Bartek Świątecki: Olsztyn żyje na murach i to mnie cieszy [ROZMOWA]

2020-05-09 20:14:23(ost. akt: 2020-05-08 14:48:40)
Bartek Świątecki w pracowni

Bartek Świątecki w pracowni

Autor zdjęcia: arch prywatne

Bartek Świątecki, artysta malarz z Olsztyna. Zaczynał od graffiti. Dziś jego prace to wielkowymiarowe i wielobarwne kompozycje mające charakterystyczny kształt geometryczny. Murale i malarstwo na płótnie są integralną częścią jego twórczości.
Styl, który prezentuje artysta, znają niemal wszyscy, którzy interesują się sztuką. Naszą rozmowę zaczęliśmy od pewnej pracy, która pojawiła się już jakiś czas temu na budynku przy ul. Wawrzyczka 1 w Olsztynie. Mija dokładnie rok od jej ukończenia. Ja zauważyłam ją dopiero kilka dni temu. To było dla mnie zupełnie nowe znalezisko.

— Twoja twórczość nie mieści się w podstawowych ramach. Niektóre obrazy wychodzą z ram. Część kompozycji jest na płótnie, a część na ścianie na której wisi obraz. Malujesz też wielkoformatowe murale. Jesteś malarzem, graficiarzem, streetartowcem?
— Jestem malarzem. Pojęcie Street Art nie do końca oddaje to, czym się zajmuję i trochę zaczyna być dla mnie uciążliwe. To pojęcie odnosi się konkretnie do sztuki związanej z ulicą, a ja większość swoich prac wykonuję w pracowni lub projektuję w komputerze. Nie ma tak naprawdę tego Street Artu za dużo, poza oczywiście tymi muralami czy innymi działaniami w przestrzeni publicznej.

Natomiast na pewno murale czy instalacje są integralną całością mojego malarstwa sztalugowego. Murale to tak naprawdę przeskalowane bardzo duże obrazy. Jedno i drugie się napędza i wzajemnie przenika. Bardzo dużo elementów przerzucam ze ścian w obrazy i odwrotnie. Wykorzystuję sposób malowania oraz technikę użycia pędzli czy laserunków które ćwiczę w pracowni podczas malowania ścian. Więc ten Street Art gdzieś się pojawia ale nie do końca jest odzwierciedleniem mojej twórczości jako całość. Mam kumpli, którzy malują graffiti, kleją plakaty na mieście, robią szablony i to oni — tak myślę — są bliżej Street Artu.

Obrazy Bartka Świąteckiego - galeria w San Francisco
Obrazy Bartka Świąteckiego — galeria w San Francisco
Fot. archiwum prywatne

— Co było pierwsze: graffiti czy malarstwo sztalugowe?
— To chyba ruszyło jednocześnie. Natomiast na samym początku to było absolutnie rozdzielne. Ściany zacząłem malować gdzieś tak w 8 klasie szkoły podstawowej. Potem w liceum plastycznym zacząłem malować obrazy. Jedno i drugie dawało mi bardzo dużo przyjemności i spełnienia. To były początki graffiti i hip hopu w Olsztynie. Wtedy nikt nie myślał o tym, że można malować bardzo duże ściany, nie było wielkoformatowych murali, oprócz tych komercyjnych, które znamy z lat 80. i 90.

Nikt z nas nie przypuszczał, że można malować na tak dużą skalę. Więc przez długi okres, to były dla mnie dwie oddzielne dziedziny sztuki. Były obrazy Bartka Świąteckiego i graffiti Penera. Dopiero na studiach to wszystko zaczęło się miksować. Uznałem, że to, co robię, wcale nie potrzebuje rozgraniczenia. To była integralna część mnie — ulica i pracownia. Jedno i drugie zaczęło się wzajemnie napędzać i odnalazłem w tym jakiś klucz.

Dużo zawdzięczam też moim kumplom z grupy Spectrum, z którymi malowaliśmy ściany w Olsztynie. Tworzyliśmy fantastyczne, mocno improwizowane kompozycje. Tworzyliśmy dużo rzeczy bardzo spontanicznych, które teraz wydają się być oczywiste. W tamtym okresie łączenie farby w sprayu z akrylem było postrzegane przez wielu jako niegrafficiarskie. Teraz to wywołuje duży uśmiech na ustach. Po zakończeniu studiów jedna i druga dziedzina połączyły się w integralną całość. To nadal jest proces, który trwa i cały czas się buduje. Teraz nie jestem w stanie tego rozdzielić.

Bartek Świątecki
Cherry Shadow (200-140cm), akryl na płótnie
Fot. archiwum prywatne

— Jako graficiarz zaczynałeś od napisu, od litery. Teraz twoje prace to abstrakcje, niejednokrotnie wychodzące poza ramy obrazu, choćby jak te z wystawy w San Francisco. Kiedy zaczął się ten etap abstrakcji i otwartych kompozycji?
— W okolicach 2000 roku jako grupa Spectrum zaczęliśmy powoli odchodzić od formy klasycznej litery — tych wszystkich strzałek i bajerów. W pewnym momencie graffiti zaczęło nas bardzo męczyć. Sama energia, która towarzyszyła samemu tworzeniu, była bardzo stymulująca, bo malowało się wspólnie z niesamowicie zdolnymi ludźmi i czerpało się garściami ze wspólnej pracy. Natomiast samo tworzenie ciągle tych samych liter stało się zbyt schematyczne, toporne, mało inspirujące. Festiwale, na które jeździliśmy zwyczajnie zaczęły nas nudzić.

