Przychodzimy, odchodzimy... Wspomnienie Ewy Demarczyk

2020-08-30 13:10:23(ost. akt: 2020-08-28 13:46:51)

Autor zdjęcia: Jan Popłoński/domena publiczna

Pamiętam siebie wbitego w fotel, zachwyconego tym, że właśnie obcuję z artystką absolutnie wielką, że to, co słyszę ze sceny, jest niepowtarzalne. I tak mi zostało do dziś. Parafrazując Witolda Gombrowicza: Ewa Demarczyk wielką pieśniarką była. Niestety. Zmarła 14 sierpnia 2020 roku. Pozostało wspomnienie...
Był rok 1992, początek lipca. Właśnie rozpoczynały się XIX Spotkania Zamkowe „Śpiewajmy poezję” w Olsztynie. Jak co roku ściągnęły do miasta tłumy gości i wielu znakomitych artystów, bo było to wielkie święto polskiej kultury — szeroko opisywane, pokazywane i komentowane. Dosłownie.

Redakcja oddelegowała mnie do obsługi tej — wtedy naprawdę niezwykłej (żaden epitet nie będzie tu przesadą) — imprezy, którą twardą ręką prowadziła niezapomniana Jolanta Szydzińska. To są te momenty w życiu dziennikarza, kiedy praca staje się czystą przyjemnością, by nie rzec — nagrodą.

Najjaśniejszym punktem tej edycji Spotkań bez wątpienia miał być koncert Ewy Demarczyk. Mocno zabiegałem o bilet, bo chciałem sprawić niespodziankę i przyjemność bliskiej mi osobie, która dziś jest moją żoną. Szczęśliwie zamiar się powiódł i... spotkaliśmy się przed wejściem do Teatru Jaracza, gdzie odbywał się koncert. Otaczał nas tłum, który „wniósł” nas do środka. Wcześniej jednak...

Liczyłem na łut szczęścia


Dużo słyszałem, to znaczy tyle, ile przeczytałem wtedy w prasie (bo były to czasy, kiedy internet dopiero u nas raczkował), o Ewie Demarczyk jako artystce niedostępnej dziennikarzom. Jedynym miejscem możliwego spotkania była scena i jej koncerty. Mimo to jako młody dziennikarz podjąłem próbę zrobienia z nią wywiadu, do którego solidnie się przygotowałem (inaczej nie odważyłbym się nawet zapukać do pokoju gwiazdy). W teatrze dowiedziałem się, że artystka już jest i przygotowuje się do koncertu. Pamiętam z wtedy swoje zawodowe podniecenie i nadzieję, że może jednak mi się uda.

Pierwsze drzwi udało się sforsować bez kłopotu. Kłopoty pojawiły się przy kolejnych. Jakiś pan czy pani — tego nie pamiętam — kategorycznie powiedział(a), że mnie nie wpuści, ale zaoferował(a), że może zapytać współpracowników pieśniarki o możliwość porozmawiania. Chętnie przystałem na tę propozycję.

Dość szybko pojawił się młody mężczyzna. Jak się okazało — muzyk zespołu artystki. Pamiętam, że spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i z rozbrajającą miną zapytał:
— Czyli pan, dziennikarz, nie słyszał, że Ewa Demarczyk nie udziela wywiadów?
Nieco skonfundowany tym pytaniem z podtekstem (kolejny nieprzygotowany jełop) odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że...
— ...liczyłem na łut szczęścia. Bo i okazja jest niezwykła: muzyczne spotkanie z poezją.
— No, to zapraszam na niezwykły koncert pełen poezji — odpowiedział mój rozmówca i zniknął.

Z zaproszenia oczywiście skorzystałem...


[...]

Czytaj e-wydanie

To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w weekendowym (29/30 sierpnia) wydaniu Gazety Olsztyńskiej

Aby go przeczytać kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ja #2966410 | 188.147.*.* 31 sie 2020 10:06

    To była Dama . Wielka Dama polskiej piosenki. !!! ps to przeciwieństwo- bo dzisiejsze to... beztalencia i celebrytki

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz