Sztuczny dowód sprzedał realne mieszkanie. Problem z dowodami kolekcjonerskimi

2019-06-22 18:01:36(ost. akt: 2019-06-21 16:48:29)

Autor zdjęcia: Archiwum

Jest umowa spisana u notariusza, jest PESEL, nazwisko i sprzedane mieszkanie. Ale dowód osobisty, którego użyto przy sprzedaży był... kolekcjonerski. Sąd rozstrzygnie spór, ale to kolejna odsłona walki z czymś, na co najwyraźniej nie ma odpowiedzi.
Sprawa pana Andrzeja brzmi jak niesmaczny żart. Ale jest realnym dowodem na to, że mamy problemy na podstawowych gruntach na linii państwo-obywatel. O kolekcjonerskich dowodach osobistych już w „Olsztyńskiej” pisaliśmy. Sklepy, które je sprzedają nazwano „legalną fabryką nielegalnych dokumentów”.

Sprawę Andrzeja Witowicza (imię i nazwisko zmienione na prośbę pokrzywdzonego) opisała „Gazeta Wyborcza”. Siedział w swoim mieszkaniu, gdy ktoś wsunął klucz w drzwi. Otworzył je, zobaczył dwóch mężczyzn i usłyszał, że jeden z nich kupił jego mieszkanie. Na pytanie: od kogo — usłyszał własne nazwisko. Był nawet akt notarialny. Tyle że pan Andrzej wcale mieszkania nie sprzedał. Zrobił to oszust posługujący się fałszywym dowodem. Dowodem, którego nawet nie sprawdzono pod kątem autentyczności. Bo... niby jak?

Mieszkanie pana Andrzeja jest atrakcyjne, położone w Nowym Mieście (jednej z dzielnic Warszawy). Cena za metr to około 12 tys. zł. Jak powiedział „Wyborczej” Tomasz Kotowski (imię zmienione —red.), który kupił mieszkanie od oszusta: „O mieszkaniu dowiedziałem się od znajomego, który prowadzi skup nieruchomości. Zadzwonił do niego mężczyzna. Mówił, że miał umówionego kupca, który się wycofał, a potrzebuje pilnie pieniędzy. To była okazja, trafia mi się takich trochę w ciągu roku”.

Mieszkanie kupił na firmę. Oszust był sprytny, bo prawdziwy właściciel mieszkanie wynajmuje. Mieszka 400 km od Warszawy. Gdy nie wpłynął czynsz od nowego lokatora pojechał sprawdzić co się dzieje. Wizyta skończyła się przykrym doświadczeniem i zawiadomieniem do prokuratury.

Oszust w zasadzie się nie napocił. Posługując się danymi właściciela mieszkania zamówił kolekcjonerski dowód osobisty, podmienił tylko zdjęcie. Można pomyśleć, że przecież każdy pozna fałszywkę. Ale skoro na stronach, które prowadzą sprzedaż znajdziemy zapis: „hologram, nadruk UV, mikrodruk oraz farba OVI jak w oryginale. Idealne odwzorowanie kolorów i kontrastów na dokumentach”, to w zasadzie nie ma się co dziwić, że nikt się nie zorientował. Część sklepów zaznacza jednak, że dowód kolekcjonerski nie może być używany, jako prawdziwy dokument w swoim regulaminie.

Mimo to wystarczy niecałe 800 zł i mamy dowód osobisty, prawo jazdy, a nawet... kartę stałego pobytu. Dowolne zdjęcie, dowolne dane.

Oszust otworzył też konto na nazwisko właściciela mieszkania, który — w celu złapania złodzieja — zaczął współpracować z oszukanym kupującym. W banku panowie poprosili o zabezpieczenie monitoringu. Okazało się, że oszust co prawda został zarejestrowany... ale miał kaptur i pochyloną głowę, więc nie da się go rozpoznać.