Zaczęliśmy szukać nowych rozwiązań. Zafiksowaliśmy się na grafice komputerowej. Możliwością przenikania warstw, robienia kolaży czy form wycinanek z naszych prac. Pomyślałem sobie wtedy, że fajnie byłoby malować samą esencję graffiti. Wyrzucić konstrukcję liter i zacząć malować sam styl. Tak by ściana czy obraz były rozpoznawalne, ale abstrakcyjne. Żeby wyciągnąć t,o co najlepsze z graffiti i zmienić to na coś swojego, indywidualnego. Przez wiele miesięcy zastanawiałem się nad tym tematem. Jak to zrobić, jak to w ogóle określić, w którą stronę iść.

W zasadzie to, co robię w tej chwili, jest pewnie jakimś wynikiem tamtych decyzji i tamtych ścian. Kiedyś to litera ograniczała pole manewru. Zamykała ten styl w swoich własnych ramach, teraz ich nie ma, dzięki czemu kształt, dynamika, kolor rozlewają się na całe płótno czy ścianę i trochę żyją własnym życiem.

Mural na ul. Wawrzyczka 1 w Olsztynie/ Bartek Świątecki
Mural na budynku przy ul. Wawrzyczka 1 w Olsztynie
Fot. Andrzej Sprzączak

— Obserwując olsztyńską scenę graffiti, dostrzegasz jakieś nowe talenty?
— Dzieje się i dobrze, że się dzieje. Ja byłem drugą falą graffiti w Olsztynie w 1996 roku. Teraz jest kolejne pokolenie, które rośnie i rozwija się w tej dziedzinie. To wszystko jest ciekawe i ciągle inspirujące. Graffiti jest dynamicznym zjawiskiem, ciągle coś się zmienia i ciągnie cię w różne kierunki. Myślę, że to jest ok. Jeżeli zaczyna cię to zamykać w pewnych ramach, to trochę zniewala i nudzi. Widzę, że Olsztyn żyje na murach i to mnie cieszy.

— Co wolisz, pędzel czy farbę w sprayu?
— Pędzel. Nienawidzę farby w sprayu. Po tylu latach malowania, jak czuję ten zapach, to mnie mdli. Owszem używam sprayów w pracy nad obrazami, tworząc ostateczny finisz, ale to są jakieś małe detale. Najczęściej używam farb bezzapachowych. Ostatnio oddałem kartony wypełnione po brzegi starymi farbami w sprayu, typowych marek grafficiarskich. Nie byłem w stanie ich już używać.

— Najbliższe artystyczne plany?
— Przepadło kilka bardzo dużych projektów zagranicznych i wystaw do których przygotowywałem się przez wiele miesięcy. Towarzyszy temu oczywiście jakiś żal czy obawa, co wydarzy się dalej. Dziwny jest trochę taki stan zawieszenia, który trochę paraliżuje podejmowanie jakichkolwiek decyzji. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz w Olsztynie. Może uda się stworzyć jakiś fantastyczny projekt. Czas pokaże.

Karolina Rogóz-Namiotko


Czytaj e-wydanie


Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


W weekendowym (09-10 maja) wydaniu m.in.

Trudniej jest się lubić, niż kochać
Dla wielu małżeństw okres izolacji związanej z epidemią to często czas nieporozumień i konfliktów. Czy efektem tych sytuacji będzie wzrost liczby rozwodów? Czy może warto zajrzeć w głąb siebie i sprawdzić, czy problem nie tkwi jednak w nas samych?

Nagrali hymn pandemii
Muzycy z Warmii i Mazur dołączyli do spektakularnego projektu Adama Sztaby. Dzięki połączonym siłom ponad 700 osób wybrzmiał utwór „Co mi Panie dasz”. I okazało się, że właśnie tekst tego utworu wyśpiewany przez polskie gwiazdy, był dla wielu tymi słowami, które „ukołysały duszę”, a kto wie, może i przyszłość? Przynajmniej tę najbliższą...

Dlaczego lubimy złe wiadomości?
W Japonii zakwitły drzewa wiśniowe. Pewien filantrop otworzył kolejną fundację dobroczynną. W Olsztynie otwarto nową szkołę… Kogo to interesuje? Śpieszę z odpowiedzą — nikogo. Co innego, gdy gdzieś wybucha pożar, dochodzi do wypadku drogowego czy jest jakiś skandal.

Bez angielskiego zwiedził 45 krajów
Na co dzień zajmuje się innowacjami w rolnictwie, a wolnych chwilach jeździ w nieznane. Miłość do podróży zaszczepiła w nim babcia. Sebastian Waśkowicz przed wyjazdem nastawia się, że będzie "ciężko", bowiem woli pozytywne zaskoczenie od rozczarowań.



Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Zygmunt #2919464 | 80.55.*.* 12 maj 2020 13:22

    Tu se pomaluj!

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Ann #2918588 | 176.221.*.* 10 maj 2020 12:09

    Pomaluj wjazdy betonowe do garażu na flisa na kartach plisss

    odpowiedz na ten komentarz

  3. malarz pokojowy #2918560 | 37.47.*.* 10 maj 2020 11:22

    2ABC - ściany pamiętają...

    odpowiedz na ten komentarz

  4. Let's go #2918444 | 5.173.*.* 9 maj 2020 23:29

    Sekret zawsze był w cieniu Roema

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  5. Ox #2918441 | 5.173.*.* 9 maj 2020 22:42

    Malować ile się da.Byle za zgodą właściciela.Estetycznie.I bez wulgaryzmów.Dobry mural czy graffiti to dzieło :-)!

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (11)