Lidia Dzwolak: Nie zostawiam aparatu w domu [ROZMOWA]

2018-12-30 09:50:47(ost. akt: 2018-12-30 11:49:47)

Autor zdjęcia: Arch. Lidia Dzwolak

Jest mamą dwójki rozrabiaków, żoną i od ponad roku jedną z najbardziej rozpoznawalnych fotografek w Polsce. Zawodowo zajmuje się stylizacją i fotografią. Prowadzi również blog o tym jak czerpać radość z macierzyństwa. Z Lidią Dzwolak rozmawia Milena Siemiątkowska
- Dlaczego właśnie fotografia stała się twoim sposobem na życie?
- Kiedy Jurek, mój drugi syn skończył 1,5 roku uznałam, że nadszedł czas wrócić do pracy. Nie miałam sprecyzowanych planów zawodowych, nie miałam stałego etatu, na który mogłabym wrócić po macierzyńskim. Musiałam wymyślić wszystko od nowa i znaleźć swoje miejsce wśród milionów pracujących Polaków. Byłam przestraszona i zestresowana, bo od prawie 4 lat, czyli od momentu kiedy urodził się Józio (mój pierwszy syn) nie byłam aktywna zawodowo. To była trudna sytuacja, bo z jednej strony byłam świadoma tego, że ciężko będzie od razu znaleźć pracę na tyle dobrze płatną, żeby móc zainwestować w nianię i żeby z wypłaty coś jeszcze zostało. Z drugiej strony chciałam mieć pracę, która będzie dla mnie przyjemna, da mi poczucie spełnienia i do której będę chciała wstawać codziennie rano. Przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że jedyne stałe zajęcie w moim życiu to fotografia i to właśnie chcę robić!


- Pewnie trudno było zacząć i wybić się na rynku?
- Mój wybór był bardzo ryzykowny, bo rynek fotograficzny jest przepełniony. Jestem też samoukiem i bałam się, że pewnym technicznym rzeczom nie dam rady podołać, że moje zdjęcia nie będą tak idealne, żeby podobać się innym. Ale tak naprawdę do ideału nie dążyłam. Na początku prawie nie używałam Photoshopa i chyba właśnie w tym niedopięciu na ostatni guzik była metoda, bo często czytałam komentarze, że moje zdjęcia są rozpoznawalne i „takie inne”. I dzięki tym komentarzom uwierzyłam, że się uda!

- Czym zajmowałaś się wcześniej?
- W czasie studiów pracowałam w olsztyńskim Empiku. Mam za sobą też epizod kulinarny. Przez 2,5 roku mieszkałam w Szkocji i pracowałam jako kucharz. Po powrocie skończyłam szkołę fryzjerską ze specjalnością stylizacja, zaszłam w ciążę i... teraz jestem szefową sama dla siebie.

- Czy trudno ci pogodzić życie prywatne z zawodowym?
- To jest zdecydowanie najtrudniejszą rzeczą. Kiedy praca jest twoim hobby i odwrotnie, trudno wyłączyć myśli z nią związane. Był taki czas, kiedy już nawet mąż mnie prosił: „zostaw ten aparat w domu, niech spacer będzie po prostu spacerem”. Wtedy nie bardzo to do mnie docierało. Byłam podekscytowana, że robię to, co lubię i w dodatku mi się udaje. Nie chciałam rozstawać się z moim przyjacielem - aparatem ani na krok. Teraz w nawale pracy doceniam każdą chwilę z moimi chłopakami i korzystam z tych naszych spacerów trochę inaczej niż wtedy.

- Co sprawia ci największą radość w pracy?
- Dobre słowo. Fotografuję głównie ludzi...I to ich miłe słowa dają mi najwięcej szczęścia. Często przy sesjach sama zajmuję się stylizacją ubrań, znajduję plenery itd. Fajnie jest wtedy pracować z kimś kto rozumie klimat jaki stworzyłam i ma podobną wrażliwość. Wciąż też najwięcej radości sprawiają mi sesje z dziećmi. Kocham ich spontaniczność i prawdziwość. Pamiętam jedną dziecięcą sesję, którą robiłam w malarni w Teatrze Jaracza. To jest magiczne miejsce! Rekwizyty, maski, przebrania… dzieci były tam przeszczęśliwe! Nie sposób wtedy też się nie cieszyć.


