Przyjaciel nie dla przedszkolaka?

2019-10-04 20:14:40(ost. akt: 2019-10-04 21:19:48)
Dzieci potrzebują przynależności do grupy i przyjaciela

Dzieci potrzebują przynależności do grupy i przyjaciela

Autor zdjęcia: Pixabay

Równe podejście do wszystkich i uprzejmość nie wykluczają bliskich relacji — mówi prof. Beata Krzywosz-Rynkiewicz.
Rozpoczęcie szkoły przez księżniczkę Charoltte zostało odnotowano przez media na całym świecie. Tuż po tym, jak potencjalna następczyni brytyjskiego tronu (czwarta w kolejce) przekroczyła mury prestiżowej placówki, komentatorzy starali się uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć ludziom, jak wygląda szkolne życie książąt. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że Charlotte i jej starszy brat George korzystają z bogatego programu nauczania. Dzieci mają zajęcia dotyczące sztuki, muzyki, dramatu czy technologii informacyjno-komunikacyjnych. Uczą się też języka francuskiego, a o sprawność dbają w czasie lekcji wychowanie fizycznego i baletu.

O wykształcenie książąt można być zatem spokojnym, ale kontrowersje wywołała informacja o tym, że uczniom Thomas's Battersea School nie wolno mieć przyjaciół. W mediach tłumaczono, że chodzi o to, by nikt nie czuł się wykluczony. Podejrzliwi komentujący uznawali jednak czasem, że może chodzić o protokół dyplomatyczny obowiązujący w rodzinie królewskiej. To nieprawda.

A może niekorzystne jest posiadanie przyjaciela?

— Nie są mi znane żadne psychologiczne badania, które potwierdzają, ze posiadanie przyjaciela jest niepożądane rozwojowo — zauważa dr hab. Beata Krzywosz-Rynkiewicz, prof UWM z Katedry Psychologii Rozwoju i Edukacji WNS. I dodaje: — Obawiam się, że ktoś zinterpretował niewłaściwie strategię działania szkoły w celu zrobienia sensacji.

I rzeczywiście. Wiele wskazuje na to, że o żadnym „zakazie” nie ma mowy, a jeśli się pojawia, to dotyczy on raczej okazywania niechęci, a nie sympatii. Szkoła na swojej stronie internetowej deklaruje bowiem, że najważniejsza zasada w placówce brzmi „Bądź miły”. A taka zasada, zdaniem prof. Krzywosz-Rynkiewicz, nie oznacza rezygnacji z przyjaciół.

— Równe podejście do wszystkich i uprzejmość nie wykluczają bliskich relacji. Dzieci, tak jak dorośli, budują więzi na różnym poziomie głębokości, poprzez relacje powierzchowne, nacechowane uprzejmością, aż do relacji głębszych opartych na podobieństwie gustów, zainteresowań, interpersonalnego zaufania etc. — tłumaczy.

I przypomina, że wraz z wiekiem u dzieci rozwija się potrzeba nawiązywanie przyjaźni: — Od późnego dzieciństwa (ok. 6-7 roku życia) rośnie znaczenie grupy rówieśniczej i chęć przynależności do niej. Od tego okresu tworzą się też coraz bliższe więzi interpersonalne. Dzieci młodsze i starsze potrzebują zarówno przynależności do grupy, jak i kompanów. Jednak głębokość tych relacji wzrasta wraz z wiekiem.

Dla wielu rodziców przedszkolaków problemem są np. imprezy urodzinowe. W niektórych przedszkolach panuje niepisana zasada zapraszania całej grupy. — Uważam, że to dobry pomysł. W przedszkolu Ani taka zasada nie obowiązuje. Przed przyjęciem urodzinowym rodzice zaproszenia lądują na szafkach w szatni. Dzieciom, które widzą brak takiej kartki u siebie, jest zwyczajnie przykro. Wiem, że żalą się później paniom z przedszkola, a one muszą je pocieszać. W tym roku po raz pierwszy będę organizować urodziny mojej córce i nie jestem pewna, jak się zachować — ma dylemat Małgorzata z olsztyńskich Jarot. — Chcę, żeby moja córka była lubiana i żeby ona lubiła innych.

Nie wszyscy jednak tak widzą tę kwestię.