Pieniądze ze sprzedaży mieszkania — 250 tys. zł po prostu wyparowały. Oszust wypłacił je w kilka dni. Nie ma śladu ani po pieniądzach, ani po nim. Na szczęście dla pana Andrzeja nie zaciągnął innych kredytów.

Czy notariusz mógł sprawdzić autentyczność dowodu oszusta? Nie. I tutaj leży problem, bo w zasadzie łatwe do sprawdzenia są tylko e-dowody, które dopiero wchodzą do powszechnego obiegu. A do sprawdzenia ich autentyczności potrzebny jest czytnik kart bezstykowych — a nie wszyscy go mają.

Poza tym oszust był dobrze przygotowany, przyniósł nawet odpis aktu kupna mieszkania sprzed kilku lat i potrzebne zaświadczenia, które zresztą pobrał prawdziwy właściciel mieszkania — na potrzeby lokatora. Odpis aktu kupna mieszkania? Też na fałszywy dowód.

W końcu współpraca między pokrzywdzonymi w tej sprawie mężczyznami się sypie. Jest wymiana zamków, bo ten, który kupił mieszkanie nie chce oddać kluczy. Pojawia się firma ochroniarska, później policja, która stwierdza, że właścicielem jest firma, skoro jest akt notarialny (ważny do czasu stwierdzenia nieważności przez sąd). Pojawia się też pytanie — dlaczego policja podjęła decyzję o tym, kto jest właścicielem na własną rękę? Jest skarga na policjantów, są nerwy.

A sprawa prędko się nie rozwiąże.
To jednak nie pierwszy tego typu przypadek. Na przestrzeni ostatnich kilku lat dochodziło do podobnych sprzedaży. Udawało się też czasami powstrzymać oszusta przed podpisaniem aktu notarialnego.

Portal „bankier.pl” opisywał historię, w której właścicielka firmy zajmującej się obrotem nieruchomościami została oszukana w taki sam sposób. Zadzwonił sprzedający. Cena i lokalizacja były atrakcyjne, doszło do szybkiej sprzedaży.

Później okazało się, że w wystawionym na sprzedaż przez firmę mieszkaniu ktoś jest. Był to prawdziwy właściciel, który w swoim dowodzie miał wpisane te same dane, co sprzedający. Ten sam schemat. Wynajem mieszkania, dokumenty z urzędu, podrobione zaświadczenia. I brak śladu po oszuście.

Sprawa trafiła do prokuratury, gdzie okazało się, że umowa najmu z właścicielem mieszkania też została podpisana na dowód kolekcjonerski z danymi innej osoby, która rzeczywiście istnieje. Oszust pozyskał skądś dane i wyrobił duplikat dowodu.

W lipcu 2018 roku opisywaliśmy w „Olsztyńskiej” sytuację, w której holenderscy dziennikarze zamówili fikcyjne prawo jazdy dla swojego premiera. Chcieli pokazać, że w Holandii łatwo jest wejść w posiadanie nielegalnych dokumentów. Skończyło się żądaniem wyjaśnień od Zbigniewa Ziobry przez Holenderską Partię Ludową na rzecz Wolności i Demokracji.

Później media opisywały przypadek przedsiębiorcy, któremu skradziono milion złotych przy użyciu dowodu kolekcjonerskiego. I nie ma się co dziwić, bo przestępstw związanych z wykorzystywaniem fałszywych dokumentów przybywa. Rocznie udaremnianych jest około 6 tys. prób wyłudzeń kredytów na ich podstawie. Tylko w latach 2010–2015 stwierdzono 361 tys. 310 przestępstw przeciwko dokumentom, czyli średnio... 60 tys. 218 rocznie.

— W naszym regionie nie odnotowaliśmy jeszcze przestępstw przy użyciu kolekcjonerskich dowodów — powiedział nam Krzysztof Wasyńczuk, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. — Sprawa jest nam jednak znana, bo coraz więcej słyszy się o wykorzystaniu takich dowodów przy oszustwach.

— Są różnice w tych dowodach, ale tak subtelne, że nie sposób tego zauważyć przy rutynowej kontroli — mówi Adam Patejuk, biegły sądowy zajmujący się ekspertyzą dokumentów. — Notariusze nie przechodzą szkoleń w zakresie autentyczności dokumentów, szczególnie dokumentów tożsamości. Teraz funkcjonują trzy rodzaje dowodów. Non stop są wprowadzane zmiany, część jeszcze nie wymieniła starych itd. To luka wykorzystywana przez oszustów. Ale nie to jest najgorsze... Musi im bowiem doradzać ktoś ze środowiska eksperckiego — precyzuje Patejuk. — Ostatnio badałem w Warszawie autentyczność pieczęci z 1949 roku. Muzeum Poczty Polskiej wydało opinię, że jest autentyczna, a ja udowodniłem, że nie. Dotarłem do oryginalnych odcisków, które w tym okresie i w tym urzędzie pocztowym funkcjonowały i wyszło na to, że takiej pieczęci w ogóle nie było. Tu też zabrakło wiedzy. A w Polsce są tysiące notariuszy. Byłoby dobrze gdyby 1/3 z nich przeszła szkolenie z zakresu autentyczności dowodów osobistych. Realnie to pewnie 1/10.

Rząd próbuje walczyć z procederem — stąd specjalna ustawa, która ma nakazać np. produkcję takich dowodów w innym rozmiarze. — Państwo poradziło sobie przecież z ulotkami w kształcie banknotów. Z jednej strony jest banknot, z drugiej reklama. Nie może ona jednak mieć formatu prawdziwego banknotu. W tej kwestii można było, a w dowodach nie można? — dopytuje biegły.

A coraz bardziej popularne e-dowody? Gdyby dać np. notariuszom czytniki bezstykowe, które weryfikują autentyczność dokumentu? — Gdyby to zrobić ustawowo, że muszą je mieć, to może by pomogło. Tak samo, jak komornik musi mieć rejestrator swojej interwencji. Uważam jednak, że dowody powinny zostać wyjęte z nomenklatury kolekcjonerskiej. Jeśli już, to powinny funkcjonować bez danych czy zdjęć — podpowiada.

Dlaczego jest tak trudno walczyć z procederem? Przez luki w przepisach. Podrabianie czy przerabianie dokumentu w celu innym niż wskazany w ustawie nie może stanowić przestępstwa. Stąd zapisy w regulaminach sklepów, które wyraźnie podkreślają, że dowody kolekcjonerskie nie są dokumentami i nie wolno ich tak traktować.

Paweł Jaszczanin

Komentarze (29) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Zorro #2751091 | 5.173.*.* 22 cze 2019 18:22

    Gdy w grę wchodzi interes pis, to odpowiednie regulacje prawne wchodzą w życie w 3 dni. Tutaj nie mogą sobie poradzić. Państwo w istocie teoretyczne istnieje tylko po to aby politycy mogli się nachapać. Widzimy to na codzień - chyba, że ktoś ogląda jedynie telewizję publiczną (w pejoratywnym sensie tego słowa) - to nie.

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  2. sefrtgyhgtr #2751098 | 31.0.*.* 22 cze 2019 18:38

    Notariusz powinien robić zdjecia (jak sciganym) i pobierać odciski palców.

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. mosad #2751099 | 88.156.*.* 22 cze 2019 18:43

      Ku...a dowody kolekcjonerskie!? Co to za kraj, w którym można bezkarnie podrabiac dokumenty!?

      Ocena komentarza: warty uwagi (20) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. werfgtfref #2751100 | 77.111.*.* 22 cze 2019 18:44

        Facet powinien wystąpić do trybunału europejskiego przeciwko Polsce, która umożliwiła produkcję fałszywek

        Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz

      2. Falisty #2751107 | 37.8.*.* 22 cze 2019 19:08

        Tak, dobra zmiana zmieni ci adres zamieszkania...

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

      Pokaż wszystkie komentarze (29)