Władysław Katarzyński, "Mój Olsztyn": W barze „Zgoda” nie zawsze była zgoda

2020-05-24 10:31:00(ost. akt: 2020-05-22 14:01:00)

Autor zdjęcia: Pixabay

Jednym z najpopularniejszych lokali w Olsztynie była „Zgoda”, knajpa na rogu Jagiellońskiej i Żeromskiego. Jako dzieciaki po każdej bójce, bez względu na wynik, podawaliśmy sobie ręce, mówiąc: Zgoda! A zaraz potem trzeba było dodać: Na Jagiellońskiej!
Po południu wracali ze „Zgody” ludzie pracy. Na takich, jeśli nie byli znajomymi, czyhali już w okolicznych bramach starsi chłopcy. Ale najpierw przystępowali do akcji harcownicy, czyli my. Widząc zygzakującego gościa, harcownik wychodził mu naprzeciwko i pytał: Która godzina, zgredzie? Wywoływało to przeważnie reakcję o treści: Spadaj, gówniarzu, bo cię! Na tę odpowiedź wyskakiwali z bramy starsi chłopacy i po krótkiej szamotaninie pozbawiali gościa nie tylko zegarka, ale i również resztek pieniędzy, których nie zdołał przepić.

Jak pamiętam, przed knajpą był wyasfaltowany placyk z kilkoma metalowymi hakami, do których można było przywiązać konia za lejce, bo zaglądali do „Zgody” i wozacy.

My, małolaty, do tej knajpy nie zaglądaliśmy. Kto by zresztą w Olsztynie tam, gdzie serwowano alkohol, nas wpuścił! Teraz obyczaje się zmieniły. Dzisiaj jest rzeczą normalną, że rodzic zabiera dzieci do baru na posiłek, przy okazji pije piwo, a dziecku zamawia słodki napój. Zresztą „Zgoda” była wtedy typową mordownią. Kiedy atmosfera sięgała zenitu, latały w powietrzu nie tylko niecenzuralne słowa, ale i kufle. Te spory (głównie o to, kto ma zapłacić za kolejkę), aż do przybycia milicji, załatwiano z tyłu knajpy, na utwardzonym placu.

Miłośniczką złotego napoju była żona krawca. Zdarzało się, że po wypiciu piwa wychodziła z pustym kuflem, odbijała ucho o kamień obok i zabierała je ze sobą.

W „Zgodzie”, podobnie jak w innych knajpach mogłeś zobaczyć wyszczerbione od noży fajansowe talerze, muchy łażące po suficie, niekiedy szczury. Obowiązywało tu też, podobnie jak w innych lokalach, zamawianie do alkoholu zakąsek, przeważnie słonego śledzika lub spleśniałego serka w kostkach. Za ser klient płacił, ale go nie konsumował. Pozostawał na swoim miejscu pod szkłem, aby służyć jako zakąska następnemu klientowi. Ma się rozumieć, że panie barmanki zatrzymywały pieniądze za serek dla siebie.

W „Zgodzie”, jak zaznaczyłem, bywali ludzie pracy, ale nie tylko. Zaglądali tu również przestępcy, w tym drobni kieszonkowcy, „krojący” konsumentom kieszenie oraz nastawiający ucha tajniacy. Ale wieść głosiła, że jedni i drudzy byli przez załogę „Zgody” niemile widziani i barmanki przed takimi ostrzegały gości. Pod tym względem knajpa miała swoją renomę!

Obok „Zgody” na Zatorzu istniała także ciesząca się podobną popularnością knajpa „Kolejowa” przy ulicy Kolejowej. W obu kufelki piwa z uwagi na gatunek („Warmińskie”), nazywano „warmiaczkami”. Po latach palmę pierwszeństwa, jaką dzierżyła wśród tego typu lokali „Zgoda”, po jej likwidacji przejęła „Stodoła”, jak bywalcy nazywali bar „Słodowa” przy ulicy Jagiellońskiej, obok bloków wojskowych. Na początku Francja elegancja. Kelnerki w gustownych strojach, kilka rodzajów piwa (w tym bardzo ceniony „Okocim”), konsumenci w pakamerach-lożach.