— W grupie mojego syna jest około 20 dzieci. Nie mam warunków, by zaprosić wszystkich do domu, nie jestem też zwolenniczką imprez na salach zabaw. Poza tym mieszkamy z dala od takiego miejsca i konieczność dojazdu na pewno nie spodobałaby się innym rodzicom — tłumaczy Ola, mama sześciolatka. — Kiedy zbliżały się urodziny syna, poprosiłam, żeby powiedział, kogo chce zaprosić. Lista nie była długa. Chciał spędzić ten dzień ze swoimi kuzynkami, dwoma sąsiadami i trzema chłopcami z grupy przedszkolnej. Wybrał tych, z którymi dobrze się czuje.

A jak sprawa wygląda z punktu widzenia psychologa?

— Zapraszanie wszystkich na imprezy urodzinowe, nie musi być związane z pokazywaniem poziomu sympatii. Jest przecież zaproszeniem do wspólnej celebracji święta osobistego. Nie jest to działanie typu „wszystko albo nic”, tzn. albo jesteś moim bardzo dobrym kolegą i zapraszam cię, albo nie jesteś moim bardzo dobrym kolegą i nie zapraszam cię w ogóle — wyjaśnia Beata Krzywosz-Rynkiewicz. — W okresie dzieciństwa (do 12 roku życia), kiedy większe znaczenie ma raczej grupa rówieśnicza i przynależność do niej, niż indywidualne bliskie więzi interpersonalne, zapraszanie grupy szkolnej na urodziny może mieć też znaczenie integrujące, oczyszczające drobne konflikty, stanowiące okazję do kolekcjonowania dobrych doświadczeń.

Niezależnie od tego, jaką strategię wybieramy, warto kierować się jednak empatią wobec dzieci. Kamil Nowak, który prowadzi stronę „Blog Ojciec”, w swoim wpisie o wymownie brzmiącym tytule „Jak nie być dupkiem organizując przedszkolakowi urodziny”, przedstawił kilka zasad, które sprawią, że koledzy z przedszkolnej grupy dziecka nie poczują się dyskryminowani. Apeluje, by zapraszając wybrane osoby, nie robić „(...) z tego wielkiej pompy w przedszkolu, że oto nadjeżdża klaun i przyniósł zaproszenia, cukierki i baloniki, ale tylko dla wybranej kilkuosobowej elity, więc reszta dzieci niech zazdrości (żeby nie było, że wyolbrzymiam: dostawałem maile, że są rodzice, którzy przychodzą osobiście rozdać zaproszenia w trakcie zajęć (!) wybranym (!!) dzieciom)”.

Zdaniem Kamila Nowaka ważne jest, by nie pomijać pojedynczych dzieci. Bloger radzi także, byśmy wątpliwości związane z wyprawianiem imprez rozwiali w czasie przedszkolnego zebrania rodziców. I trzymali się ustalonych zasad.

Jakiś czas temu w jednej z grup facebookowych toczyła się dyskusja o podarkach urodzinowych. Internautka podzieliła się informacją, że wspólnie z córką zdecydowała o tym, że jako prezent dla koleżanki zaniesie należącą do siebie, ale niezniszczoną książkę. Sprawa się wydała, a dziewczynkę spotkało odrzucenie z grupy. Kobieta, która zwierzyła się z tej sytuacji, uznała to za dowód na materializm dzieci, ale opinie innych mam były podzielone. Jedne przyklasnęły autorce wpisu, podkreślając, że to było rozsądne i ekologiczne podejście do kwestii prezentów, inne podkreślały jednak, że oddawanie używanych przedmiotów jest nieeleganckie i to sama matka naraziła córkę na nieprzyjemności.

Być może rację ma więc szkoła, do której chodzą brytyjskie książęta, a która na swojej stronie internetowej deklaruje: „Jesteśmy dumni z naszej historii sukcesów w nauce i stypendiów, kładziemy większy nacisk na zestaw podstawowych wartości, takich jak życzliwość, uprzejmość, pewność siebie, pokora i nauka dawania, a nie brania. Mamy nadzieję, że nasi uczniowie opuszczą szkołę z silnym poczuciem odpowiedzialności społecznej”.

Daria Bruszewska-Przytuła