Magdalena Maria Bukowiecka: Dostrzegamy to, czego wcześniej nie docenialiśmy [FELIETON]

2020-05-09 18:11:34(ost. akt: 2020-05-08 14:49:11)
...ja sama nauczyłam się tęsknić choćby za spacerem wokół i w salach olsztyńskiego zamku...

...ja sama nauczyłam się tęsknić choćby za spacerem wokół i w salach olsztyńskiego zamku...

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Jak pisał w XVII w. Andrzej Maksymilian Fredro, „nie masz nic tak złego, żeby się na dobre nie przydało. Bywa z węża dryjakiew, złe często dobremu okazyją daje”. Nie pierwszy i coś mi mówi, że także nie ostatni swój artykuł rozpoczynam od tego motta.
No bo choćby teraz. Jak się tak nad tą kwarantanną rzetelniej zastanowić, kiedy się jej tak obiektywnie i bez uprzedzeń przyjrzeć, to nie jest ona taka Siostra Samo Zło. Przeciwnie — ja przynajmniej dostrzegam w niej wiele pozytywnych stron, przy czym robię to nawet bez większych wysiłków i karkołomnych starań. Pytacie o konkrety? Proszę bardzo!

Korzyści
Są liczne i bardzo wymierne. Raptem wszyscy zaczęli dbać o czystość i higienę rąk. Te poręcze przy schodkach prowadzących na mój dziedziniec, co to się całymi latami doprosić nie mogłam, żeby je ładnie odmalować i co jakiś czas przetrzeć — od kilku tygodni lśnią olejną farbą niczym lustro i prawie przeglądać się w nich można. Sprzątanie klatek też odbywa się dwa razy w tygodniu, a nie tak jak dotychczas — raz.

W olsztyńskich sklepach mniejsze kolejki i jakby większy porządek. Jakiś taki generalny spokój między tymi regałami zapanował. Można jeździć tym wózkiem wszędzie, oglądać i się zastanawiać: kupić czy odstawić, bez tego nieznośnego chwilami chaosu, pośpiechu i oddechu innych klientów na plecach. Do tego znów ta dbałość o higienę rąk: pleksiglasowe ścianki, terminale kart kredytowych wypolerowane na błysk i oplecione folią ochronną. A to, że w jednym większym markecie pan z takim zapałem polerował posadzki, że aż mi tą machiną czyszczącą po nogach przejechał, jest tylko wymownym potwierdzeniem tych moich spostrzeżeń. Nie ma co mówić, wirus z pewnością przypomniał nam, jak ważne jest mycie rąk, a co poniektórych to może nawet nauczył?

Ja sama zrezygnowałam za to z windy. A diabli wiedzą tego wirusa — może on tą windą jeździ w te i wewte i tylko czyha na ofiary? Nie ze mną te numery — na to swoje drugie piętro wejdę bez walki o życie na ostatnich stopniach! I skutek jest taki, że o ile na samym początku sapałam już pomiędzy parterem a pierwszym piętrem, dziś ledwie głębszy oddech potrzebny mi pod sam koniec, na tych ostatnich stopniach przed drugim. A ponieważ w zdrowym ciele zdrowy duch i zdrowych się ten Covid nie ima, jak dla mnie zatem czysty i niemierzalny zysk.

Radości
Generalnie na tym wirusie mocno na plus wychodzi chyba przyroda. Trawniki, mimo suszy, jednak zielone, bałaganu na nich jakby mniej, a i ze śmietników wysypuje się mniej szpargałów. Owszem, panoszą się w Olsztynie dziki i ponoć wytłumaczenie jest takie, że ludzie je przyzwyczaili do resztek jedzenia zdobywanych bez wielkich wysiłków w pierwszym lepszym kuble lub wnęce śmietnikowej, ale ja twierdzę, że one zwyczajnie trochę za nami tęsknią. A po drugie — wreszcie poczuły się na tej Ziemi jak u siebie. Bez przemykania ukradkiem i strachu o śmierć od kuli, jak na wojnie. A i czysta woda, zamiast zwyczajowej brei w kanałach Wenecji, też jakoś przyjaźniej mnie do tego miasta usposabia.

Cieszy mnie też, że ludzie sobie pomagają. Że na zasadzie zrywu narodowego szyjemy maseczki, że niektórzy zadbali, żebym znalazła taką maseczkę wielokrotnego użytku we własnej skrzynce na listy. I że wszystkie olsztyńskie szpitale chwalą się w mediach społecznościowych i setkami maseczek, i specjalnie dla nich zakupionymi płynami, rękawiczkami, przyłbicami. Że te ostatnie studenci UWM drukują na drukarkach 3D i natychmiast oddają w dobre ręce naszych lekarzy. Że mimo usilnych starań Covid tak generalnie nie uśmiercił w nas poczucia wspólnoty, empatii wobec innych ludzi i troski o drugiego człowieka. Że codziennością stała się para obrazów: z lewej strony jest banknot 10-złotowy i prośba o zakup mleka, a na tym z prawej trzy flaszki mleka i kilka monet w charakterze reszty z tej dychy!

No dobrze. Będzie i łyżka dziegciu. Albo nawet dwie...

Smutki
Pierwszy smutek jest taki, że przyszła wiosna, a z nią zakwitły w moich koszarach wszystkie mniszki lekarskie, potocznie i błędnie zwane mleczami. Każdego roku uwielbiałam w nich brodzić, zrywać je całymi naręczami i pleść jakieś wiechcie. Dziś nie ma szans na takie uciechy, a jeśli są — to bez towarzystwa, więc kompletnie nie mają sensu.

Drugi, znacznie większy jest taki, że zaraza niczym niewidzialny wróg obudziła w niektórych przedstawicielach gatunku homo sapiens te najdziksze i najlepiej skrywane atawizmy. Że tu zaczęło się znakowanie kubłów śmieciowych przynależnych do rodzin w kwarantannie, tam ktoś ogrodził dom człowieka z podejrzeniem, a gdzieś w sklepie nie obsłużono kobiety, bo pracuje jako pielęgniarka. Smutne to jest wszystko i przygnębiające, ale szczęśliwie cały czas pytam znajomych olsztyńskich lekarzy, czy i oni mają takie problemy, Twierdzą, że nie i że mogę być spokojna...

Tęsknoty
Na przybywające mi w zastraszającym tempie wokół bioder nadprogramowe i liczne kilogramy jakoś — szczęśliwie — narzekać nie muszę, ale to, że wściekły się moje regularne zajęcia w osiedlowym klubie fitness, to już jest dla mnie ból. Zwłaszcza że dwa razy w tygodniu gubiłam na nich nie tylko kalorie, ale i wszelkie troski, bo to jest najlepsza grupa wsparcia psychiczno-moralnego w mieście. I za tymi zajęciami, i za współtowarzyszkami, a przede wszystkim za panią trenerką tęsknię rozdzierająco!

Nigdy nie sądziłam, że to otwartym tekstem powiem, a już z pewnością nie byłam skłonna umieszczać tej informacji w druku, ale przeraźliwie i nieznośnie tęsknię za swoją kochaną redakcją, biurkiem, oknem na korony topoli wychodzącym oraz… za kolegami zza biurka! Cud boski, że są wvideokomunikatory i co jakiś czas można te nasze facjaty poszczerzyć w drugą stronę, a w zamian uzyskać podobne grymasy! Tęsknię za naszymi utarczkami słownymi i celnymi ripostami, za humorem sytuacyjnym i taką zwyczajną krzątaniną. Że ktoś wejdzie, coś powie, zdenerwuje albo i nie, ale coś się dzieje. A tak zostaje telefon i komunikator, z których korzystamy do imentu.

Kina, teatru mi brakuje. Wyjazdu do muzeum w Krakowie, do księgarni w Gdańsku, do opery w Poznaniu. Spotkania w gronie przyjaciół w jakiejś miłej restauracji. Tym bardziej że krótko przed kwarantanną odkryłam ponoć świetne miejsce, gdzie serwują smaczne dania bezglutenowe. I kiedy już się szykowałam na organoleptyczne próby, przyszedł Covid i przekreślił te moje plany jedną grubą krechą!

Poza tym Olsztyn Olsztynem, ale co jakiś czas lubię się oddalić na sam koniec Europy, na inną półkulę zgoła, żeby pooddychać innym powietrzem, innym gwarem, innymi zapachami. A czasem choćby po to, by móc z radością do Olsztyna wrócić. A tu nie ma. Wszystkie samoloty uziemione, a gdyby nawet latały — strach. Zwyczajny strach, że razem z opalenizną i muszelkami z morza w charakterze wątpliwej jakości pamiątki z wakacji przywiozę także Covida. Z wakacjami zatem w tym roku trzeba się pożegnać i mieć nadzieję, że choć w przyszłym roku będzie można polecieć w inne klimaty i krajobrazy, by wrócić z nich wypoczętą, z podładowanymi na cały rok bateriami — do kochanego Olsztyna właśnie!

Ale główny i największy plus tek kwarantanny jest taki, że nauczyła nas ona dostrzegać i — co jeszcze cenniejsze — doceniać te wszystkie małe gesty, sprawy i rzeczy, które jeszcze dwa miesiące temu braliśmy za pewnik i w ogóle ich nie umieliśmy dostrzec. Że ja sama nauczyłam się tęsknić choćby za spacerem wokół i w salach olsztyńskiego zamku...

Magdalena Maria Bukowiecka


Czytaj e-wydanie


Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


W weekendowym (09-10 maja) wydaniu m.in.

Trudniej jest się lubić, niż kochać
Dla wielu małżeństw okres izolacji związanej z epidemią to często czas nieporozumień i konfliktów. Czy efektem tych sytuacji będzie wzrost liczby rozwodów? Czy może warto zajrzeć w głąb siebie i sprawdzić, czy problem nie tkwi jednak w nas samych?

Nagrali hymn pandemii
Muzycy z Warmii i Mazur dołączyli do spektakularnego projektu Adama Sztaby. Dzięki połączonym siłom ponad 700 osób wybrzmiał utwór „Co mi Panie dasz”. I okazało się, że właśnie tekst tego utworu wyśpiewany przez polskie gwiazdy, był dla wielu tymi słowami, które „ukołysały duszę”, a kto wie, może i przyszłość? Przynajmniej tę najbliższą...

Dlaczego lubimy złe wiadomości?
W Japonii zakwitły drzewa wiśniowe. Pewien filantrop otworzył kolejną fundację dobroczynną. W Olsztynie otwarto nową szkołę… Kogo to interesuje? Śpieszę z odpowiedzą — nikogo. Co innego, gdy gdzieś wybucha pożar, dochodzi do wypadku drogowego czy jest jakiś skandal.

Bez angielskiego zwiedził 45 krajów
Na co dzień zajmuje się innowacjami w rolnictwie, a wolnych chwilach jeździ w nieznane. Miłość do podróży zaszczepiła w nim babcia. Sebastian Waśkowicz przed wyjazdem nastawia się, że będzie "ciężko", bowiem woli pozytywne zaskoczenie od rozczarowań.


Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. iwona #2918399 | 46.77.*.* 9 maj 2020 21:21

    a ja często wspominam Ciebie Madziu...chętnie bym z Tobą pogadała, jak kiedyś gdy pracowałyśmy na Knosały. Pozdrawiam :)

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz

  2. Serek #2918354 | 188.147.*.* 9 maj 2020 18:51

    Mialem z panią angielski.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz