Ostatni dzwonek, żeby przygotować się na pierwszy dzwonek

2019-08-08 18:00:13(ost. akt: 2019-08-08 21:03:08)

Autor zdjęcia: Archiwum GO

Małe dzieci, mały problem. Duże dzieci… duże wydatki. Zwłaszcza we wrześniu, kiedy rodzice kompletują szkolne wyprawki. Przeciętnie na gospodarstwo domowe wypada 1718 zł, czyli niemal dwa razy więcej niż wydajemy miesięcznie „na głowę”.
To już ostatni dzwonek, żeby przygotować się na pierwszy dzwonek. W sierpniu rodzice decydują się na zakup szkolnej wyprawki. Jak wylicza firma Deloitte, polska rodzina przeznaczy na to średnio ok. 1718 zł. W przypadku rodzin z jednym dzieckiem będzie to ok. 1388 zł, z dwojgiem 1898 zł, a z trojgiem 2742 zł.

To znacznie więcej niż kosztują święta, na które wykładamy z portfela 1170 zł.

To też więcej niż wynosi przeciętny miesięczny dochód na jedną osobę w gospodarstwie domowym. W naszym województwie, jak podaje GUS, to 1466 zł. Przeciętne wydatki natomiast na jedną osobę na Warmii i Mazurach to 981 zł. Okazuje się więc, że nauka sporo nas kosztuje. Pomoc państwa, czyli 300 zł „na dobry start” jest zaledwie kroplą w morzu potrzeb.

— Myślę, że na wyprawkę wydamy tysiąc złotych. I mam wrażenie, że z roku na rok trzeba więcej wyjąć z portfela, bo wszystko drożeje — mówi Tomasz Ciepał, którego spotkaliśmy w Olsztynie, gdzie wypoczywa. — Ale nie tylko początek roku wiąże się z kosztami. Przecież później szkoła też kosztuje. Trzeba na przykład zapłacić za zajęcia dodatkowe. Jeśli ma się jedynaka, nie jest tak źle. Ale gdy ktoś ma więcej dzieci, to koszty mocno idą w górę.

— Na szczęście syn ma wiele rzeczy z poprzedniego roku. Nie wszystko się zużywa, więc to pocieszające. Długopisy, flamastry... To wszystko jeszcze jest dobre. Jedyne, co służyło mu trzy lata, to plecak, który już odmówił posłuszeństwa. I teraz musimy kupić nowy — dodaje Izabela Ciepał, żona pana Tomasza. — Uważam jednak, że w tysiącu na pewno się zmieścimy, a może nawet wydamy mniej. To się okaże, bo zakupy dopiero przed nami. Syn nie za bardzo za nimi przepada, bo gdy idziemy do sklepu po zeszyty, to wiadomo, że kończą się wakacje i zaczyna szkoła. Kiedyś, gdy szedł do pierwszej klasy, tryskał radością. Ale później, wiadomo, zmienił zdanie. Dlatego zakup wyprawki nie jest przyjemny. Nie tylko dla rodziców.

Izabela, Tomasz i Igor Ciepał
Fot. Zbigniew Woźniak
Izabela, Tomasz i Igor Ciepał

Firma doradcza Deloitte policzyła, że dwie trzecie tej sumy pochłoną codzienne ubrania i buty, co pochłonie 292 zł. Na podręczniki i książki wydamy średnio 263 zł. Odzież i obuwie sportowe to koszt 202 zł. Zeszyty, bloki, długopisy i ołówki to wydatek 155 zł. Do tego dorzucimy jeszcze sprzęt elektroniczny — tablet, komputer, kalkulator czy drukarkę. To jednak znacznie rzadsze wydatki.

— Całą wyprawkę kupujemy zawsze w Polsce, bo w Brukseli jest znacznie gorzej — opowiada Piotr Papieski, który pracuje w instytucji unijnej. — Mamy czwartoklasistę, ale musimy też zaopatrzyć pierwszoklasistę, który potrzebuje znacznie więcej. Trzeba kupić bloki, kredki, farby, pastele, bibuły. Dzieci uczą się też francuskiego, gdzie potrzebny jest oddzielny zestaw. Uczą się języka poprzez zabawę i rysowanie. I co ciekawe, nauczyciele życzą sobie, żeby kupić konkretną markę mazaków na przykład. Żeby wszyscy mieli takie same przybory? Żeby nie było lepszych ani gorszych? Być może.