Potem lokal zszedł na psy. Jak w „Zgodzie” zdarzało się, że latały kufle, a nawet stoły, dopóki nie przyszedł nowy właściciel, były piłkarz „Warmii” Marek Bieksza, który zaczął od sprowadzenia i przykręcenia do podłogi ciężkich ław. Miał też zamiar, jak głosiła po latach plotka, zaopatrzyć kufle w łańcuszki, za pomocą których by je przytwierdzano do stołów, ale chyba w tym przypadku dawnym klientom poplątało się to ze scenką z późniejszego filmu Stanisława Barei „Miś”. Bieksza pozbył się też złodziejaszków, w rezultacie tajniacy przestali sami przychodzić.

Po latach, kiedy z uwagi na rosnący czynsz pan Marek był zmuszony zamknąć „Stodołę”, przeniósł jej klimat do nowego lokalu przy tej samej ulicy, o mniejszych parametrach, nazywając go „U Biekszy”, który natychmiast bywalcy przechrzcili na „U Beksy”. Spotkałem jakiś czas temu Marka i zapytałem, czy gdyby miał okazję otworzyć dzisiaj bar, wyłożyłby tam księgę pamiątkową z nazwiskami dawnych konsumentów. Uśmiechnął się i spojrzał w niebo: Tylko nie to! Przychodziłbym do roboty z wyrzutami sumienia!

Miało Zatorze swoją klimatyczną „Zgodę”, „Kolejową”, „Stodołę”, potem bar „Universal”, miały też swoiste azyle dla spragnionych i zbłąkanych inne dzielnice. Na Warszawskiej był na przykład bar „Pod Kogutem” (z racji malunku regionalnego koguta nad progiem), istniało też „Koło” przy Ratuszowej, na Grunwaldzkiej „Pod Koniem” inaczej „Gubałówka”, „Stokrotka” na Partyzantów, „Tramp” za wiaduktem, „Rondo” na Bema i inne, w tym dla młodzieży. Z czasem w niektórych można było usłyszeć dobrą muzykę, obejrzeć wystawę malarstwa czy fotografii, a w każdym zostawić u obsługi kontakt do znajomych. O innych lokalach, o których, ze względu na ich specyfikę, napiszę kiedyś więcej.

A tymczasem wspomnę je z nazwy. Jedne istnieją, jak „Kolorowa” czy też „Staromiejska”, inne przeszły do historii, na przykład „Pod Żaglami”, Samowar”, „Teatralna”, „From”, „Masarnia”, „U Jungsta”, bar w Domu Środowisk Twórczych. Nie wymienię wszystkich, bo miejsca nie starczy. Mógłby o nich najwięcej opowiedzieć olsztyński artysta plastyk Artur Nichthauser, gawędziarz, miłośnik złocistego napoju, bywalec, autor felietonów „Przy kufelku”, publikowanych w „Dzienniku Pojezierza”.

Spotkałem niedawno pana Edka z Jagiellońskiej, piwosza z dużym, jak wiecznie wystające mu języki do butów, stażem, któremu pod względem ilości spożytego browaru inni nie dorastają do pięt. Wędrował sobie po ulicy, spoglądając w chmurki, puszczając zapewne oko do swych dawnych kumpli.

— I jak tam, panie Edku, po przymusowej abstynencji, wraca pan? — zagadnąłem.
— Nie! — odrzekł. — Przyzwyczaiłem się odtąd pić browarek w domu. Nie zamierzam przesiadywać w lokalu w maseczce z otworem na rurkę!
—Przecież w barze ani w restauracji nie są obowiązkowe? — zdziwiłem się.
— Co pan tam wiesz! — burknął. — Nie wierzę ministrowi zdrowia! Najpierw mi pozwoli za dużo, a potem cap i na odwyk!

Władysław Katarzyński



Czytaj e-wydanie


Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


W weekendowym (23-24 maja) wydaniu m.in.


Staram się żyć po swojemu
Ewelina Jay ze Szczytna to kobieta, która ma wiele pasji. Spełnia swoje marzenia i realizuje wyznaczone cele. Wie, że nie zawsze jest łatwo ale nigdy się nie poddaje. — Życie z pasją staje się pełniejsze i szczęśliwsze, a więc ja wciąż poszukuję działań, które dadzą mi energię — mówi.

Maciej Musiałowski gra Tomka w filmie „Sala samobójców. Hejter”
Jestem człowiekiem, którego nie ominął hejt
– Byliśmy przerażeni widząc, jak nasz film wyprzedził prawdziwą tragedię – mówi Maciej Stuhr, odtwórca roli polityka Pawła Rudnickiego w filmie „Sala samobójców. Hejter”. Z aktorem rozmawia Joanna Sławińska.

Barbara KułdoBędę to robiła, dopóki starczy sił!
Jak to jest ratować bezdomne zwierzęta w czasie pandemii? Interweniować, kiedy dzieje się im krzywda w domach? Wie to doskonale Barbara Kułdo, inspektor Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i wielka miłośniczka braci mniejszych, walcząca o ich dobro od 17 lat. — Oczywiście, że interweniować! Pandemia mnie nie odstrasza — odpowiada.

Komentarze (24) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Zatorzanin #2956783 | 213.76.*.* 6 sie 2020 09:53

    Panie Władku. Wychowałem się na Kolejowej. Knajpa na tej ulicy nazywała się "Bar Zatorze". Sąsiadki nazywały ją kolejarską kaplicą. Przesiadywali w niej kolejarze, łatwo było ich poznać bo wszyscy zatrudnieni na kolei chodzili wtedy w mundurach. Ile kolejarskich czapek zgubiło swoich właścicieli na tej ulicy. A ulica nie pomagała wychodzącym z baru. Jej pochyłość "kierowała" delikwentów w dół w stronę ul. Okrzei . Kierunek w stronę mostu to były Himalaje.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. zatorzak #2955627 | 85.191.*.* 3 sie 2020 05:23

    zadna Zgoda tylko Uniwerek

    odpowiedz na ten komentarz

  3. ~~Zgred #2955534 | 31.0.*.* 2 sie 2020 15:06

    Władek.Jak chcesz wiedzieć jak było w Słodowej w latach 70 zajrzyj do Zbyszka Masuty na Malewskiej Pod Żaglem,pogadaj kiedy były stoły,krzesła z litego drewna.Jak pamiętam początek piwiarni 1973 do jej zamknięcia to brednie opisujesz.Maniek "fiolet" mieszka na przeciwko Biedronki z Nim też pogadaj.Miałeś monopolowy pod nosem Jagiellońska 33,Ty mieszkałeś pod 31.Tuż obok cukierniczy też z okowitą czy obecna Niezapominajka to wszystko było przy wspomnianym numerze 33.O biblotece nie piszę bo Ciebie tam nie widziałem.

    odpowiedz na ten komentarz

  4. Nick #2925427 | 37.201.*.* 25 maj 2020 23:04

    A " Pod Kogutem " ( Warszawska, Smetka) chyba nikt nie wspomnial.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  5. rocznik 1963 #2925157 | 195.136.*.* 25 maj 2020 09:54

    Oprócz Zgody była podobna knajpa na Aleji Wojska przy tunelu. Jaka była jej nazwa? Zalewala ja woda regularnie, jak zreszta ten nasz tunel. Byłam małą dziewczynką i pamiętam jak wyrzucano z tych dwóch knajp co jakis czas pijanych klientów na bruk. Pamiętam własnie to - lot tych facetów, ktorzy lądowali na chodniku przed wejściem. A ja stalam po drugiej stronie ulicy bardzo przestraszona. Chyba nie płacili?

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (24)