Chwasty, zielsko i badyle

2019-03-13 16:11:37(ost. akt: 2019-03-16 18:07:38)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Wiedza o chwastach, ich walorach smakowych oraz zastosowaniu jest w jej działalności podstawą. Natalia Załęska-Pyć z Podleśnej koło Dobrego Miasta otwiera przed nami swoją szamańską duszę i zaprasza na spacery degustacyjno-poznawcze.
— Skąd pomysł na własną działalność?
— Chciałam stworzyć coś swojego. Zmienić swoje pasje w sposób na życie. Od zawsze pasjonował mnie świat roślin i nagle pojęłam, że można tym zarażać też innych dookoła. Najtrudniejsza była decyzja o rozpoczęciu, ale jak już ruszyło, to z kopyta.

— Czym się zajmujesz?
— Przede wszystkim tworzę kompozycje sezonowych herbat oksydowanych. Zbieram rośliny występujące w pobliskim otoczeniu i poddaję procesowi oksydacji. Pod wpływem tlenu, w kontrolowanych warunkach (temperatura, wilgotność) dochodzi do zmian biochemicznych w liściach. Efektem jest karmelowy posmak herbatki z lilaka czy owocowy zapach Iwan Czaja. Przetwarzam nie tylko popularne rośliny jak pokrzywa, ale i liście leśnych malin lub poziomek. Ich aromat jest nieziemski. Często posiłkuję się owocami truskawek, malin czy innych, mniej popularnych roślin, jak głóg czy hyćka (inaczej czarny bez). Tworzę również mgiełki zapachowe magnezowe, mydła gospodarcze i octy ziołowe na bazie octu jabłkowego. Z dnia na dzień poszerzam swoją wiedzę, a co za tym idzie i asortyment. Wszystko to staram się robić w duchu zero waste, less waste oraz recyklingu.

— A jak określiłabyś siebie? Czy jest w tobie trochę z zielarki? Szamanki?
— Wydaje mi się, że tak. W mojej działalności wiedza o chwastach i ich walorach smakowych, jak i ich zastosowaniu w medycynie jest podstawą. Bez tego nie powstałaby moja Płonka. Uwielbiam zagłębiać się w symbolikę i tradycyjne zastosowanie roślin. Informacji szukam w książkach, internecie i od osób, które również pasjonują się zielskiem.

— Czy masz już jakieś osiągnięcia?
— Codziennie nowe (śmiech). Bo codziennie zdobywam wiedzę o otaczającym mnie świecie. W listopadzie ubiegłego roku otrzymałam certyfikaty Marki Lokalnej na moje produkty: Iwan Czaj fermentowana herbata z wierzbówki kiprzycy, herbaty fermentowane mieszane oraz mgiełki magnezowe zapachowe.

— Czego oczekują Twoi klienci?
— Z tego, co już zauważyłam, klient potrzebuje produktu unikatowego. Nie wyprodukowanej na szeroką skalę hybrydy, ale czegoś prawdziwego. Oczekują jakości, a nie masowego przemiału, który oferują wielkie korporacje. Klient chce się poczuć rozpieszczony, że posiada produkt, który został stworzony wyłącznie dla niego.

— Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
— Przede wszystkim uwielbiam przetwarzać kwiaty. Teraz mamy sezon na męskie kwiatostany leszczyny i olszy, ale już za chwilę będzie forsycja. Moje ulubione fermentowane kwiaty to hyćka, lilak i czeremcha.

— Kochasz to, co robisz?
— Oczywiście! Ogromną satysfakcję daje mi kontakt z ludźmi i danie im czegoś stworzonego moimi rękami. Uwielbiam wiadomości zwrotne, że dana herbata pachnie i smakuje jak coś, czego nigdy wcześniej nie próbowali. Zachwyt na twarzy, gdy opowiadam o herbatach z liści drzew owocowych, o tym jak smakują i jak pachną. Daje mi to pewność, że to, co robię, ma sens.

— Co jest najtrudniejsze w byciu swoim szefem, byciu na swoim?
— Chyba dyscyplina. Rozkazywanie samej sobie jest dosyć trudne, bo nie lubię słuchać (śmiech).

— A co jest twoją największą pasją?
— Największą? Mam ich wiele, więc trudno powiedzieć, która jest najważniejsza. Przede wszystkim jedzenie! Dzięki tej pasji co chwilę odkrywam nowe kompozycje smaków i aromatów. Pod tym względem najlepsze jest lato. Uwielbiam spacery i próbowanie pączków funki, kwiatów cykorii podróżnika, czyli tego, co zazwyczaj omijamy. Można powiedzieć, że moją pasją są spacery degustacyjno–poznawcze (śmiech).

— Masz jakieś plany na przyszłość? O czym marzysz?
— Chciałabym otworzyć w Olsztynie kooperatywę spożywczą. To takie moje małe marzenie. W tym roku mam ambitny plan na wędzone i prasowane herbaty. Czekam tylko aż wiosna bardziej wybuja, wtedy zaczniemy czas eksperymentów. Dodatkowo w tym momencie razem z moim mężem bawimy się w permakulturę (projektowanie i rozwój płodnych i zrównoważonych ogrodów i gospodarstw — red.) i swoją małą pasiekę.

— Gdzie można cię spotkać? Reklamujesz się gdzieś?
— Prowadzę fanpage na Facebooku i powiązaną stronę na Instagramie. Można tam zobaczyć moje „eksperymenty”. Bardzo często informacje o tym, co robię, rozchodzą się pocztą pantoflową. Otrzymuję bardzo dużo wsparcia od swoich bliskich, a w szczególności od mamy, teściowej, brata, męża i przyjaciół... Nie sposób wszystkich wymienić. Najczęściej można mnie znaleźć na wszelkich jarmarkach, targach i wystawach. Cenię sobie kontakt bezpośredni z klientem, gdy mogę komuś opowiedzieć o swoich produktach. Chyba mam to po mamie, która sama sprzedaje swoje jajka i warzywa i robi to z niesamowitą finezją. W najbliższym czasie, bo 30 marca, będzie mnie można spotkać na Targach Eko-Rękodzieła w Olsztynie.

— Da się zarobić na swojej pasji?
— Płonkę traktuję bardziej jako pasję, a nie narzędzie zarobkowe. Ale odpowiadając na pytanie — da się na tym zarobić. Pod warunkiem, że zbieranie i tworzenie traktuje się jako zabawę, a nie roboczogodziny.

— Czy własny biznes to była dobra decyzja? Nie żałujesz swojego wyboru?
— Oczywiście! Nie spodziewałam się aż tak pozytywnego odbioru. Żałuję tylko, że tak długo się bałam. Mogłam już wcześniej się na to zdecydować. To był pozytywny początek, który ciągnie się nadal.

— Jakaś rada dla tych, którzy myślą o własnej działalności?
— Nie odkładajcie swoich marzeń na później! Dla osób, które wahają się nad czymś własnym jest teraz spore ułatwienie w postaci działalności nierejestrowanej. Dzięki temu można sprawdzić, z... czym to się je, bez ponoszenia zbędnego ryzyka. Zwłaszcza finansowego.

Milena Siemiątkowska

Nie wiem, skąd to się wzięło, ale Polacy, Słowianie i Europejczycy w ogólności mają taką dziwną przypadłość. Nie lubią się chwalić. Inaczej mówiąc, chwalenie się nie jest w dobrym tonie. Dokładnie na odwrót mają Amerykanie. Chwalenie się stanowi podstawę ich kultury. I chyba to także na tym chwaleniu się i kulturowym optymizmie wyrosła ich dzisiejsza potęga. My natomiast wychowywaliśmy się na wierszyku „Samochwała” Jana Brzechwy, który to wierszyk skutecznie wyuczał dzieci, że chwalenie się to bardzo brzydki zwyczaj. Inna różnica jest taka: Polacy lubią tych, którzy nie wyróżniają się z tłumu. Amerykanie kochają ludzi sukcesu. Dlaczego o tym piszę? Bo szukamy przedsiębiorczych ludzi, którzy chcą się pochwalić swoim pomysłem na sukces w biznesie. W naszym cyklu „Na swoim” chcemy pokazywać nasze lokalne firmy. Te, które dopiero startują, a także te, które są już znane. Przede wszystkim jednak chcemy pokazywać ludzi, którzy je wymyślili, którzy nimi kierują. Co ważne: szukamy nie tyle ludzi biznesu, co ludzi, dla których biznes jest pasją. Chcecie się pochwalić? Napiszcie do mnie na Facebooku lub na Messengerze.

Igor Hrywna:








Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. GOSIA #2697070 | 37.47.*.* 13 mar 2019 17:24

    Brawo Natalka!

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

  2. Cinosław #2697086 | 83.20.*.* 13 mar 2019 17:38

    Super sprawa! Wspierajmy lokalne inicjatywy!:)

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. gość #2697756 | 159.205.*.* 14 mar 2019 19:06

    A ja uwielbiam racuszki na baldaszkach kwiatowych czarnego bzu. Na ciepło są wspaniałe, kiedy przestygną nie każdemu mogą smakować, gdyż uwalnia się aromat tego ziela. Ale to samo zdrowie! Z surowych kwiatów najbardziej smakują mipłatki liliowców, Wierzbówkę kiprzycę zaprzałam na surowo - może być. Pozdrawiam wszystkich zielono zakręconych.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz