To nie była gra fair

2020-07-11 14:00:00(ost. akt: 2020-07-11 14:14:06)
 Skwer przed remizą strażacką w Pluskach od 2018 roku nosi imię Augusta Popławskiego (1879-1941). Na zdjęciu uczestnicy uroczystego odsłonięcia tablicy pamiątkowej.

Skwer przed remizą strażacką w Pluskach od 2018 roku nosi imię Augusta Popławskiego (1879-1941). Na zdjęciu uczestnicy uroczystego odsłonięcia tablicy pamiątkowej.

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

— Na każdym metrze tego plebiscytowego boiska byliśmy faulowani, a sędzia nie reagował. Był ślepy, choć przeciwnik faulował i był niezwykle brutalny. Tak wyglądał plebiscyt w 1920 roku — mówi Rafał Szczepański, prezes Stowarzyszenia "Kocham Pluski", przedsiębiorca i społecznik.
Rafał Szczepański — 11 lipca mija setna rocznica plebiscytu na Warmii, Mazurach i Powiślu. Plebiscyt był przegrany przez Polskę, bo tylko osiem wsi, pięć z Powiśla i trzy z Mazur, znalazło się w granicach państwa polskiego. Można się więc zastanawiać, co tu świętować?
— To jest kwestia znajomości naszej historii. To także kwestia nauki, jaką wyciągniemy na przyszłość. My, czyli Polacy i Niemcy. Dziś na wybory patrzymy w kategoriach współczesnych demokracji. Są pewne standardy i w głowie nam się nie mieści, że może być inaczej. Wiemy, że wybory mają być równe, sprawiedliwe, tajne. Tak jest dziś, choć jeszcze niedawno, za komuny, to wcale nie było standardem. A plebiscyt w 1920 roku to nie były wolne, sprawiedliwe i uczciwe wybory. To był dyktat silniejszego państwa niemieckiego, które stało się beneficjentem terenów zagarniętych Polsce w wyniku rozbiorów, tego aktu terroryzmu państwowego, bo tak można nazwać rozbiory, które doprowadziły do utraty przez Polskę niepodległości. Warmia to była polska ziemia i powinna była wrócić do Polski. Jednak tak się nie stało, bo wskutek politycznych układów, a przede wszystkim niechęci do osłabienia pozycji Niemiec w Europie, ponad naszymi głowami, na mocy Traktatu Wersalskiego został zarządzony plebiscyt. I nie były to uczciwe wybory. Niemcy nie chcieli dopuścić do utraty kolejnego terytorium, bo przecież wybuch powstania wielkopolskiego doprowadził do utraty przez nich niemal całej Wielkopolski, a na Śląsku też było niespokojnie, bo już w 1919 roku wybuchło pierwsze powstanie śląskie.

— Jak wyglądał plebiscyt na Warmii?
— To nie była gra fair play. Na każdym metrze tego plebiscytowego boiska byliśmy faulowani, a sędzia nie reagował (nad przebiegiem głosowania "czuwały" komisje międzysojusznicze powołane przez Ligę Narodów, które siedziby miały w Olsztynie i Kwidzynie - red.) Sędzia był ślepy, choć przeciwnik faulował i był niezwykle brutalny. Tak wyglądał plebiscyt. Państwo niemieckie było silniejsze od polskiego i poprzez, chociażby zastraszanie Polaków, zdołało doprowadzić do swojej wygranej. Pamiętajmy, że na Warmii mieszkali Polacy, którzy mówili gwarą warmińską. To byli głównie gospodarze, zwykle prości, niebogaci ludzie, którzy teraz zderzyli się z tą machiną niemiecką, całym aparatem państwa.

Pluski Skwer Popławskiego

— Dlaczego rząd polski nie pomógł im, nie wsparł?
— To był najgorszy moment na plebiscyt, bo trwała wojna z bolszewikami, akurat Sowieci przypuścili ofensywę i wszystkie rezerwy młodego państwa polskiego zostały rzucone na obronę na linii Wisły. Gdyby to się nie udało, to pewnie znowu nie byłoby Polski. To jedna z głównych przyczyn niedostatecznego zaangażowania się państwa polskiego w plebiscyt. Pamiętajmy też, że Niemcy, chcąc przechylić szalę na swoją korzyść, przywieźli tutaj z Niemiec ponad sto tysięcy emigrantów jako urodzonych na tych terenach. Niemcy zmanipulowali też karty wyborcze, bo zamiast "Niemcy" wpisali "Prusy Wschodnie". Szykany, bicie, terror, przekupstwa a do tego jeszcze ogromna niemiecka propaganda, która przedstawiała Polskę jako kraj, który za chwilę, w wyniku sowieckiej nawałnicy, przestanie istnieć.

— Opowiedzenie się za Polską wymagało więc sporej odwagi.
— Ogromnej, zważywszy, że represje wobec Polaków trwały długo jeszcze po plebiscycie. A szykany się wzmogły po dojściu Hitlera do władzy. Wielu mieszkańców musiało stąd uciekać, a po wybuchu II wojny światowej byli więzieni w obozach koncentracyjnych, mordowani.

