A w sobotnią noc był Luksemburg...

2019-10-26 17:00:00(ost. akt: 2019-10-25 14:46:32)
Radio Stolica stało w naszym mieszkaniu na honorowym miejscu

Radio Stolica stało w naszym mieszkaniu na honorowym miejscu

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

O statusie obywatela PRL świadczyły rzeczy niekoniecznie niezbędne do życia, ale podnosiły jego rangę społeczną w oczach innych. A zdobywało się je zwykle z trudem i kosztem wielu wyrzeczeń. Do takich przedmiotów należały radia i telewizory.
U mojego dziadka, jak mi opowiadał tata, wisiał na ścianie tzw. kołchoźnik, głośnik z regulatorem natężenia dźwięku, który do Polski przywędrował z ZSRR. Stąd nazwa. Kiedy tata dostał latem 1946 roku przydział na mieszkanie w poniemieckiej kamienicy przy ul. Jagiellońskiej, na honorowym miejscu w dużym pokoju stanął dwulampowy radioodbiornik Nora 2. Tata kupił go w Białymstoku, gdzie mieszkał poprzednio, za 2,5 tysiąca złotych (na kolei zarabiał wówczas około 3 tysięcy), a poświadczenie kupna musiały potem w obecności olsztyńskiego notariusza zaświadczyć własnymi podpisami dwie osoby, koledzy z pracy, którzy się do Białegostoku specjalnie w tym celu wybrali. Urzędnik stwierdził na piśmie, że tata kupił radio dla własnego użytku.

Radio służyło ojcu przez kilka ładnych lat, ale kiedy się urodziłem, już go nie było. Stał natomiast w mieszkaniu produkowany w latach 50. radioodbiornik w drewnianej obudowie marki Stolica. Miał trzy zakresy fal: długie, średnie i krótkie. U góry widniała w nim lampka, która podczas odbioru migała przymglonym światełkiem. Za dnia słuchaliśmy muzyki, a wieczorem tata, kręcąc gałkami, wydobywał z trzasków i dźwięków emitowanych przez wiadomych zagłuszaczy audycje Radia Wolna Europa, zmorę komunistycznej władzy. Byłem wtedy uczniem szkoły podstawowej i niewiele mnie obchodziły polityczne treści nadawane przez wspomniane radio. Bardziej audycje muzyczne rozgłośni harcerskiej lub Radia Luksemburg. „A w sobotnią noc był Luksemburg, chata, szkło, jakże chciało się żyć” — wspominał kiedyś Bogdan Olewicz, autor piosenki Perfectu, z której pochodzi fragment tego przeboju.

Było to bodaj pod koniec lat 60., w maju, kiedy przy ulicy Limanowskiego kwitły kasztany a my, chłopaki z Jagiellońskiej, wybieraliśmy się właśnie do domu, aby posłuchać transmisji z zakończenia kolejnego etapu Wyścigu Pokoju. Wtedy dostrzegłem stojącego na środku ulicy młodego człowieka z radioodbiornikiem na tranzystorach Koliber przy uchu. Kolarze przyjechali wcześniej, więc żeby nie tracić czasu, natychmiast otoczyliśmy go wianuszkiem, nie zważając na samochody. Tak poznałem Józka Łobockiego, późniejszą legendę Zatorza i olsztyńskiej piłki nożnej.

Moja rodzina weszła w posiadanie tranzystorka kilka lat później, kiedy tata przywiózł z wycieczki do Włoch (mieliśmy tam rodzinę) japoński radioodbiornik Sanyo. Był elegancki, w brązowej obudowie, odbierał bardzo dobrze. I kiedy rodzice gdzieś wyjeżdżali, paradowałem z nim z dumą po ulicy, wzbudzając podziw koleżanek i zazdrość kolegów. Tych drugich do tego stopnia, że któryś z nich, drobny złodziejaszek, kiedyśmy urządzili balangę w domu podczas nieobecności rodziców, zwędził mi go wraz z bonami PKO.

Zanim w naszym domu pojawił się telewizor, na którym można było obejrzeć między innymi „Skarb” czy też „Ewa chce spać”, najpierw kupiono mi rzutnik Bajka. Było to w następstwie mojego zainteresowania teatrzykiem lalkowym oraz filmami dla dzieci, wyświetlanymi w kinie letnim Zatorze. Po jednym z przedstawień „Czerwonego Kapturka”, kiedy wpuszczono nas, uczniów podstawówki, za kulisy, po przyjściu do domu zaprezentowałem po długiej dłubaninie rodzinie teatr cieni, gdzie figurki były wycięte z tektury i osadzane na patyczkach i podświetlane przez stojącą lampę na tle ekranu z brystolu. Scenariusz opowiastki i wykonanie były mojego autorstwa. Rzutnik „Bajka” i do tego zestaw przeźroczy z popularnymi bajkami, jak „Czerwony Kapturek” czy „Królowa śniegu”, spełnił moje ówczesne marzenia zostania operatorem filmowym.

A teraz o naszym pierwszym telewizorze. Pierwszą w życiu audycję telewizyjną obejrzałem w polskim telewizorze Wisła u cioci na wakacjach we Wrocławiu. Jak dzisiaj pamiętam, postać warszawskiej Syrenki awizującej z rana rozpoczęcie nadawania programu, wiadomości czytane przez prezenterów Jana Suzina i Edytę Wojtczak, bajki dla dzieci, jak „Miś z okienka” czy też z Jackiem i Agatką. Te ostatnie proste technicznie, dwie piłeczki pingpongowe z rysami twarzy.

W naszym bloku telewizor miało wtedy dwóch, trzech lokatorów. Na telewizję umawiano się całymi rodzinami, stąd tak powszechnie w tamtych latach więzi sąsiedzkie, z którymi można porównać dzisiejsze grillowanie na działce. Oglądano nie tylko wiadomości i filmy, ale też z zainteresowaniem prognozy pogody. Te były prezentowane przez Czesława Nowickiego zwanego Wicherkiem, który przy okazji pokazywał okazy dorodnych warzyw z przydomowych ogródków lub działek, jakie uprawiali telewidzowie.

Mieliśmy wówczas ogródek na zapleczu ulicy Jagiellońskiej. Kiedyś wyrosła tam marchew przypominająca postać diabła. Nadałem na poczcie paczkę z tym dziwolągiem i wysłałem na adres telewizji. Mojej marchwi jednak Wicherek nie pokazał, wysyłano mu widać egzemplarze znacznie ciekawsze.

Tak długo męczyliśmy z bratem ojca, aż w połowie lat 60. kupił z niemałym trudem (pierwszeństwo w nabyciu telewizora należało się świetlicom w zakładach pracy albo wiejskim klubem Ruchu) czarno-biały Neptun. Musiał być naturalnie zarejestrowany. To w nim obejrzałem m.in. zwycięską walkę Jerzego Kuleja z Rosjaninem Jewgienijem Frołowem w finale olimpijskiego turnieju w Tokio w 1964 roku. Po latach spotkałem mistrza podczas spływu kajakowego Pisą w Barczewie i mu o tym opowiedziałem. Był wzruszony i po zakończonym spływie skreślił mi w zeszycie kilka sympatycznych zdań.

Szczytem marzeń obywatela PRL były później telewizory kolorowe. My po swój, radzieckiego Rubina (charakteryzowały się tym, że co któryś egzemplarz ni stąd, ni zowąd wybuchał), wybraliśmy się któregoś dnia pociągiem na „ruski” bazar do Białegostoku, na który telewizory przywożono masowo z Grodna. Pociąg był zapchany do granic możliwości. Wracaliśmy z naszym telewizorem w towarzystwie innych jak my szczęśliwców, płacąc dodatkową opłatę za bagaż. Ale wreszcie go mieliśmy i służył nam wiele lat! To na nim obejrzałem mój pierwszy w życiu kolorowy film Walta Disneya. Dzisiaj, kiedy mamy plazmy i kilkadziesiąt programów albo i więcej do wyboru, z sentymentem wspominam film z Bardotką „I Bóg stworzył kobietę”, który oglądałem w telewizorze „Neptun”.

Władysław Katarzyński


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. lol #2811040 | 77.252.*.* 29 paź 2019 08:44

    Świetny Artykuł.. :) uśmiałem się nieźle .. z Tego Rubina :)))

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. wizytatator #2810474 | 109.70.*.* 27 paź 2019 20:12

    No, aż tak żle to w Polsce lat 60 z odbiornikami TV nie było .Za Gomółki było juz w miarę normalnie i odbiornki RTV można było kupić na raty.Normalnie w sklepie.Tudzież (dla bogatszych) można było normalnie na raty kupić np. motory WFM i SHL a ci naprawdę zamożni mogli kupić samochód Syrenę ze spłatą w systemie ratalnym.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Heniek #2810290 | 37.8.*.* 27 paź 2019 11:08

      Podobne radio stoi na półce w Auchanie :-)

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

    2. Emilia #2810269 | 83.9.*.* 27 paź 2019 10:19

      słuchałam radia Luksemburg, zwłaszcza audycje muzyczne np. "Randez-vous o 6,10" prowadziła Barbara Nawratowicz /jeśli dobrze pamiętam/, u nas takiej muzyki wówczas nie puszczano

      Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. Ach jak mi bliskie ... #2810241 | 83.9.*.* 27 paź 2019 08:38

        Kołchoźniki pamiętam , były w naszym domu. Późnij gdy było już radio chyba "Poemat" po kołchoźniku zostały tylko przewody do których podłączyłem stary głośnik. Działało póki nie przyszli panowie z jakiejś inspekcji radiowej i odcięli przewody na słupie. Olimpiadę w Tokio oglądałem na telewizorze "Szmaragd".

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

      Pokaż wszystkie komentarze (11)