— Właściwie kupujemy dwie wyprawki dla jednego dziecka — tłumaczy Joanna Papieska, żona pana Piotra. — Na szczęście pójdziemy na zakupy w Polsce. Tu jest taniej, ale to nie znaczy, że tanio.

Piotr i Joanna Papiescy z dziećmi: Mikołajem, Aleksym, Laurą i Ignacym
Fot. Zbigniew Woźniak
Piotr i Joanna Papiescy z dziećmi: Mikołajem, Aleksym, Laurą i Ignacym

Ponad połowa z nas (51 proc.) zamierza przeznaczyć na wyprawkę tyle samo pieniędzy, co w ubiegłym roku.

W przypadku ok. 30 proc. będzie to więcej niż przed rokiem. Z tym, że jest to związane z wyższymi cenami. Wcale nie kupimy więcej, tylko więcej zapłacimy. Rosną też potrzeby dzieci. 18 proc. Polaków natomiast zaciśnie pasa i z kieszeni wyłoży mniej. Rodziców, którzy przed pierwszym dzwonkiem będą musieli mocno trzymać się za portfel pocieszyć może tylko to, że wydatki polskich rodzin wciąż są średnio o połowę niższe niż amerykańskich. W Polsce jest to około 300 dolarów. W Stanach — 518. Jedno, co łącza oba kraje, to... moda. Pod koniec wakacji w sklepach pojawiają się przeróżne kolekcje. Wiele z nich zawiera przybory z bajkowymi i filmowymi ulubieńcami dzieci. Są one zazwyczaj droższe niż pozostałe produkty. Nie każdy jednak daje się na to skusić.

— Dzieciak taki zeszyt zgubi, zostawi, pożyczy w szkole i będzie płacz — opowiada Marzena Kowalska z Olsztyna. — Dlatego nie kupuję żadnych przyborów z Elsami i innymi księżniczkami. Żadnych królów lwów! Takie produkty są droższe, a zazwyczaj szybko się nudzą. Nawet jeśli moja Michalinka będzie błagała, żebym jej kupiła zeszyty z brokatem, zagryzę zęby i nie kupię. Szkoła to nie rewia mody.

A gdzie robimy zakupy? Królują księgarnie stacjonarne i dyskonty. W grze cały czas są sieciówki odzieżowe i supermarkety. To właśnie tam chodzimy na łowy. Aby znaleźć odpowiednie artykuły szkolne i ubrania, odwiedzimy średnio cztery sklepy stacjonarne., co zajmie nam ok. 7,4 godziny. Nie stronimy też od zakupów w internecie, na co musimy przeznaczyć ok. 4,4 godziny. W tym czasie odwiedzimy trzy sklepy w sieci.

Największa część domowego budżetu zostanie wydana w hipermarketach (16 proc.), sieciówkach odzieżowych (14 proc.) i dyskontach (11 proc.).

— Wszystko drożeje. Inflacja dotyczy również artykułów szkolnych. Nawet 300 zł, które dostaje każdy uczeń, nie rekompensuje wszystkich wydatków — zauważa prof. Rafał Warżała, ekonomista z UWM. — Dlatego większość rodziców niestety będzie musiała trzymać się za kieszeń i szukać promocji. Ale Polak potrafi szukać najniższych cen. Nie ma innego wyjścia.

ADA ROMANOWSKA

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Babcia alienowanych dzieci #2774144 | 37.30.*.* 8 sie 2019 20:23

    Dla wielu rodziców, najczęściej ojców, nie da się odczuć "pierwszego dzwonka", tak jak nie dało się odczuć wakacji. Bardzo dużo dzieci jest izolowanych od drugiego rodzica (najczęściej przez matkę od ojca), tylko z zemsty na ojcu! Najbardziej cierpią na tym dzieci. Wielu dzieci nie widziało swoich ojców miesiącami, a nawet latami. Dlatego w najbliższych wyborach będę głosowała na tych, którzy dają nadzieję na zmianę prawa rodzinnego w Polsze, na pewno nie na pis.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)