- Najbardziej stresujące momenty?
- Wszystko byłoby piękne gdyby nie presja czasu. Może się wydawać, że robienie zdjęć jest proste i przyjemne. Owszem, jest przyjemne, ale wymaga spokojnego umysłu, skupienia i pomocy ze strony modeli. A kiedy muszę zrobić jakąś ważną sesję praktycznie z dnia na dzień, wymyślić temat przewodni, zająć się organizacją, liczyć na to, ze mali modele będą mieli akurat dobry dzień na pozowanie i wysłać wszystko gotowe na czas, to bywa trudno. To są stresujące sytuacje i je chyba lubię najmniej, choć z drugiej strony jestem wtedy bardzo zmotywowana. Kiedy uda mi się wszystko oddać w terminie, wtedy czuję ulgę i satysfakcję i tak naprawdę myślę sobie, że może lepiej, że miałam tak mało czasu, bo teraz mogę zająć się już czymś nowym. W takich sytuacjach pomaga mi mój temperament. Jestem energiczna i lubię ruch w przyrodzie.

- Czy w związku ze swoją pracą dużo podróżujesz?
- Mniej więcej od roku, kiedy intensywniej zaczęłam współpracę z internetowym magazynem "Ładnebebe" podróżuję dosyć sporo. Wciąż to Polska, ale od Kołobrzegu po Szczyrk. Lubię te podróże, bo dzięki nim spotkałam świetnych ludzi, zwykłych-niezwykłych domowników, biznesmenów, sportowców i artystów. Oni też zabierali mnie w podróż do swojego świata, opowiadając historie i pozwalając podpatrzeć ich codzienność. Dużo się można na takich wyprawach nauczyć, nabrać dystansu do rzeczywistości, zrozumieć drugiego człowieka. Zwykle kiedy gdzieś wyruszam, to są to wyjazdy na zlecenie, ale czasem uda się pogodzić taki wyjazd z wypadem rodzinnym.

- Co robisz w wolnym czasie? I czy taki w ogóle istnieje?
- Przez większą część dnia planuję, wymyślam i realizuję. W wolnych chwilach staram się od tego uwolnić. Lubię obejrzeć jakiś serial na Netflixie i zjeść coś pysznego. Od czasu do czasu wychodzę z mężem na randkę, zwykle na koncert albo do teatru. Sprawiam sobie drobne przyjemności.


- Co twoja rodzina i znajomi sądzą o tym, co robisz?
- Pewnie nie byłoby tak kolorowo, gdyby nie wsparcie Darka, czyli mojego męża. Po pierwsze dlatego, że na początku mojej działalności wziął na barki cały ciężar finansowy naszej rodziny. Nie mógł być pewien, że wkrótce zacznę normalnie zarabiać, a mimo wszystko motywował mnie, żebym założyła firmę. Teraz dzielnie zajmuje się Józiem i Jurkiem, kiedy mama jest w pracy. Jest naszym superbohaterem! Pomaga mi nie tylko w życiu prywatnym, ale też i zawodowym. Mam szczęście, że on lubi techniczną stronę fotografii, której ja nie cierpię. Pomaga mi w wyborze sprzętu i jest świetny w grafice komputerowej. Często przy sesjach zdjęciowych pracuję ze swoimi dziećmi. To też jest nasza forma spędzania razem czasu. Jeśli nie jest to zbyt częste, to chłopcy cieszą się tym tak jak ja. Ostatnio doszłam do wniosku, że skoro w ten sposób oni przyczyniają się do powiększenia budżetu rodzinnego, to im tez się należy procent. Zabrzmi to śmiesznie, ale płacę swoim dzieciom za sesję. Znajomi też mnie wspierali od kiedy pamiętam. Kiedy na początku pełna kompleksów miałam wątpliwości czy to co robię jest wystarczająco dobre, wciąż powtarzali: „Jest! Rób dalej swoje!” Kiedy otwierałam firmę, bardzo obawiałam się zdania moich dobrych znajomych – zawodowych fotografów, a tymczasem od nich też usłyszałam, że jest fajnie i chętnie pomogą kiedy będę ich potrzebowała. To było niesamowicie miłe.

- Plany na przyszłość...
- Na razie nic bym nie chciała zmieniać. Jestem szczęśliwa. Zawodowo wszystko toczy się swoim torem i w dobrym tempie. Plany na przyszłość układają się same. Co jakiś czas pojawiają się zlecenia, które pozwalają mi dać krok do przodu. Uczę się i rozwijam. Prywatnie chciałabym bardziej zadbać o swój spokój. Planuję wrócić na jogę i częściej chodzić na basen.

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. alekss #2658073 | 83.9.*.* 8 sty 2019 15:00

    dzisiaj to każdy jest fotografem. Żadna nadzwyczajność

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. ciekawe ? #2653640 | 87.204.*.* 2 sty 2019 13:58

    śpiewać każdy może ....

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. Weronika #2652424 | 188.146.*.* 31 gru 2018 09:17

    Zapłacić za to by o mnie mówili, to trzeba być desperatką. Ot czasy nastały.

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  4. ??? #2652356 | 5.173.*.* 31 gru 2018 00:11

    ???

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz