliskim, bo dla wielu z nas byłeś – nie! jesteś – bliski.

Opłakując śmierć ks. Ryszarda dziękujmy też Bogu za dar Jego życia i każdą wspólną chwilę. Wierzymy bowiem, że kiedyś będziemy się razem z księdzem Ryszardem radować chwałą Zmartwychwstałego Pana.
Daniel Domoradzki, Wydminy