Bo to się przecież tak zaczyna

2019-01-21 12:00:00(ost. akt: 2019-01-21 11:59:10)

Autor zdjęcia: rgbstock.com

Olsztyn, czwartkowy poranek. Dwóch młodzieńców, na oko wiek gimnazjalny, zmierza (chyba) do szkoły. Prowadzą bardzo ożywiony dialog.
— Widziałeś ch...a, jak nas załatwił. Jak ja mu dziś przyp...., to się nie pozbiera, ch... jeden!
— Jakby coś jestem, k..., w pogotowiu. Załatwimy ch...
Każde kolejne zdanie ociekało nienawiścią do nieznanego mi — jak go nazwali młodzieńcy — ch... Powiało grozą, zwłaszcza w kontekście, w jakim funkcjonujemy od kilku dni, a temat mowy nienawiści nie schodzi z ust większości rodaków. Tyle że w moim przekonaniu to słomiany ogień, po którym wkrótce śladu nie będzie. W tej kwestii jestem pesymistą.

Tak się składa, że wiele czasu spędzam w pociągach. To wyjątkowa rzeczywistość, bo — chcąc nie chcąc — jestem świadkiem wielu rozmów. Niektóre z nich są toczka w toczkę jak ta przytoczona na samym początku. Rozmówcy nie mają najmniejszego poczucia, że posługują się mową nienawiści. Może mniej brutalną niż niektóre wpisy w internecie, ale równie groźną, bo nacechowaną agresją, złością i nienawiścią właśnie. Gdzie nas to może zaprowadzić, już wiemy. Kłopot w tym, że ten rodzaj wypowiedzi jest lekceważony, że nie dostrzega się w nim zagrożenia, które już chyba prawie wszyscy widzą w internetowym hejcie. Błąd, bo to się przecież tak zaczyna — że sparafrazuję przedwojenny szlagier.

W niektórych szkołach są przygotowywane lub już się odbywają lekcje poświęcone mowie nienawiści. Świetny pomysł, ale pod warunkiem, że poprowadzą go ludzie, którzy wiedzą, jak je poprowadzić. Tylko... czy to wystarczy? Myślę się, że nie. Mam nieodparte wrażenie, że po wyjściu z lekcji słuchacze (uczniowie) skomentują ją sobie we właściwy sobie sposób. Obawiam się, że często w stylu zbliżonym do rozmowy dwóch młodzieńców. Bo takim sposobem komentowania rzeczywistości się nasiąka. I szkoła tego nie zmieni. Może co najwyżej gasić pożary.

Mirosław Wieczorek