— Jak chociażby Seweryn Pieniężny, wydawca „Gazety Olsztyńskiej”, czy Robert Gransicki, który przed wojną uczył w szkole polskiej w Pluskach. Ale było jeszcze sporo innych takich ludzi, o których dzisiaj nie pamiętamy.
— Staramy się przywrócić potomnym pamięć o nich, tak jak właśnie o Robercie Gransickim, niezwykłym nauczycielu, który został zamordowany przez Niemców w lesie w Kartuzach tuż po wybuchu II wojny światowej. W ubiegłym roku na istniejącym do dziś w Pluskach budynku dawnej szkoły polskiej odsłoniliśmy pamiątkową tablicę poświęconą Robertowi Gransickiego. Teraz jego imieniem planowaliśmy nazwać boisko w Pluskach. Rada Gminy w Stawigudzie już wyraziła zgodę. Uroczystość miała się odbyć 12 lipca, ale wszystkie te plany pokrzyżowała pandemia. Ale mamy "plan B". Robert Gransicki nie tylko uczył, ale też przywiązywał dużą uwagę do zajęć sportowych. Dlatego chcemy zorganizować, jak już sytuacja epidemiologiczna na to pozwoli, turniej piłkarski dla dzieci i młodzieży o puchar jego imienia. Myślę, że to będzie też dobra lekcja historii, że młodzież biorąc udział w takim turnieju zainteresuje się też kim był człowiek, o którego puchar teraz walczą na boisku. Chcemy, żeby była to impreza coroczna.


Kocham Pluski -Stowarzyszenie Miłośników Południowej Warmii

— Pan i Stowarzyszenie "Kocham Pluski" robicie bardzo dużo, żeby pamięć o Warmiakach, przedwojennych działaczach polskich na Warmii przetrwała. Imieniem jednego z nich, Augusta Popławskiego, nazwaliście skwer w Pluskach, a później razem z Grupą WM doprowadziliście do publikacji książki jego syna zatytułowanej „Ludzie dnia wczorajszego”, w której autor opisuje nie tylko życie swojej rodziny, ale także innych mieszkańców Warmii.
— Bo tych ludzi, ich historie warto pokazywać. To byli Polacy, którzy mieszkali tu z dziada, pradziada. I albo mogli się zgermanizować, albo trwać przy swojej tradycji, wierze, kulturze. Tyle że wtedy narażali się na ostrze Hakaty, która brutalnie zwalczała wszystko, co polskie. Na szczęście mieliśmy wtedy do czynienia na Warmii z boską interwencją — objawieniami Matki Bożej w Gietrzwałdzie. To wydarzenie, uznane przez Kościół katolicki za autentyczne, ogromnie wpłynęło na podniesienie morale Polaków w całym zaborze pruskim, podtrzymało polskość w wielu z nich.

— Ale dramat Warmiaków polegał na tym, że jak ta Polska, o której marzyli, już przyszła po II wojnie światowej, to ich nie rozumiała. Ówczesna władza miała ich za Niemców, co było powodem wielu tragedii, ogromnych cierpień Warmiaków i Mazurów, a czego ostatecznym przejawem był ich masowy exodus.
— Byli traktowani w dużej mierze jako zdrajcy. O samym plebiscycie też było cicho, bo jak komuniści mogli mówić o plebiscycie i jego okolicznościach? Przecież Sowieci nacierali w 1920 roku na Warszawę. Jak mogli mówić o sfałszowanych wyborach? Przecież sami je sfałszowali w 1947 roku. Dlatego przez cały okres peerelu niewiele mówiono o plebiscycie.

— To zapomniana karta naszej historii. Nie wiem, czy jeden na stu, na tysiąc, byłby w stanie podać datę plebiscytu, choć pewnie teraz byłoby z tym łatwiej, bo dziś głośno o plebiscycie za sprawą okrągłej rocznicy.
— Niestety, ale nie ma żadnych książek, opracowań naukowych na temat plebiscytu. Nikt nie zorganizował też konferencji poświęconych tamtym wydarzeniom. Jako Stowarzyszenie "Kocham Pluski" chcemy nadrobić te braki i doprowadzić do powstania publikacji, wydania książki, która będzie analizą tego, co wówczas wydarzyło się na tych ziemiach. Tych zaniedbań jest więcej, bo myślę, że na stulecie plebiscytu powinniśmy też uhonorować kilkadziesiąt rodzin najbardziej zasłużonych działaczy, zaangażowanych w plebiscyt. Ich przodkowie, którzy sto lat temu walczyli tu o polskość powinni zostać pośmiertnie odznaczeni najwyższymi odznaczeniami państwowymi, najlepiej Krzyżami Orderu Odrodzenia Polski, bo na to w pełni zasłużyli. Część z nich została wyróżniona przez II Rzeczpospolitą Krzyżami Niepodległości, my teraz powinniśmy zrobić to co do nas należy. Chodzi o docenienie po latach ich wysiłku i heroizmu. Ludzie ci powinni być bohaterami Polski. Na 11 lipca już z tym nie zdążymy, ale myślę, że w listopadzie, kiedy będziemy świętowali kolejną rocznicę odzyskania niepodległości, nie zapomnimy o działaczach plebiscytowych, którzy Polskę mieli w sercu i o nią tu walczyli.

Andrzej Mielnicki