Joanna Godecka: Nie odkładaj życia na później! [ROZMOWA]

2019-05-03 20:45:00(ost. akt: 2019-05-03 16:00:04)
Joanna Godecka

Joanna Godecka

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Z Joanną Godecką, terapeutką, coachem, trenerką rozwoju osobistego i autorką książek, rozmawiamy o tym, dlaczego nie warto odkładać życia na później. — Szczęście nie jest stanem euforycznym. Jest sposobem życia — przekonuje.
— W pani książce „Nie odkładaj życia na później” odnalazłam wiele swoich zachowań. Staram się nie odkładać niczego na później, ale też tkwię w różnych pułapkach codzienności. I o takich „pułapkach” utrudniających nam dobre życie pani pisze, zaczynając od bardzo — wydawałoby się banalnej sprawy — jak bałagan. Dlaczego warto mieć wokół siebie porządek? 
— Bo chaos dookoła wpływa na nasz stan psychiczny. Mózg odbiera wszystkie bodźce z zewnątrz, nawet jeżeli nie jesteśmy tego świadomi. I kiedy żyjemy w w bałaganie, powstaje w nas zamieszanie wewnętrzne. Przez to jesteśmy mniej efektywni, szybciej się męczymy, mamy trudności z koncentracją. Chaos przekłada się na nasz bałagan w środku.

— Mnie uporządkowanie mieszkania — w tym odnowienie i unowocześnienie kuchni oraz odchudzenie domowej biblioteki — bardzo dobrze zrobiło. Polecam. 
— No właśnie. Część osób przy obecnym tempie życia — dwa razy szybszym niż jesteśmy w stanie bez szkody dla nas znieść — takie rzeczy uważa za nieistotne. Wolą bardziej zaangażować się np. w pracę z myślą o awansie. Tymczasem trudniej jest odnosić sukcesy zawodowe, jeżeli nie możemy się zregenerować i wyciszyć w domu.

— Często jednak tkwimy w niezbyt wygodnym otoczeniu z przyzwyczajenia. Pisze pani o rutynie, która ma oczywiście swoje zalety, ale jednocześnie może pozbawić nas radości życia. 
— Sprawia ona, że nasze życie powoli koroduje. Ale nasz mózg lubi rutynę i chodzenie na skróty. A my z kolei  uważamy mózg za centrum dowodzenia. Podporządkowujemy więc życie temu, co nam doradza głowa. A powinno być inaczej. Właściwe miejsce centrum dowodzenia jest w naszym sercu, w emocjach. Z badań wynika, że pole elektromagnetyczne serca jest kilka tysięcy razy silniejsze iż pole elektromagnetyczne mózgu. Serce jest więc najsilniejszym ośrodkiem energetycznym człowieka. Powinniśmy go słuchać, a głowa ma nam pomóc strategicznie w osiągnięciu celu.

— Tymczasem my nawet nie mówimy „ja czuję”, co zauważa pani w swojej książce, tylko „ja myślę”. Jesteśmy bardzo racjonalni. Nasze życie opowiada mózg.
— Tak i gdy serce sygnalizuje, że czegoś chce, mózg odpowiada: „Daj spokój. Nic z tego nie będzie, nie zarobisz pieniędzy...”. Ulegamy strategii rozsądku. Mózg lubi automatyzm działania i rutynę. Jeżeli nie będziemy na to reagować, nie będziemy słychać naszych pragnień, zaczniemy funkcjonować niczym automat. Bez przyjemności.

— W książce podaje pani przykłady osób, które maja wszelkie dane, żeby cieszyć się życiem, a kompletnie nie wiedzą, jak to się robi. Jedna z nich spodziewa się, że to pani znajdzie sens jej życia! 
— Są to osoby odcięte od swojego prawdziwego centrum dowodzenia. Nie mają kontaktu z emocjami, przenoszą całe swoje życie w sferę racjonalną.

— I mówią, że będą szczęśliwe, kiedy przyjdzie wiosna, wakacje, kiedy będą więcej zarabiać...
— Kiedy będą mieli dom z basenem i supersamochód, kiedy spotkają mężczyznę lub kobietę swego życia. I to jest pułapka.

— Porozmawiajmy o mężczyznach, kobietach i samotności. Pisze pani, że w Polsce żyje 7,5 miliona singli. To straszne dużo.
— To osoby, które prowadzą jednoosobowe gospodarstwa (bo to było kryterium zaliczenia do singli). Dla części z nich to jest styl życia. Są samotnikami i dobrze się z tym czują. A są też ludzie nieumiejący nawiązywać kontaktów, mający poczucia odrzucenia. A pani przekonująco wyjaśnia, że bardzo wiele zależy jednak od nas samych. Przykładem jest dziewczyna, która przychodzi na przyjęcie.
Jeśli jesteśmy zainteresowani innymi ludźmi i skupiamy się na budowaniu komunikacji, to nie czujemy się samotni. Natomiast jeśli punktujemy tylko to, co nam się nie podoba i czekamy na osobę, która będzie nam odpowiadała pod każdym względem, to raczej się nie doczekamy. Dziewczyna, o której mowa przyszła na imprezę. Na początku zrobiła dużo zamieszania wokół siebie a potem usiadła, czekając na jakiś gest z otoczenia. Nikt do niej nie podchodził, więc wyszła, z poczuciem, że nikt jej nie lubi.

— Gdzie popełniła błąd?
— Na początku swym hałaśliwym wejściem zabrała przestrzeń innym ludziom, co nie jest dobrze odbierane — „O, weszła królowa!”. A potem królowa siada z boku i czeka, że dworzanie będą jej składać hołdy. Nikt nie reaguje, jej robi się przykro, więc wchodzi, a komentarz pozostałych jest taki, że strzeliła focha i poszła. A tak naprawdę jest to osoba nieśmiała. Hałas na początku robi trochę ze strachu, że nikt jej nie zauważy. Potem nie ma pomysłu, jak dalej prowadzić konwersację, więc czeka.

— My w ogóle mamy problem, jak pani zauważa, z komunikacją. Nie umiemy prowadzić tzw. small talks. 
— To często czułam na lotniskach w kraju. Kiedyś dużo podróżowałam i zauważyłam, że na świecie ludzie byli emocjonalni, dynamiczni, rozgadani. A u nas panowała grobowa cisza. Odczuwało się komunikacyjną barierę, mimo że było się w swoim kraju.

— Może to wynika też z kompleksów, które wynosimy z domu i które może pogłębiać przekaz popkulturowy. Bohaterowie masowej wyobraźni są piękni, młodzi i bogaci. 
— Z badań wynika, że jeżeli chodzi o poczucie dobrostanu nasza młodzież wśród państw europejskich zajmuje trzecie miejsce od końca. To oznacza, że nasze nastolatki nie radzą sobie w sytuacjach społecznych w szkole, źle się w niej czują. Mają obniżoną samoocenę, nie mając jednocześnie narzędzi przeciwdziałania. Z wiekiem ten stan się pogłębia, bo przybywa nam obowiązków i presji, a my nie umiemy sobie z tym radzić. I czujemy się mniej zadowoleni z życia.

— Pani radzi, żeby m.in. szukać swoich dobrych stron i wychodzić, przynajmniej od czasu do czasu, z rutyny.
— Niczego nowego się nie nauczymy i niczego nowego nie przeżyjemy, jeżeli nie wyjdziemy ze strefy komfortu.

— I bardzo dużo czasy spędzamy w pracy. 
— Przejęliśmy korporacyjne metody pracy z zachodu i nadal jesteśmy im wierni. A tam ludzie odkryli, że są one dewastujące, że taka presja i mobbing są nie do przyjęcia. My jeszcze nie i dlatego wiele osób pracuje w sposób psychicznie niewolniczy. Zarabiają pieniądze, ale nie ma w ich życiu „life and work balance”. Ludzie uważając, że sukcesem życiowym są pieniądze, prestiż i stanowisko zapominają, że jest to tylko część życia. Warto zadbać o tę drugą. Bo po co pracujemy i pniemy się po zawodowej drabinie? Żeby móc się tym cieszyć w fajnych sytuacjach, z ludźmi, których lubimy.

— Osoby, których historie pani opowiada, mają często wszystko, ale nie potrafią tym się cieszyć. Pani wyjaśnia, że wszystko czego potrzebujemy do szczęścia jest w nas. 
— Zgadza się. Dlatego zachęcam do nawet drobnej zmiany, bo jak już zaczniemy, to przyjdą następne, uruchomią się jak kostki domina. Chcemy być szczęśliwi i możemy być szczęśliwi. Nie chodzi tu o stany euforyczne. Bo szczęście nie jest poszukiwaniem konkretnych celów, ale poczuciem tego, że moje życie jest dobre, wartościowe, ja jestem ważna. Takie przekonanie może nam towarzyszyć codziennie. Daje nam przyjemność wstawania rano i kładzenia się spać. Jest to możliwe, gdy mamy poczucie sensu tego, co w życiu robimy. Szczęście jest sposobem życia.

— Jest pani osobą zajętą. A jak pani odpoczywa? Są ludzie, których nawet odpoczynek stresuje, bo mają napięty plan weekendowy i chcą koniecznie go zrealizować. 
— Mieszkam w Warszawie, ale mam furtkę w ogrodzie, która prowadzi do lasu. Mam cztery psy i trzy koty. Prowadzę raczej spokojny tryb życia, niewyścigowy. Wiosną śpiewają tu ptaki, wieczorem latają nietoperze.

Ewa Mazgal